piątek, 28 stycznia 2011

"Farmer ogromne serce ma..."* - "Skrawek ziemi" - Robert Newton Peck

   Tym razem wybrałam się na krótką podróż na Zachód. Krótką, bo zaledwie stu kilkustronicową, ale za to jakże głęboką i jak wiele mówiącą o życiu i człowieku. "Skrawek ziemi" to rzeczywiście piękna historia o więzach rodzinnych i o tym, co się naprawdę w życiu liczy. O wartościach duchowych i ich prymacie nad materialnymi i o ciężkim, ale oczyszczającym zdaniu się na los i pogodzeniu z tym, co dla nas przygotował. 
   Narratorem i głównym bohaterem powieści Pecka jest Rob, dwunastoletni chłopiec mieszkający z rodzicami i ciotką na farmie w stanie Vermont. Życie upływa mu  na zabawach, obcowaniu z naturą, ale przede wszystkim pamiętać musi o wypełnianiu obowiązków. Nie brak w powieści zabawnych perypetii chłopca, jego prześmiesznego dziecinnego spojrzenia na świat, ewenementów dziecięcego światopoglądu wynikających z niezrozumienia spraw świata dorosłych (uważał na przykład, ze zboczeniec to bardzo ciekawa postać i chciał wypytywać o takowych podczas wizyty w jarmarcznej toalecie). 
   Rodzina Pecków należy do wyznaniowej  społeczności Szejkerów, żyjącej według specyficznego kodeksu znajdującego się w Księdze Szejkera (muszę przyznać, iż pierwszy raz spotykam się w literaturze i życiu w ogóle z tym odłamem wyznaniowym; z tym większą uwagą śledziłam założenia owej religii), jednak autor nie sili się na udzielanie czytelnikowi wykładu odnośnie doktryny. Wplata jedynie nienatrętne dygresje o postrzeganiu zachcianek jako fanaberii, a przedmiotów pożądanie jako dzieł Szatana, za pomocą których chce on omotać człowieka. Innym razem wspomina o istnieniu pierwotnej przyczyny, czyli podłoża zakodowanego w genach i ewolucji nakazującego postępować tak a nie inaczej (np. świnia nie może stać koło krowy, bo ta przypomina sobie czasy, gdy dzikie świnie zjadały krowy i ze strachu mleko jej kiśnie). 
   Jednak życie w świecie fikcji Pecka to nie tylko piękne chwile. Sielankę często zastępują tu ludzkie dramaty (jak choćby historia sąsiada, którego kochanka powiesiła się i utopiła ich malutką córeczkę, którą ten uprał się odkopać i pochować w swym sadzie).  
   Powieść Pecka to również apologia zżycia człowieka z naturą. Robert ma za swoją najlepszą przyjaciółkę i towarzyszkę zabaw świnkę Różankę. Dba o nią niemalże jak o członka rodziny, wszędzie ze sobą zabiera, nie szczędzi pieszczot, a nawet śpi z nią niekiedy w chlewiku. Wspólnie zdobyli nawet nagrodę w kategorii najlepiej ułożonej świnki hodowanej przez dziecko na miejskim jarmarku;) Jednakże życie na farmie to nie tylko sielskie chwile Nie brak w powieści realistycznych, naturalistycznych wręcz opisów krowich porodów, polowań jastrzębia na królika, zapładniania Różanki przez knura sąsiadów czy drastycznego w skutkach szczucia psa na łasicę. Mnie jednak najbardziej uderzył bezsens zabijania przez chłopca wiewiórki, po to tylko, by wydobyć z jej brzucha rozdrobnionej orzeszki do posypania ciasta... Obyczaje niektórych ludzi to rzecz nie dość, że odrzucająca, to i niezrozumiała i okrutna. Trupa wiewiórka zjadły kury. 
   Zdecydowanie istotną rolę odgrywa w powieści obraz ojcowsko-synowskich relacji Pecków (autor zadedykował nawet ów utwór swemu ojcu). Haven Peck był niepiśmiennym farmerem w podeszłym wieku 60 lat. Na co dzień trudnił się ubojem świń. Wychowuje swego syna w poszanowaniu i nawyku ciężkiej pracy, miłości do ziemi, szacunku dla dobrych ludzi. Mężczyzna i chłopiec przy pracy odbywają wiele wartościowych rozmów i dyskusji, które uczą chłopca patrzenia na świat prostodusznymi i poczciwymi oczyma ojca. Haven uczy swego syna gospodarskich mądrości, ale rozmawiają również o historii, polityce, religii 
   "Jesteśmy bogaci, chłopcze. Mamy siebie nawzajem i tę ziemię do uprawy. (...) Mamy gorące mleko Stokrotki. Mamy deszcz, żeby nas umył, zmył z nas brud. Możemy patrzeć na zachód słońca i widzieć go w całej okazałości, tak, ze oko nam wilgotnieje a serce przyspiesza. Słyszymy całą muzykę, jaka jest w wietrze tak dużo muzyki, że nogi same zaczynają wyrywać się do tańca."**     
Uczucie żywione przez syna do ojca to nie tylko ogromny szacunek, podziw, posłuszeństwo i pragnienie bycia takim jak on. 
   "To, że byłem jego synem znaczyło dla mnie tyle, co znajomość z królem."***
To przede wszystkim bezwarunkowa i bezgraniczna miłość. Chłopiec przechodzi inicjację w świat dorosłości właśnie dzięki ojcu. Składa ofiarę z tego, co było dlań najgorsze, uczy się twardych reguł życia, nieuchronności losu i porządku świata, godzenia się z tym, co sprawia cierpienie i ból. Teoretycznie ojciec odebrał mu pewnego dnia w okrutny sposób to, co ukochane. Chłopiec jednak, wychowany na mądrego człowieka pomyślnie przeszedł tę próbę:
   "Podniosłem jego dłoń do ust i pocałowałem, nie zważając na świńską krew. Całowałem ją raz za razem, chociaż cuchnęła od śliskich soków martwego zwierzęcia. Zrozumiał, że wybaczyłbym mu nawet, gdyby miał zabić mnie..."****
   Piękna książka o wartościach, dojrzewaniu, miłości do rodziny i do ziemi. Książka na poły autobiograficzna, poświęcona najważniejszej osobie w życiu chłopca - jego ojcu. Może dialogi mogłyby być mniej szkolne i "kanciaste", ale może to stylizacja na język ludzi prostych... Może dużo w książce przemocy, ale przecież taki właśnie, brutalny jest świat. Jedno jest pewne, ojciec Pecka wiedział, co się w życiu naprawdę liczy. Polecam:)  
*s. 6.
**s. 30-31.
***s. 108.
****s. 103.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Zysk i Spółka, Poznań 2000.
Przekład: Małgorzata Hesko - Kołodzińska
Ilość stron: 110.
Seria: Kameleon
Moja ocena: 5/6.
Wyzwania: Papierowy zwierzyniec; Bracie, siostro... rodzino