Opowieść o Śpiącej Królewnie w realiach wielkomiejskiej aglomeracji XXI wieku. Księcia nie będzie. Miejsce pocałunku zastąpił seks bez miłości w jednym z wielu lovehotów. Zamiast rumaka czarna honda mknąca jak zjawa nocnymi ulicami Tokio, na niej chiński mafioso. Witajcie w baśni nie tysiąca, ale tylko jednej nocy. Murakami Was zahipnotyzuje, lecz nie zapadniecie w sen. To będzie letarg.
Miejsce akcji powieści to Tokio, czas: jedna noc. Noc szalona, zatrważająca, przyprawiająca o dreszcze, ukazująca inne płaszczyzny świadomości oraz jątrząca podświadomość. Ale też noc niedopowiedzeń, nierozwikłanych zagadek, przypadkowych znajomości, bezcelowych wędrówek u których kresu czeka sens, wielu znaczących słów wypowiedzianych mimochodem. A wszystko to przy akompaniamencie obecnej w każdym rozdziale (charakterystycznej zresztą dla twórczości Murakamiego) muzyki oraz odliczających czas wskazówek zegara. Cyk, cyk, cyk...
W nocnych wędrówkach po tym niesamowitym świecie towarzyszy nam korowód równie niesamowitych postaci. Głównymi bohaterami, i ich poznajemy najlepiej, są siostry Mari i Eri Asai ( ta druga jest dość ważką postacią, mimo, iż nie wypowiada w powieści ani jednego słowa), oraz młody muzyk Takahasi mający za sobą trudne dzieciństwo dziecka osieroconego a przed sobą marzenia o prawniczej karierze. Jest też była zapaśniczka, a obecnie kierowniczka lovehotu; równie przerośnięta jak wielkoduszna i doświadczona życiowo Kaoru. Jest tajemniczy pracoholik Shirakawa, nieumiejący zbudować zdrowych relacji z rodziną, dobrowolnie pozostający w pracy do późnych godzin nocnych, dopuszczający się niecnych występków sam dokładnie nie wiedząc po co i dlaczego. Są uciekające nie wiadomo przed czym pracownice domu schadzek, które tak dalece pragną wycofać się z niebezpiecznego świata, iż schowały przed nim nawet własne imiona, a ich bezustanna ewakuacja przenika nawet do sfery ich snów.
Motywy pojawiające się w powieści to motywy rodem z horroru. Mój ulubiony, to Mężczyzna bez Twarzy, który wyłania się z odłączonego od energii odbiornika telewizyjnego i zabiera Eri -Alicję na drugą stronę świadomości. To pokoje pułapki, po których poniewierają się przedmioty innej rzeczywistości. Pokoje będące swoistym alter ego tych realnych, to jakby sfera podświadomości świata rzeczy skompresowana z ludźmi się w tym świecie znajdującymi. Są również lustra, które kradną ludziom odbicia... Duszna nocna atmosfera podstępnie zbiera ślady ludzkiej bytności i je przetwarza w niewytłumaczalny sposób. Niewątpliwie najwięcej noc używa sobie na Eri:
"Kontury postaci Eri Asai nieco się zamazują, zaczynają lekko drżeć. (...) Wpatruje się w kontury, które tracą wyrazistość. (...) Wzmaga się szum przypominający dzwonienie w uchu. Zdaje się, ze gdzieś na dalekim wzgórzu zerwał się silny wiatr. Punkt styczności sieci dwóch obwodów gwałtownie się kołysze. Przez to kontur bytu Eri gwałtownie zanika. Znaczenie prawdziwego istnienia zaczyna ulegać erozji. -Uciekaj!- krzyczymy."**
Na kolana wręcz powaliło mnie to, co autor robi z narracją; jego gra z czytelnikiem, dialog, jak z nami prowadzi to najwyższej klasy literackie novum. Momentami czułam się wręcz w fabułę wciągana, przekraczałam granicę kartek, wnikałam między rzędy czarnobiałych literek, wsysana byłam do świata murakami'owskiej fikcji. Coś niesamowitego. To już nawet nie był reżyserski zmysł autora. To było coś więcej... Umieć widzieć, to jedno; ale potrafić innym swój punkt widzenia tak namacalnie wpoić, to już o wiele więcej.
"Przeobrażamy się w pewien punkt widzenia, patrzymy na dziewczynę. A może należałoby powiedzieć: p o d g l ą d a m y j ą. Naszym punktem widzenia staje się wisząca w powietrzu kamera, która może swobodnie poruszać się po pokoju."***
"Jesteśmy niewidzialnymi, bezimiennymi intruzami. Patrzymy. Wytężamy słuch. Zaostrzamy węch. Lecz fizycznie nas w tym miejscu nie ma, nie zostawiamy po sobie żadnych śladów. Można powiedzieć, że przestrzegamy klasycznych zasad rządzących podróżami w czasie. Obserwujemy, ale nie ingerujemy."****
Oprócz mrocznej i przyprawiającej o dreszcze atmosfery, poczucie pewnego uzależniającego dyskomfortu tworzą u Murakamiego odpowiednio dobrane elementy świata przedstawionego. W oczy rzucił mi się konsekwentny wręcz brak okien w wszystkich opisywanych pomieszczeniach. Sprawia to wrażenie odcięcia człowieka od innych, braku łączności ze światem, braku możności porozumienia z innymi jako znaku czasów. Ponadto świat powieści jest światem sterylnych przestrzeni zamkniętych i zaśmieconego świata zewnętrznego. Metafory pochłaniającego człowieka konsumpcjonizmu, który zawładnął już ludzkimi emocjami a teraz bierze się za nich samych. No i te koty...
*s. 67.
**s. 154.
***s. 27.
****s. 30.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: MUZA, Warszawa 2007.
Ilość stron: 199.
Przekład: Anna Zielińska -Elliott.
Moja ocena: 5/6.
Wyzwanie: Literatura japońska, Od zmierzchu do świtu, wyzwanie Haruki Murakami
bardzo ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńakurat dziś się zabieram za tę książkę i mam nadzieję że mi też się tak spodoba :)
D. - dziękuję:) Jak tak teraz czytam to chyba popopełniałam jakieś nadinterpretacje, ale ja tak to właśnie widzę:) Czekam na Twój punkt widzenia:) Życzę przyjemnej lektury i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMurakami dopiero przede mną, ale mam nadzieję że już niedługo będę mogła w pełni oddać się lekturze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję ciekawej recenzji :)
Jak tutaj ładnie u Ciebie i recenzja zachęcająca ;)) Cud, miód i orzeszki ;)
OdpowiedzUsuńCzekałam i się doczekałam ;)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie tą recenzją ;)
Od tej powieści zaczęła się moja przygoda z Murakamim i do tej pory uwielbiam ją najbardziej - choć pewnie po trosze z sentymentu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że i Tobie przypadła do gustu. Murakami fascynuje, prawda? :)
Na wstępie muszę obiektywnie stwierdzić, że Twoja recenzja jest świetna!
OdpowiedzUsuńDo Murakamiego nie trzeba mnie specjalnie zachęcać, bo bardzo lubię tego autora, ale miło czyta się rzeczowe i zarazem bardzo osobiste przeżycia po lekturze książki, na którą mam ochotę.
Fajna jest ta gra książkowa, którą prowadzi Haruki z Czytelnikiem :)
Mnie na razie autor zauroczył :)
OdpowiedzUsuńTak, Murakami potrafi. Nie czytałam książek żadnego pisarza, który miałby taką wyobraźnię, może tylko K. Dick, ale on miał troszeczkę nie równo pod sufitem, a Murakami jest zorganizowany i wypuszcza się na jogging
OdpowiedzUsuń