czwartek, 13 stycznia 2011

Wędrowycz tu był!!! - fotorelacja




    Błąkał się, błąkał, aż w końcu dotarł, czym uczynił mi niesamowitą radość:) W końcu niecodziennie zdarza się gościć znamienitego bimbrownika, znachora, egzorcystę i kłusownika w jednej osobie. Dementuję to plotki o jego cokolwiek prostackim zachowaniu czy braku samodyscypliny. A gdzieżby znowu!!! Przywitał sie kulturalnie, wręczył mi prezent (dziekuję za śliczną zakładkę)... miły, szarmancki, no ogólnie git:) 
   Kiedy już nieco rozprostował kości i rozgościł się też nieco, pociągnąwszy sowity łyk z piersióweczki zabrał się za "porządki". Na pierwszy ogień poszły smoki ( "A wszak to podłe bestyje!!! Już ja im pokażę, kto tu rządzi, jakem Wędrowicz!", "Jam Wędrowycz jest i wara, nie przestraszy mnie poczwara").
  Walka o dominację nie została jednak rozstrzygnięta, gdyż uwagę Jakuba Walecznego odwrócił brzęk kieliszków... No coż, jak wiadomo, wódeczka łagodzi obyczaje;) Com ja sie historii niesamowitych nasłuchała przy tej wódeczce, ile plotek z kraju mi Jakub zaserwował, jakie newsy przyniósł, tego słowami niesposób wypowiedzieć. Szczególnie, że pod koniec tych rozmów mi się język plątał, a gościowi mojemu literki się na kartkach poprzestawiały.
   Jednak Jakub jak na porządnego alkoholika przystało ma wysoce zaawansowany i nader sprawnie działający alkoholowy metabolizm, po godzince więc, całkiem już niemal trzeźwy szukał sobie nowych zajęć.
   Wieczorami Jakub się ulatniał ( "Bo każdy Wędrowycz lubi czasem pobyć sam z własnymi... demonami;)), jednak moja babska ciekawość wzięła górę i, tak wiem, że to brzydko podglądać, ale warto było. Takich egzorcyzmów, jak świat światem miasto nasze jeszcze nie widziało:) Płacz, jęk i zgrzytanie szczęk... A wśród tego wszystkiego machający radośnie swą łopatą Wędrowicz w swym żywiole. ("Bo najważniejsze w życiu, kiciu, to robić to co się lubi i żyć, aby pić" - mądre słowa).
   A po skończonej robocie czas na zasłużony odpoczynek. Wędrowycz skumał się z Dziadem Radomskim, tak im jakoś na wspólne tematy zeszło, uwagami się wymienili co do technik kołkowania i przekazali sobie najnowsze przepisy na lokalne zupy z trupa. Kres ich sielskim pogawędkom kładła dopiero niemożność pionu utrzymania, widać więc, iż byly to rozmowy na najwyższym poziomie:)
   Tydzień zleciał nie wiem kiedy. Pijani czasu nie liczą. Wczoraj więc z żalem Jakuba spakowałam, wyposażyłam w but osimioipółmilowy (żaden tam siedmio-, najnowszy design, a jak?), coby mu droga szeroka i krótka była...
   I odjechał Kuba pić do Jakuba...

8 komentarzy:

  1. Oj Kochana ;)
    Ciekawy tydzień z Jakubem był oj ciekawy, nie ma co ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie to wszystko opisałaś. Masz poczucie humoru, to lubię. Życzę kolejnych wizyt przepełnionych nowymi, niesamowitymi wrażeniami.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. może do mnie go odprawiłaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę powtarzać po Joannie - jestem tego samego zdania!:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wizyta widać udana była ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Bujaczek - oj tak, szczególnie robiąc zdjęcia świetnie się bawiłam:)

    @Futbolowa, Elina - dziękuję, to bardzo miłe. Pozdrawiam serdecznie.

    @Joanna Markowska - Miło mi, że ludzie jeszcze doceniają poczucie humoru; życie trzeba czasem traktować z przymrużeniem oka. Również pozdrawiam.

    @Tajemnica - niestety nie, władza wyższa dała mi namiary na osobnika płci męskiej, też zresztą Jakuba...

    @Hiliko - śmiech to zdrowie:)

    @elwika - a jak:) Z Jakubem nie sposób się nudzić:)

    OdpowiedzUsuń