Z powodów osobistych (moja ciąża ;), muszę pozostać w szpitalu do czasu aż synek zechce wyjść na świat ;)) Rozdawajka będzie przeniesiona w terminie.
Losowanie odbędzie się jak wrócę ;)
"(...) moje notatki pełne są poobcinanych kończyn, pełne są krwi, zakażonej spermy, siostry na pewno gwałcili, od wielu miesięcy wszystko to skrzętnie zapisuję po nocach, wszystko już mam, zabitych rodziców na co drugiej stronie, i dzieci, niebieskim długopisem, czarnym, zielonym, żeby potem po zmianie koloru notatek sprawnie znajdować początek i koniec każdej relacji, zabity tak, zabity siak, moje notesy są spuchnięte jak trupy w wodzie, wszystkie te ciała są przy mnie, martwe, ale i żywe, ich zabici rodzice o nic specjalnego, nic szczególnego, rwandyjska normalka, moje notesy cuchną, wszystko co w nich mam podchodzi mi do gardła."**Obnaża autor schematy myślenie i postrzegania - ocaleni już zawsze będą naznaczeni piętnem zbrodni, której doświadczyli, w oczach świata będą najpierw ocalałymi właśnie a dopiero potem dobrymi ludźmi, czy fachowcami w danej dziedzinie. Cień maczety będzie unosić się nad nimi już do końca życia.
"Twój wróg, to Tutsi, ale Twój największy wróg, to kobieta Tutsi"***
"Jesteśmy bogaci, chłopcze. Mamy siebie nawzajem i tę ziemię do uprawy. (...) Mamy gorące mleko Stokrotki. Mamy deszcz, żeby nas umył, zmył z nas brud. Możemy patrzeć na zachód słońca i widzieć go w całej okazałości, tak, ze oko nam wilgotnieje a serce przyspiesza. Słyszymy całą muzykę, jaka jest w wietrze tak dużo muzyki, że nogi same zaczynają wyrywać się do tańca."**
"To, że byłem jego synem znaczyło dla mnie tyle, co znajomość z królem."***
"Podniosłem jego dłoń do ust i pocałowałem, nie zważając na świńską krew. Całowałem ją raz za razem, chociaż cuchnęła od śliskich soków martwego zwierzęcia. Zrozumiał, że wybaczyłbym mu nawet, gdyby miał zabić mnie..."****Piękna książka o wartościach, dojrzewaniu, miłości do rodziny i do ziemi. Książka na poły autobiograficzna, poświęcona najważniejszej osobie w życiu chłopca - jego ojcu. Może dialogi mogłyby być mniej szkolne i "kanciaste", ale może to stylizacja na język ludzi prostych... Może dużo w książce przemocy, ale przecież taki właśnie, brutalny jest świat. Jedno jest pewne, ojciec Pecka wiedział, co się w życiu naprawdę liczy. Polecam:)
"Kontury postaci Eri Asai nieco się zamazują, zaczynają lekko drżeć. (...) Wpatruje się w kontury, które tracą wyrazistość. (...) Wzmaga się szum przypominający dzwonienie w uchu. Zdaje się, ze gdzieś na dalekim wzgórzu zerwał się silny wiatr. Punkt styczności sieci dwóch obwodów gwałtownie się kołysze. Przez to kontur bytu Eri gwałtownie zanika. Znaczenie prawdziwego istnienia zaczyna ulegać erozji. -Uciekaj!- krzyczymy."**
"Przeobrażamy się w pewien punkt widzenia, patrzymy na dziewczynę. A może należałoby powiedzieć: p o d g l ą d a m y j ą. Naszym punktem widzenia staje się wisząca w powietrzu kamera, która może swobodnie poruszać się po pokoju."***
"Jesteśmy niewidzialnymi, bezimiennymi intruzami. Patrzymy. Wytężamy słuch. Zaostrzamy węch. Lecz fizycznie nas w tym miejscu nie ma, nie zostawiamy po sobie żadnych śladów. Można powiedzieć, że przestrzegamy klasycznych zasad rządzących podróżami w czasie. Obserwujemy, ale nie ingerujemy."****
"Każda istota ludzka bierze się z jakiegoś ojca i jakiejś matki. Można ich nie uznawać, nie kochać, można w nich zwątpić. Ale oni istnieją, mają twarze, poglądy, maniery i nawyki. Istnieją ze swymi złudzeniami i nadziejami (...) i to wszystko przechodzi na nas."**
"Takiego go widzę pod koniec życia. Już nie amatora przygód ani niezłomnego wojskowego. Starego, wyobcowanego człowieka, wykluczonego ze swojego życia i swoich namiętności, rozbitka."***
"(...) zasiądę na cemencie werandy przed rozgrzanym piecem białego nieba, będę lepił z gliny bogów i wypalał figurki na słońcu."****"Afrykanin" to opowieść o Afryce sprzed ery wojen i spustoszenia sianego przez AIDS; to opowieść o raju utraconym, o zachodzie słońca, które już nigdy nie wzeszło nad tą samą, błogą równiną. Oczywiście to też klucz do zrozumienia wielu motywów w twórczości Noblisty, ale przede wszystkim opowieść o człowieku i jego miłości do ziemi, na której hodował swe marzenia.
- mówi o Francuzach Henry."Jesteśmy chłodnym narodem zarówno w czasie świąt, jak i w dni ciężkiej pracy. Niewiele nas dotyka, lecz tęsknimy za czymś, co by nas dotknęło. Leżymy w nocy bezsenni i chcemy, żeby ciemność rozstąpiła się ukazując nam wizję. Przeraża nas poufałość naszych dzieci, ale pilnujemy, żeby wzrastały jak my. Chłodne jak my. W taką noc twarze i dłonie płoną, a my wierzymy, że jutro ukaże nam anioły, a dobrze znany los odsłoni nową ścieżkę."**
"Jesteśmy narodem filozofów, obeznanym z naturą chciwości i żądz - trzymamy za rękę i diabła i Boga. Nie chcielibyśmy wypuścić ani jednego, ani drugiego. Ten żywy most kusi każdego i można na nim odnaleźć lub stracić własną duszę"***
*s. 78."Namiętność. Obsesja. Poznałem je obie i wiem, że dzieląca je linia jest tak cienka i okrutna, jak wenecki sztylet."****
"(...) niebywale wysokie drzewa, gładkie laguny, nieodmiennie płynące rzeki - przywodziły na myśl świat dopiero co stworzony, nieskalany obecnością człowieka, roślinny i zwierzęcy raj. Docierając zaś do plemion, dotykaliśmy prehistorii. Toczyło się tu żywiołowe i proste życie odległych przodków: myśliwych, zbieraczy, łuczników, nomadów, magików, animistów. (...) świat jeszcze nie ujarzmiony, epoka kamienia, kultury magiczno-religijne, poligamia, zmniejszanie głów (...) czyli zarania dziejów ludzkości. "**Cała fabuła to tropienie, podążanie śladami nieuchwytnego gawędziarz, który snuje się między zaroślami buszu i grubymi pniami porastających dżunglę drzew. Wydaje nam się, iż już za moment schwycimy go za rękę, lecz okazuje się, iż zostaliśmy podstępnie wplątani w kolejną jego opowieść, a on sam w tym czasie zdążył już zniknąć nam z oczu. Kim właściwie jest ten owiany aurą tajemnicy i niedopowiedzeń człowiek? To łącznik rozproszonej odwieczną tradycją wędrowania wspólnoty, to siewca wieści, to pamięć plemienia. Umożliwia on trwanie Macziguengom, przechowuje w swej pamięci mentalny zapis tego, kim są, pozwala im pielęgnować ich świadomość plemienną.
"Gdzie był Szatan? Czy nie ukrywał się w fałdach sędziowskich tóg? Czy nie przemawiał głosem prawników i duchownych?"**Tituba odegrała w tym spisku rolę karty przetargowej, aby chronić swe życie musiała zeznawać tak, jak jej kazano. Jej ciemny kolor skóry automatycznie bowiem czynił ją podejrzaną, a wszelkie przesłanki wymagały już tylko delikatnego ubarwienia, by kobieta mogła zadyndać na szubienicy, jako najprawdziwsza czarownica. Musiała się więc ratować...
Maryse Conde nie wynosi jednak swojej bohaterki na piedestał, nie otacza aurą niepotrzebnego patosu. I to mi się bardzo podoba. Tituba to zwykła dziewczyna nie pozbawiona wad czy słabości. Ulega rozmaitym pokusom (przede wszystkim na manowce sprowadza ją lubowanie się w osobnikach płci męskiej), jej duszę niejednokrotnie nawiedzają demony pragnienia zemsty, a nawet dopuszcza się ona okrutnej zbrodni wobec własnego nie narodzonego dziecka (ocenę tego czynu pozostawiam jednak indywidualnemu poczuciu moralności każdego czytelnika; według mnie miała pewne powody, zresztą potem bardzo żałuje tego, co zrobiła...). Nie jest więc Tituba aniołem w ludzkiej skórze, ale mimo wszystko czy zasłużyła na okrutny los, który zgotowali jej biali ludzie?..."Ty byś robiła coś dobrego? Ty jesteś Murzynką, Titubo! Możesz tylko czynić zło. Ty jesteś samo zło!"***
"(...) niepomyślność to bliźniacza siostra czarnego! Rodzi się razem z nim, kładzie się z nim spać, współzawodniczy z nim o tę samą, zwiotczałą pierś. Je dorsza z jego miski. A przecież on się nie daje, ten Murzyn!" ****W końcu Tituba powraca na Barbados, odzyskuje swój utracony raj. Jednak jego ścieżki okazują się wyłożone cierniami historii. Nie ma szczęścia na tym świecie dla Tituby. Kobieta przystaje do środowiska maronów, Murzynów, którzy wyzwolili się spod pręgierza niewolnictwa. Pod jej dach trafia młody Murzyn Iphigen, którego okrutnie skatowanego Tituba ratuje od śmierci. Porywy młodego, zbuntowanego serca prowadzą go do organizacji rebelii przeciw okrutnym, białym plantatorom. I tu zakończę, co się stanie, dowiedzcie się sami...