wtorek, 24 stycznia 2012

Llosa obnażony... teoretycznie - "Listy do młodego pisarza" Mario Vargas Llosa

    Zacznijmy od tego, że nie wierzę, iż ktoś może nauczyć kogoś tworzenia. Według mnie z takimi predyspozycjami trzeba się po prostu urodzić,  a potem to w sobie pielęgnować. I nie jest to bynajmniej pochodna romantycznego widzenia twórcy jako bożego pomazańca; nic z tych rzeczy. Myślę jednak, że to kwestia bardziej rozwiniętej wyobraźni, kwestia większej wrażliwości. Dlatego też do najświeższej na polskim rynku publikacji Llosy (jednego z moich nota bene ulubionych pisarzy) podeszłam nie jako do podręcznika dla adeptów sztuki słowa, ale jako do specyficznej autobiografii artystycznej. Zaostrzyłam sobie ząbki, spodziewając się wielkich wynurzeń i wyszeptanych mniejszą czcionką tajemnych trików wielkiej literackiej sławy. Miałam nadzieję zdemaskować jego talent, rozebrać go na czynniki pierwsze, poznać w czym tkwi sekret llosowskiego geniuszu. I co? - zapytacie. I... kolejne szelmostwo.
   Studiowałam filologię polską i muszę z niejakim zażenowaniem, ale też przede wszystkim uczciwie stwierdzić, iż niewiele nowych informacji odnośnie warsztatu literackiego wniosła lektura zbiorku swoistych listów Llosy do zasobu mojej w wiedzy tym temacie. I tu rodzi się moje podejrzenie, iż autor nie powiedział czytelnikowi wszystkiego. Bo przecież chyba geniusz na miarę Nobla ma w zanadrzu większy arsenał środków wyrazu artystycznego, niż najlepszy nawet wykładowca akademicki. Tymczasem Llosa rozwodzi się nad aspektem czasu, przestrzeni i kreacją narratora; pisze o planach, w jakich można realizować narrację (obiektywny i subiektywny) czy w końcu o kompozycji powieści szkatułkowej (porównuje ją też do rosyjskiej matrioszki), technice "naczyń połączonych" oraz o faktach ukrytych, czyli tym, na czym każdy dobry kryminał stoi. 
   Jak więc widać, nie ma w tym zakresie fajerwerków.  Kto, podobnie jak ja, liczył na podany na tacy klucz do tego, jak czytać Llosę, ten niewątpliwie się przeliczył. Może gdzieniegdzie da się znaleźć wytrych do jego literackiego świata, jakąś mglistą wskazówkę, ale nadal i tak sam się musisz czytelniku do niego włamać swą interpretacją. Autor w swych listach prowadzi jasne i klarowne wykłady o teorii formy powieściowej. Wyciąga te swoje króliki z kapelusza, ale nadal nie wiadomo jak się one tam znalazły. Mało jest stricte llosowskiej, unikatowej  techniki; dużo zebranych porad ogólnych, wypracowanych na przestrzeni dziejów.
   Jednak nie zawarty w książce przekaz merytoryczny był w moim przypadku czymś, co czyniło lekturę króciutkich esejów noblisty wartościowym doświadczeniem. Ja czytałam "Listy do młodego pisarza" jako zbiór myśli i poglądów Llosy na płaszczyznę literacką i wszystko, co się z nią wiąże. Bowiem w zasadniczym i bezpośrednim wykładzie czynionym wyimaginowanemu przyjacielowi-uczniowi, przemyca autor mniej lub bardziej czytelne własne przekonania dotyczące roli artysty i postrzegania poszczególnych aspektów jego twórczej działalności. Można oczywiście z nimi polemizować, jak jednak większość z nich podzielam. Zdaniem noblisty "Fikcja to kłamstwo skrywające głęboką prawdę"*, natomiast "(...) autor nie wybiera tematów, to one wybiera jego"**. Narrator jawi mu się jako "(...) postać utworzona ze słów"***, pisarze zaś jego zdaniem to ci, "(...) którzy poprzez słowo pisane potrafią stwarzać światy"****. Llosa twierdzi również, słusznie moim zdaniem, iż "Szczerość lub nieszczerość nie jest w literaturze sprawą etyki lecz estetyki"*****
   Jedyne, z czym w poglądzie Llosy na literaturę bym polemizowała, to jego zdanie, iż nie istnieje coś takiego jak rozdział tematu i formy. Twierdzi on, iż są one ze sobą nierozerwalnie sprzężone i wzajemnie się determinują. Według mnie natomiast odrębną kwestią jest co się opowiada i jak się opowiada.
   Interesujący jest pogląd Llosy głoszący, iż fundamentem twórczej pasji jest bunt autora wobec zastanej rzeczywistości. Przekłada się on zdaniem Peruwiańczyka na tworzenie innych światów; lepszych, właściwszych. Na potwierdzenie tej tezy autor wysuwa argument cenzurowania literatury przez wszystkich historycznych uzurpatorów, jako narzędzia siania rewolucji, jako swoistej "ambony zbuntowanych". Nie zgodzić się nie sposób. Zanegować nie można też poglądu dotyczącego talentu, jako czegoś nie danego odgórnie, lecz nabywanego poprzez pracę, dyscyplinę i wytrwałość.
   Siła Llosy tkwi w plastycznej i barwnej metaforze. Dzięki niej nawet nudnawy wykład teoretyczny przeradza się w pełną wrażeń opowieść. Autor porównuje powołanie literackie do tasiemca - gnieździ się on w umyśle pisarza i podporządkowuje jego wszystkie czyny własnym żądzom; proces twórczy jawi mu się jako odwrócony striptiz dokonywany przez autora przed czytelnikiem; tu wdzięki wykwitają nie poprzez obnażenie, ale ukrycie wielu kwestii. Mocną stroną publikacji są także liczne dygresje oscylujące wokół tematu i ale wprowadzające do wywodu interesujące niuanse z kulis warsztatów literackich takich sław prozy, jak Flaubert (jego listy do kochanki Colette) czy tegoż pisarza technika doboru właściwego słowa, owocująca wykrzykiwaniem stworzonych akapitów w parkowej alejce, by wsłuchać się w ich brzmienie. Lekturę ożywiają też liczne zwroty do czytelnika, którego autor sytuuje tu w roli swego dyskutanta o meandrach techniki powieściowej i przypisuje mu rzekome autorstwo wyimaginowanych listów, na które jego tekst jest odpowiedzią.
   Oczywiście Llosa nie wyzbył się swej szelmowskiej przewrotności i z wielkim rozmiłowaniem i przekorą wkłada w "usta" czytelnika-rozmówcy wiele przekonań i opinii, które określają go samego, czerpiąc przyjemność z jego milczenia, niemożności wypowiedzenia się i wymuszonej pasywności.
   W "Listach do młodego pisarza" Llosa często wciela się w rolę krytyka literackiego eksponując swoje przekonania odnośnie obfitej garści pozycji z literatury światowej. Koncentruje się jednak, w tym procesie ilustrowania tez przykładami, w przeważającej mierze na utworach autorstwa pisarzy iberoamerykańskich (Marquez, Cortazar). Wielokrotnie odwołuje się do dzieł twórców, których już na początku tekstu wymienia jako swoich mistrzów, a są między innymi Faulkner, Hemingway czy Camus. I tak oto podrzucił mi on wiele ciekawych pozycji, których zapewne inaczej nigdy bym nie odkryła. I teraz, zamiast pouczona radami noblisty rzucić się do tworzenia, siądę i będę dalej czytać.
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
*s. 12.
**s.20
***s. 43
****s.10
 *****s. 38
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Znak, Kraków 2012.
Wydanie: I.
Ilość stron: 128.
Przekład: Marta Szafrańska-Brandt.
Język orginału: hiszpański.
Moja ocena: 4/6.
Wyzwanie: Projekt Nobliści.

niedziela, 22 stycznia 2012

Stosik zimowy

   Przeprowadzam się. Nie, nie wirtualnie. W realu. Powoli pakuję swoje dotychczasowe życie w kartony, by przewieźć je na drugi koniec miasta, do nie ciasnego, a prawie całkiem własnego mieszkanka:) Moja ogromna radość miesza się z małymi, acz wrednymi obawami... Jak przeprowadzkę zniesie mój Nataś?; jak to będzie w nowym miejscu?... Takie tam typowe znaki zapytania:) 
   Jednak jednym z niewątpliwych plusów sytuacji (pomijając już fakt, że wreszcie będziemy u siebie!!!:):):) ), jest znaczne zwiększenie się naszej przestrzeni życiowej, co wreszcie umożliwi mi posiadanie półki na książki z prawdziwego zdarzenia;) (dotąd upychałam je w kartonach w szafie i na regale). I w miejscu tym za stosowne uznaję skierowanie znaczącej apostrofy do Męża mego ;), który obiecał mi ten mebel już jakiś czas temu i wiem, że to przeczyta, od jakiegoś czasu bowiem namiętnie śledzi moje tutejsze bazgroły. No więc Mężu, Ty wiesz, a ja mam świadków;) 
   To by chyba było na tyle prywaty;) Teraz chwalić się będę. Stosiku nie wstawiałam od dobrego miesiąca, a więc ze stosiku stos się zrobił, zresztą zobaczcie sami :
1) Listy do młodego pisarza - Mario Vargas Llosa - recenzyjna dla LC.pl; przeczytana, zrecenzowana, opublikowana.
2) Zapomniane - Cat Patrick - fajne, fajne; pozytywne zaskoczenie, wciągająca fabuła. Recenzja poniżej
3) Gniazdo węży - Moses Isegawa - literatura afrykańska to jedna z tych, które chętnie czytam. Wszystko, co z tym kontynentem w tle pociąga mnie swą magią, kusi niezwykłą kulturą
4) Trucicielka - Eric-Emmanuel Schmitt - wymiankowa od Bujaczka; Schmitta lubię raz na jakiś czas, kiedy ten czas nadejdzie, będzie jak znalazł
5) Kobiety z Kabulu - Gayle Tzemach Lemmon - j.w., bo Bujaczek zna wszystkie moje potrzeby i upodobania, ma zakodowane w pamięci chyba moje spisy książek i
6) Język sekretów - Dianne Dixon - książka o tajemnicy z przeszłości, odkrywaniu swoich korzeni i prawdy sprzed lat, aż się nie można oprzeć:) Dziękuję Bujaczkowi:*
7) Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji - Necla Kelek - recenzyjna od LC.pl; ciekawa jestem obrazu Turcji zawartego w tym reportażu, czytany przeze mnie w tym roku "Zabójca z miasta moreli" zbudował obraz państwa sprzeczności i licznych aspiracji tłamszonych radykalną kulturą, ciekawa jestem jak uzupełni tę wizję pani Kelek
8) Portret w sepii - Isabel Allende - pokochałam Allende po przeczytaniu trzech pierwszych stron "Podmorskiej wyspy", nie wiem gdzie ja byłam, gdy inni ją czytali i się zachwycali, teraz intensywnie nadrabiam braki
9) Ines, pani mej duszy - Isabel Allende
10) Adanna - Tom Davis - również z Afryką w tle, osnuta na kanwie zdjęcia opowieść o cierpieniu i moralności, solidarności z konającymi z głodu... Tylko wydanie jakieś dziwne, na końcu łopatologiczne "pytania do dyskusji", jakby nie znalazły się własne... Ale nie zapeszam, przeczytam, ustosunkuję się.
11) Pisarz, który nienawidził kobiet - John Lake - nagroda za recenzję od ZNAKu. Ciekawa forma i treść oparta na prawdziwych zdarzeniach. Bardzo się z niej ucieszyłam:) 
12) Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe - serialu nie oglądałam, miałam zamiar, ale na zamiarze się skończyło... Jak to przeważnie ze mną jest. Ale, że lubię gotować, nie mogłam sobie odmówić posiadania; z recenzją czekam na własną kuchnię, może nawet uwiecznię jakieś swoje wyczyny na zdjęciach, jeśli będą fotogeniczne;)
13) Pantaleon i wizytantki - Mario Vargas Llosa - Llosę uwielbiam, jego książki wręcz pochłaniam, rozkoszuję się jego stylem i kocham to szelmostwo, które w każdej powieści przemyca. Dla mnie to wielki pisarz.
14) Ciotka Julia i skryba - Mario Vargas Llosa - podobno z elementami autobiografii i pikantna dość:) Smakowite:)
15) Duchy dżungli - Janusz Kasza - po przeczytaniu "Gorączki" z tej serii Otwartego uznałam ją za baaardzo wartościową i zapragnęłam zapoznać się również z pozostałymi tworzącymi ją książkami. Mam nadzieję, że reprezentują równie wysoki poziom i zawierają nie mniejszy ładunek podróżniczej pasji
16) Żar. Oddech Afryki - Dariusz Rosiak - kolejna podróż na Czarny Ląd tym razem w wersji non-fiction. Różne słyszałam o książce opinie... mam nadzieję na pozytywną treść i przyjemny odbiór.  
17) Piraci. 100 kreatywnych zabaw i gier - Andrea Pinnington - to nie moje. To Natana:) Trochę czasu upłynie zanim w pełni skorzysta z tej książeczki, niemniej nie mogę się już doczekać tych wspólnych zabaw w piratów;) Póki co zrecenzuję ją z mojego punktu widzenia:)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Chcesz znać swoją przyszłość? Na pewno? - "Zapomniane" - Cat Patrick

    Pamięć ludzka jest zagadką, zagadką jest ludzki umysł w ogóle. Nawet przy obecnym rozwoju medycyny specyfika procesu zapamiętywania jednych wspomnień a zapominania o innych stanowi dla nas wielką niewiadomą. Wskutek wypadków zdarzają się amnezje, które czyszczą pamięć ludzką do stanu "tabula rasy". Ale czy ktoś słyszał o tym, by pamiętać przyszłość? Tak, pamiętać, a nie przewidywać. A taką właśnie specyficzną cechą obdarzyła swoją bohaterkę debiutująca amerykańska autorka Cat Patrick. Ten nietuzinkowy pomysł fabularny plus hipnotyzująca wręcz okładka sprawiły, iż zdecydowałam się zagłębić w historię London Lane, mimo iż zasadniczo literatura tego typu to nie moja bajka. I powiem Wam, że książka mnie zaskoczyła.     
   Powieść zaczyna się mało przekonująco, w dodatku styl jej pierwszych stron pozostawia baaardzo wiele do życzenia. Niemal namacalnie czuć jak autorka mozoli się, by zawiązać akcję, a już jej porównania (Wygląda, jakby przyjechał z Hollywood albo spadł z nieba - s.17) i dialogi (Hej - mówi do niego. - Hej - odpowiada on - s.20) przyprawiały mnie o zgrzyt zębów. Mało brakowało, a rzuciłabym książkę w kąt i tym samym popełniłabym błąd. Szczęśliwie miałam tyle cierpliwości, by doczytać do miejsca, w którym nastolatkę nawiedza senna wizja cmentarza, na którym płacze ona na czyimś pogrzebie. Tutaj moja ciekawość została mocno rozbudzona, styl, nie wiem jakim cudem, się nagle znacznie poprawił a mnie "Zapomniane" po prostu wciągnęło.
   Powieść opowiada historię dziewczyny, która żyje z notatkami w rękach. Dziewczyny, która każdego dnia na nowo musi poznawać otaczających ją ludzi, mimo, że spotyka się z nimi od lat; natomiast o tym, że dziś jest sobota wie stąd, że pamięta, iż jutro będzie niedziela. Każdej nocy o 4.33 jej pamięć się resetuje i minione chwile zostają z niej po prostu usunięte. Sama London tak mówi o swojej niesamowitej przypadłości:
   "Pamiętam przyszłość. Pamiętam przyszłość i zapominam przeszłość. Moje wspomnienia - te złe, i te nudne i dobre - dotyczą tego, co się jeszcze nie wydarzyło. Więc czy chcę, czy nie chcę - a nie chcę - będę pamiętać, jak stoję wśród ubranych na czarno postaci, otoczonych kamieniami i świeżo ściętą trawą, aż w końcu stanę wśród nich w rzeczywistości. Będę pamiętać pogrzeb póty, póki do niego nie dojdzie, póki ktoś nie umrze. A potem o nim zapomnę."*
Nietypowe, intrygujące i dające wielkie pole do prowadzenia akcji i stwarzania nieograniczonych niemal perspektyw fabuły. I Cat Patrick według mnie owe możliwości w pełni wykorzystuje. Po pierwsze autorka pozwala London eksperymentować ze zmienianiem przyszłości poprzez przypominanie sobie skutków wielu dziejących się w teraźniejszości wydarzeń. I, co najważniejsze, wynik tych manipulacji pozostaje bardzo długo tajemnicą zarówno dla bohaterki, jak i dla czytelnika. 
   Po drugie natomiast z dużym wyczuciem autorka przeplata wspomnienia z przyszłości z jednym, zasadniczym i uzupełniającym się o kolejne detale pod wpływem nowych bodźców wspomnieniem z przeszłości. Bardzo fajnie poradziła sobie Patrick z wątkiem powracającego wspomnienia, bardzo ciekawie i z wyczuciem odkrywała kolejne karty zagadki z przeszłości tworząc wciągającą fabułę, stopniując napięcie i stawiając przed czytelnikiem jątrzące do granic możliwości jego ciekawość kolejne znaki zapytania. Szczerze mówiąc - szkoda, że znam już zakończenie...
   Książka traktuje również o pierwszej miłości bohaterów, o pierwszych randkach, pocałunkach, motylkach w brzuchu i tym podobnych wątkach, w których łatwo o kicz. Tymczasem  Patrick balansując na tej cienkiej granicy udało się jej nie przekroczyć. W jakiś sposób przekazała czytelnikowi wszystkie emocje towarzyszące w tych chwilach, gdy nasze serce bije mocniej na widok "tego jedynego", przypomniała te nieśmiałe spojrzenia, elektryzujące muśnięcia rąk bardzo autentycznie. Jednak momenty mocno romantyczne, sentymentalne wręcz, rozładowywała burczeniem w brzuchu bohaterki lub chrapaniem bohatera. Świetny zabieg. 
   Może nie wszystko w "Zapomnianym" gra i  śpiewa, na upartego można się przyczepić do zbyt według mnie optymistycznego zakończenia, a już wątek Jonasa autorka zdecydowanie przesłodziła; niemniej wyczuwam w zakończeniu pewne zawieszenie sugerujące furtkę do kontynuacji powieści. Zaznaczam w tym miejscu, że już teraz się na nie piszę, bo chętnie bym jeszcze London i jej bliskim potowarzyszyła. Książkę polecam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka.
*s. 39.
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Wydanie: I.
Ilość stron: 312.
Przekład: Jan Hensel.
Tytuł orginału: Forgotten.
Język orginału: angielski.
Data powstania: 2011.
Moja ocena: 4/6