sobota, 13 sierpnia 2011

Kocioł bałkański - danie dnia w Rio barze - "Rio bar" - Ivana Sajko

 Proza wielkiego wykrzyknika. Proza palca wskazującego wycelowanego w geście oskarżenia w kierunku wroga, rządu, świata, Boga i w końcu w kierunku siebie samej. Narratorka w powieści Sajko pluje jadem słownym, jej emocje wrą, kipią i eksplodują. I choć kocioł bałkański z biegiem lat już ostygł autorka każe jej zamieszać, tym razem we swych wspomnieniach, by sypnąć solą w oczy tym, którzy już zapomnieli lub nie chcą pamiętać. 
   Kiedy w jej ojczyźnie, w Chorwacji, wybuchła wojna akurat tańczyła na swoim weselu. Porachunki polityczne, o których nie miała bladego pojęcia w jednej chwili odebrały jej wszystko. Została sama ze swą groteskową, na tle zasypanego popiołem państwa, koronkową suknią ślubną. Wojna zabrała jej szczęście, męża, noc poślubną. Wojna sprawiła, że nie było ani długo, ani szczęśliwie.
"Pierwsza syrena alarmowa zagłusza muzykę do tańca. Walc. Kręcimy się w kole roześmianych druhen i pijanych drużbów. W nos łaskocze mnie rozmaryn z jego klapy. Melodia zmienia się raptownie. Syreny? Syreny!!! Szepcę do niego: to chyba nie... chyba nie... chyba nie... Po trzecim powtórzeniu znika z moich ramion. Drużbowie leżą wokół w kawałkach. I wciąż się śmieją. "*
Została wtłoczona do zapchanego do granic schronu; zabijała w najokrutniejszy sposób, by przeżyć; wsłuchiwała się w odgłosy miłości w obozach dla uchodźców sama próżno czekając na utraconego kochanka. Przeżyła, ocalała, ale co to za życie wśród zgliszczy miasta i własnych marzeń? To dla nich to ekspresyjne epitafium nad grobem wyśpiewane głosem zbolałej chorwackiej kobiecości.
   Sajko pozwala mówić w swej minipowieści kobietom z którymi niewątpliwie się identyfikuje (miała przecież ledwie 16 lat, czyli niewiele mniej, niż bohaterka "Rio baru", gdy jej kraj ogarnęła wojenna pożoga).
  "(...) pierwszy alarm zapamiętałam lepiej niż pierwszy pocałunek"**
Dzieło Chorwatki to właśnie szczera do bólu retrospekcja alkoholiczki uwikłanej w mafijne porachunki, która nieuchronnie zbliża się do całkowitej autodestrukcji pogrążając się coraz bardziej w swoim nałogu. To jednocześnie przesuwające się jak w kalejdoskopie w jej pijanych widach poszczególne wydarzenia z historii wojny serbsko-chorwackiej - w przypisach wyjaśnione są jej aluzje i dygresje. Przywołuje obrazy z obozów dla uchodźców, następnie pląsa w swej sukni ślubnej niczym żądna zemsty starożytna Erynia plądrując i paląc dobytek jej serbskich wrogów, gdy ci zostają przegnani przez Chorwatów. Wspomina kolejne rocznice wyzwoleńczej operacji "Burza" z 1995 roku, by z tonem gorzkiej ironii demaskować intencje przemawiających wówczas polityków, którzy jako jedyni chyba zyskali na tej wojnie domowej, a zyskali kosztem zwykłej, szarej młodzieży, zaślepionej ideą, która okazała się tylko nic nie wartym śmieciem (wolność zda się wam tylko o tyle, o ile zadowolicie się sprzedawaniem pizzy i coli w nowym sezonie turystycznym, w pięknym spokojnym już kraju, młodzi Chorwaci - pluje jadem Sajko).
   Język "Rio baru" jest ostry niczym potłuczone szkło, ciężki jak głazy spadające w lawinie. To narracja panicznego strachu, który pod wpływem okrucieństw i tragedii będących udziałem bohaterki ewoluował w drapieżny wyrzut, niezaspokojony pęd zadawania bólu choćby słowami, potrzebę wywrzeszczenia światu swojej wściekłości. Sajko ociera się wręcz o bluźnierstwo (porażająco prawdziwa jest jej oskarżycielska apostrofa do Maryi - "Kurwa, Mario, gdzie ty żyjesz? - krzyczy do chrześcijańskiej świętej, mającej po tym wszystkim jeszcze siłę wybaczać); mistrzowska jest kreacja panny młodej w koronkach i tiulach poplamionych krwią wroga.
    "Rio bar" to również próba analizy owoców wojny, które zbiera się jeszcze wiele, wiele lat po tym, gdy wybrzmiał i zamilkł  ostatni strzał. Zgniłych owoców anarchii, kompleksu ludzi bez przyszłości z kaleką przeszłością ustawiających się po świadczenia dla weteranów. W końcu autorka reasumuje:
   "Kiedyś napisze o nich książkę. Kiedyś. Jak wyjedzie. Zrobi to z pewnym przerysowaniem. Nazwie ich podlanymi tłuszczem kretynami. Oskarży o wysoki stopień bezrobocia, biedę, korupcję i brak dobrego smaku, o swoje nieregularne menstruacje i niskie ciśnienie, o bliznę na górnej wardze, której dorobiła się pod koniec wojny w pewnej knajpie, gdzie podczas strzelaniny ugryzła ze strachu kieliszek"***
  Seria z miotłą i tym razem mnie nie zawiodła. "Rio bar" to książka napisana mocnym, pełnym wulgaryzmów i odrażających metafor językiem; ale przez to bardziej autentyczna. To książka o mało kobiecej, bo wojennej tematyce, a jednak ze wszech miar warta przeczytania, bo jej autorka oprócz  przemyślanej konstrukcji i starannie udokumentowanego zaplecza historycznego serwuje w niej czytelnikowi coś jeszcze. A mianowicie kreację kobiety doprowadzonej do ostateczności. Obnaża siłę płci pięknej w obliczu krwawej pożogi, demonstruje porównywalny do słynnego obrazu Muncha ("Krzyk") w swej ekspresjonistycznej wymowie wrzask kobiety o naznaczonym wojną życiorysie na tle zgliszczy swego kraju i życia.
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać
*s. 10 
**s.17.
***s. 85
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: W.A.B., Warszawa 2011.
Wydanie: I
Ilość stron: 159.
Przekład: Dorota Jovanka Ćirlić
Tytuł orginału: Rio Bar.
Data powstania: 2006.
Moja ocena: 4/6
___________________________________________________
Ivana Sajko (ur. 1975) – pisarka chorwacka, założycielka ugrupowań artystycznych Project Buffalo i BAD.co., redaktorka magazynów Frakcija i Tema, producentka programu telewizyjnego V-effekt, gościnnie wykładowca Akademii Sztuk Dramatycznych w Zagrzebiu. Autorka kilkunastu sztuk wystawianych i nagradzanych w wielu krajach świata, m.in. Kobieta-bomba (2003, wystawiana w Polsce).
Rio Bar to debiut prozatorski Ivany Sajko, za który w 2006 roku dostała nagrodę przyznawaną najlepszej chorwackiej powieści roku.
Źródło.