piątek, 26 listopada 2010

"Pieprzę, więc jestem"* - "Smak miodu" - Salwa An-nu'ajmi

   A mogło być tak pięknie. Intrygująca okładka, chwytliwy tytuł, wiele obiecująca notka na okładce i egzotycznie brzmiące nazwisko autorki. Do tego świetna seria. Mogło być pięknie a było... nijak. Nie ma co owijać w bawełnę - rozczarowałam się. Ja naprawdę nie lubię źle pisać o przeczytanych książkach, ale czasem słowa "zakazane" i "seks" zestawione obok siebie nie wystarczą by z bardzo miernego tekstu uczynić arcydzieło. Obiecywano bardzo dużo, miała być baśń tysiąca i jednej nocy bez cenzury... Dostałam zlepek sprośnych opowieści natrętnie chcących aspirować do rangi uduchowionych wyznań.
   O co w tej książce chodzi? Wybaczcie, ale nie wiem. Nie ma tu żadnej uciśnionej Arabki wyjawiającej zakazane tajemnice alkowy. Jest za to całkiem wyemancypowana, by nie rzec rozpustna kosmopolitka, posiadająca wprawdzie syryjskie korzenie, ale mieszkająca w Europie, gdzie pracuje w bibliotece. A że zainteresowania ma takie a nie inne... Cóż, ilu ludzi tyle gustów. Łamanie żadnego tabu też nie ma tu miejsca - gdyby nie polecenie szefa odnośnie sporządzenia przez bohaterkę referatu na temat erotycznych mądrości arabskich mędrców na konferencję naukową prawdopodobnie żadne manifesty nie miałyby miejsca. To ja pytam co to za łamanie tabu, które odbywa się w świetle prawa, a nawet jest wynikiem obowiązku?
   Fabuły się w tej książce nie dopatrzyłam, a ma ona 155 stron, więc mowy nie ma by mi gdzieś nić konstrukcyjna umknęła. Pałętają się po stronach "Smaku miodu" sąsiadki, siostry czy inne przyjaciółki narratorki, a ich wspólny mianownik sprowadza się do posiadania swoistej tajemnicy poliszynela, jaką jest gorący romans wbrew wszystkiemu i wszystkim. Obecność ich uzasadniona jest chyba tym, iż służyć miały jako dowody na poparcie tezy, że arabskie kobiety mają swoje grzeszki. Ale ja mogłabym uwierzyć autorce na słowo, naturę ludzką znam. Poza tym konstrukcja książki opiera się na filarach cytatów z klasyków i tym, co należało pomiędzy nie upchnąć, aby osiągnąć ilość stron stosowną do druku. Bo ileż można czytać jak to ona nie przesiadywała z mężczyznami i nie wysłuchiwała ich czczych, rzekomych czy prawdopodobnych przechwałek? Taka wata słowna, metajęzyk powieściowy o powieści, która w dodatku jej nie wyszła. Pisze kobitka li sobie a Muzom, bez składu i ładu.
   Odnoszę wrażenie, że jedynym sensem napisania utworu było przekazanie światu ulubionych cytatów autorki z poszczególnych arabskich ksiąg traktujących o ars amandi. Nie przeczę, że ciekawe rzeczy wskazuje nam autorka, ale równie dobrze mógłby to zrobić wykaz dzieł na temat. Co zatem jest w książce ciekawego? Mnie podobało się naświetlenie różnych aspektów seksualności, zarówno tej arabskiej jak i seksualności w ogóle. Wskazuje An-nu'ajmi (za mędrcami) "pożytki płynące z miłości fizycznej", jakimi miałyby być:
   "(...) uśmierza gniew i przysparza radości duszom zbyt gorących ludzi. Miłość fizyczna leczy zaćmę, zawroty i bóle głowy oraz ucisk w skroniach. A wszystkie te dolegliwości oślepiają serca i zamykają bramy myśli."**
Wskazuje sposoby obejścia zakazu miłości niemałżeńskiej w swej roznamiętnionej kulturze, by móc ją uprawiać w świetle prawa, a nawet za jego przyzwoleniem: mówi o instytucji zaważd muta (małżeństw czasowych). Sprowadzają się one do zażywania cielesnej przyjemności bez tak przyziemnych zobowiązań, jak choćby prawo dziedziczenia. Ukazuje postrzeganie seksu przez rodaków jako zapowiedzi raju w niebie, wskazuje ambiwalentne, ale i interesujące podejście do zdrady. Z jednej strony jest ona bowiem obwarowana karą 9 miesięcy więzienia dla niewiernego małżonka, z drugiej natomiast istnieje szereg kruczków prawnych uniemożliwiających jej praktyczne udowodnienie: 
   "(...) konieczność istnienia czterech męskich świadków, którzy widzieli zbliżenie seksualne ze wszystkimi szczegółami, a zatem wprowadzenie członka do pochwy niczym (...) żurawia do studni. "***
Poruszony zostaje też temat miłości homoseksualnej, afrodyzjaków (zarówno naturalnych, jak i chemicznych pod postacią nadużywanej przez Arabów viagry, która zyskała wręcz miano daru z nieba); naświetla problem hipokryzji językowej, obecny przecież nie tylko w krajach nikabu czy wreszcie palący brak świadomości seksualnej nastolatków Arabskich.
   Autorka nazywa siebie "tajną specjalistką w dziedzinie arabskich ksiąg rozkoszy" i rację tu ma bowiem dopóki trzyma się klasyków, jej wywód ma jakiś sens. Schody zaczynają się wraz z prywatnymi dygresjami natury wszelakiej. Logika tonie tam pod zwałami mglistych metafor i pseudometafizycznych stwierdzeń. A koniec końców daje się zdemaskować jako skrzywdzona i porzucona kochanka, której z pikantnych harców została gorycz bycia niekochaną. Ot, jeszcze jedno złamane serce.
*s. 117, życiowa mantra Podróżnika.
**s. 15.
***s. 83, cytat z Proroka.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: W.A.B, Warszawa 2009.
Ilość stron: 155.
Przekład: Marek M. Dziekan.
Moja ocena: 2/6.
Seria: z miotłą.