piątek, 17 czerwca 2011

"Smutne życie, smutni ludzie, żałość zesłana od Boga i taki frasunek straszny, że człowiek sam się prosi o śmierć"* - "W ciemność" - Cormac McCarthy

    Źle zaczęłam przygodę z twórczością McCarthy'ego. Źle, bo najpierw przeczytałam jego fenomenalną "Drogę" i poprzeczka została już na wstępie ustawiona bardzo wysoko. I tym razem jednak autor daje popis swego mistrzowskiego warsztatu, zarówno w kwestii kreacji bohaterów, jak i budowania atmosfery. "W ciemność" to proza budząca niepokój, ale jednocześnie hipnotyzująca i wciągająca.     
   McCarthy zabiera czytelnika w mroczną baśń. Zaczyna się niewinnie - za górami, za lasami, na leśnej polance w małej chatce żyją sobie siostra i brat, Rhinty i  Culla Holme. Rodzi się im dziecko - (tu słychać złowieszczy chichot grozy, której udało się wszystkich oczekujących sielskiej opowieści wyprowadzić na manowce) - owoc ich kazirodczego związku. Mężczyzna, aby pozbyć się balastu, zabiera noworodka na polankę i tam pozostawia na pastwę ciemnej, zimnej nocy; siostrze postanawia powiedzieć, że chłopczyk umarł. Dziewczyna, kiedy dochodzi do siebie po porodzie, wypytując brata oraz posiłkując się  instynktem macierzyńskim poznaje prawdę i wyrusza w świat na poszukiwanie dziecka, które jej odebrano. Jej brat wyrusza za nią. Wędrują oni swoimi śladami nie będąc tego świadomym.
   W swej podróży spotykają korowód postaci rodem z najgorszych sennych mar - ludzi brzydkich, zdeformowanych, groteskowych. Rzeczywistość dzieła to świat w epoce swego rozkładu - zachwiany jest system wartości, zbrodnia staje się w nim rzeczą powszednią, ludzie są zgorzkniali a ich dusze pożerają robaki. Nawet pod płaszczykiem życzliwości kryje się masa negatywnych emocji. McCarthy zaludnia powieść ludźmi, których człowieczeństwo zostało zezwierzęcone - bardzo dużo daje powieści zabieg wprowadzenia trzech tajemniczych postaci ludzi - nieludzi, które wędrują równolegle do dwójki głównych bohaterów, siejąc na swojej drodze spustoszenie, mordując i masakrując. Te żywe trupy skupione wokół swego przywódcy są nośnikiem niezrozumiałego prawa, nośnikiem bezlitosnej i spaczonej sprawiedliwości zdziczałego świata, która zbrodnią każe zbrodnię nie bacząc na niewinne ofiary, a zbrodniarza puszcza wolno.
   Atmosfera powieści McCarthy'ego nie budzi najprzyjemniejszych skojarzeń - opisywane przestrzenie trącą wonią rozkładu, kuszą nieprzeniknioną nocą kryjącą w sobie nurtujące acz niepokojące kształty. Drzewa uginają się nie pod ciężarem owoców, a wisielców; uśmiech dziecka to nie radosne kwilenie, ale ślad po podciętym nożem gardle. Nie sposób jednak nie zauważyć, iż McCarthy z brzydoty potrafi wysnuć piękno i podać je czytelnikowi w swych jakże plastycznych opisach. Bo kto umie tak malowniczo zobrazować rozkład wisielca jeśli nie McCarthy, piewca turpizmu:
  "Druciarz na swoim drzewie pogrzebowym był darem niebios dla ptaków. Sępy, które zlatywały się tu w dzień, by haczykowatymi dziobami buszować wśród guzików i kieszeni niczym niesforne pieski, szybko obrały trupa nie tylko z łachmanów. Pod drzewem wyrosła czarna mandragora, jak zawsze z nasienia wisielca, a wiosną pierś szczerzącego zęby w żółtym uśmiechu druciarza przebiła rosnąca gałąź i wyglądało to tak, jakby ktoś włożył mu do butonierki zieleniący się co roku kwiat. Rzadki zimowy śnieg pokrył nieco już wyłysiałą i uschniętą głowę jak gdyby zadumanego wisielca, którego nawet myśliwi nie dostrzegali pośród nagich gałęzi. Aż wreszcie nadwątlonym przez mróz, słońce i deszcz szkieletem zakołysał wiatr i kości druciarza posypały się jedna po drugiej na ziemię. Wtedy w odludnym lesie na drzewie pozostał jedynie zbielały i nadgryziony zębem czasu mostek przypominający klatkę dla ptaków."**
   Autor w swej powieści sięga pod ludzką skórę, by zdemaskować kryjące się tam pierwotne, atawistyczne zło. Obnaża prawdę o człowieku, jako istocie definiowanej przez kierujące nią mordercze instynkty. Świat McCarthy'ego to świat pozbawiony litości i miłosierdzia, a jedyne szlachetne uczucie ponosi klęskę w tej lawinie zła. "W ciemność" zawiera liczne motywy z mccarthy'owskim znakiem jakości, jak choćby sama formuła powieści drogi czy motyw kanibalizmu. Bardzo wymowne jest zakończenie - Culla spotyka na swojej drodze ślepca pokładającego zaufanie w Bogu, zmierzającego radośnie wprost przed siebie i chwalącego Pana. Nie wie on jednak, iż u kresu jego wędrówki rozciąga się śmiercionośne bagno... Jakże wymowna pointa podsumowująca wymowę utworu...
Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego
*s. 115
**s. 264
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.
Ilość stron: 269
Przekład: Maciej Świerkocki
Moja ocena: 5/6