niedziela, 26 września 2010

"Czy znacie głód? To jest ból nie do zniesienia. Zastanawiam się, kiedy przestanę być głodna w szkole..."* - Dziennik Ma Yan. Z życia chińskiej uczennicy - prezentacja: Pierre Haski

   Rozgoryczenie i głębokie poczucie niesprawiedliwości przepełniają zwięzłe notatki młodej chińskiej dziewczynki, która pewnoego dnia usłyszała od matki, iż z powodu braku pieniędzy musi zakończyć edukację, by pomóc rodzicom zapracować na życie i kształcenie jej dwóch młodszych braci. Uczucia te jednak nie pogrążyły jej w rezygnacji. Zdesperowana, doszukująca się w swym wykształceniu jedynej szansy na godziwe życie, a nawet przeżycie, dla siebie i swojej rodziny Ma Yan, wykrzykuje w swych dziennikach swój zdecydowany sprzeciw. Jest to również swoisty apel, prośba o pomoc płynąca z Chin ku uśpionej w swym dostatku na niedolę i nędzę ludzką reszcie świata. 
   Ogrom nadziei jaką młodzi Chińczycy pokładają w swym wykształceniu uwidacznia się najbardziej w momentach, kiedy trzynastolatka opisuje mechanizmy i zasady funkcjonowania chińskiego przybytku wiedzy. I nie jest to bynajmniej miejsce radości i beztroski. Na porządku dziennym są kary cielesne i to tak dotkliwe, że jak pisze dziewczyna "jednemu dziecku oderwano kawałek ucha". Samo do niej dotarcie nastręcza wielu trudności - idąc pieszo w upale bądź mrozie dzieci niejednokrotnie nękane są przez złodziei czy pastuchów, chcących wyłudzić od nich jedzenie lub po prostu wyładować frustracje. W szkole dzieci wciąż cierpią głód - Ma Yan i jej brat za całe wyżywienie mają miskę ryżu, a niekiedy zdarza się im głodować nawet kilka dni. Edukacji niesprzyja również różnorodność językowa na terenie Chin - nieraz dzieci niemal nie rozumieją nauczyciela mówiącego w nieznanym im dialekcie. Za cały strój Ma Yan muszą starczyć jej kupione raz na ponad rok, jedne spodnie i bluzka, które pierze raz w tygodniu. Również zdobycie pomocy naukowych graniczy niemal z cudem - na długopis dziewczynka oszczędzała nie dojadając przez długi czas. 
   Władze państwowe "umywają ręce" a swą misję edukacyjną realizują jedynie teoretycznie, poprzez rozpowszechnianie sloganów mających uświadamiać społeczeństwu nadrzędną konieczność kształcenia dzieci. Ta obojętność w zestawieniu z zakrzewioną w narodzie chęcią edukowania się prowadzi do takich tragedii, jak np. opisany w "Dzienniku" wybuch fajerwerków w jednej ze szkół, które to fajerwerki produkowały dzieci, by opłacić swych nauczycieli (zginęły 42 osoby). Ofiarą obojętności władz był również zakatowany w przypływie szału przez bezradnego ojca 7letni chłopczyk, tylko za to, iż chciał iść do szkoły.
   Ma Yan zawiera w swym pamiętniku historię rodziny. Wstrząsająca jest szczególnie przeszłość dziadka Yan od strony ojca. W wieku 4 lat ojciec-żebrak sprzedał go za... 2 kilo ryżu, potem jego właściciele oddali go na śmierć w czasie wojny, by ratować własnych synów (śmierć członka rodziny zwalniała pozostałych z obowiązku służby). Jedynym szczęściem w jego życiu była miłość i oddanie jego żony - poślubiona w wieku 13 lat babcia Yan czekała wiernie na swego męża walczącego na frontach... 12lat. Również matka Ma Yan nie ma łatwego życia - cierpiąc na wrzody żołądka rezygnuje z leczenia harując ciężko na wykształcenie swych dzieci. 
   Z "Dziennika..." wyłania się też obraz współczesnych, w co momentami ciężko uwierzyć, Chin. Kontrast pomiędzy rejonami, a konkretnie wielkimi miastami, jak Pekin czy Szanghaj, które skorzystały na wzroście ekonomicznym, a rejonami zamieszkanymi przez utrzymujących się z prymitywnego rolnictwa na jałowych terenach chłopów, jest wprost nie do uwierzenia. Poraża również obojętność a nawet nieświadomość bogatszych mieszkańców na los ich nędznych rodaków. Wieśniacy nie tylko głodują, często też cierpią pragnienie - brak jest w wielu miejscowościach bieżącej wody; zastępuje ją gromadzony śnieg lub deszczówka. Życie rodziny Ma to także mordercze zbiory facai, specyficznej trawy, na którą jest w Chinach popyt - władze jednak zabraniają owego działania, gdyż w wyniku eksploatacji zieleni tereny kraju ulegają pustynnieniu. Tak więc jedyna forma zarobku dla chińskich wieśniaków stała się zarazem działalnością przestępczą. Nie mają jednak wyboru.
   Po co żyjemy? Bogaci ludzie umierają, zaznawszy przedtem wszelkich przyjemności. To jest szczęśliwa śmierć. Ludzie, co nie mają pieniędzy, żyją ze łzami w oczach. Kiedy umierają, jest to śmierć bolesna. Taka jest prawda.**

* s. 219. 
**s. 171.
Wydawnictwo i rok wydania: Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2004.
Przełożył: Wiktor Dłuski.
Ilość stron: 294.
Moja ocena: 5+/6.