niedziela, 28 listopada 2010

"Uczuciem osamotnienia można się podzielić tylko z tymi, którzy doświadczyli w życiu tego samego"* - "Śladami drzewa sandałowego" - Asha Miró i Anna Soler-Pont

   Ta książka to prawdziwy misz-masz, zarówno kulturowy, historyczny jak i geograficzny. Akcja powieści w różnych swych etapach rozgrywa się na trzech kontynentach: w Azji, Afryce i Europie. Wraz z bohaterami powieści znajdujemy się raz w Bombaju, raz w Addis Abebbie, kiedy indziej w Barcelonie czy na Kubie. Powieść wprawdzie jest fikcją literacką, lecz autorki nie ukrywają, iż inspiracją byli dla nich prawdziwi ludzie i autentyczne historie ich życia. Książka pokazuje nam w piękny sposób fakt, iż świat jest mały i potwierdza porzekadło, że góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem może. Mimo różnic kulturowych i ogromnej odległości. Jest też kroniką drogi jaką człowiek musi przebyć po świecie, aby dotrzeć... w głąb siebie.
   Książka składa się z trzech części: w pierwszej zarysowane są losy trojga dzieci: Solomona, Muny i Sity. Dzieciństwo Solomona przypadło na okres etiopskiej rewolucji mającej na celu obalenie rządów Hajle Sellasje (1974 rok). Wraz z chłopcem jesteśmy świadkami strajków i demonstracji ludności pragnącej wyrwać się spod jarzma cesarskiego terroru i ucisku, umierających dotąd z głodu. Kiedy podczas wojennej zawieruchy ginie na froncie jego ojciec, niewiele starsza siostra podejmuje decyzję o skorzystaniu z rządowego programu pomocy sierotom i odsyła chłopca wraz z innymi małymi Etiopczykami na stypendia na Kubę. Odbywamy więc z Solomonem kilkudziesięciodniową tułaczkę niezliczonymi środkami transportu (od autokaru począwszy na statku "Africa-Cuba" skończywszy), która, zwieńczona chorobami, wycieńczeniem czy nawet  śmiercią gruźliczą wielu małych podopiecznych, dostarcza ich w końcu ku portom przeznaczenia. Tu mają otrzymać dach nad głową i edukację.
  Poznajemy też dwie młodziutkie Hinduski, Munę i Sitę. Kiedy zostały osierocone, a ich wychowaniem zajęło się wujostwo, jedenastoletnia Muna musiała wykonywać karkołomne, często przekraczające jej wytrzymałość prace, zajmowała się też malutką siostrą. Wkrótce jednak ich drogi się rozeszły - Sitę oddano do sierocińca, Muna natomiast została sprzedana (!) do niewolniczej pracy w fabryce dywanów (proceder ten był częstokroć dokonywany mimo woli matek; dzieci pracowały całe dnie, znęcano się nad nimi fizycznie przy braku wydajności). Wkrótce jednak szczęście uśmiechnęło się do dziewczynki, odsprzedano ją pewnej bogatej rodzinie jako służącą; trafiła tam pod opiekę życzliwej Chamki. Sita natomiast po pobycie w sierocińcu, gdzie przeżywała wielkie problemy adaptacyjne owocujące odrzuceniem i nienawiścią ze strony innych dziewczynek, oraz bezustanną tęsknotą za życiem w pełnej rodzinie, zostaje odesłana do chcącego ją adoptować, zamieszkałego w Barcelonie małżeństwa. 
   Druga część przenosi nas w czasie o trzydzieści lat. Dzieci stały się dorosłymi, jedne ułożyły sobie życie, inne wciąż szukają sensu swej egzystencji. Do jednych los się uśmiechnął, innym wciąż rzuca kłody pod nogi. Nie ma już zagubionych, bezbronnych dzieci - ich miejsce zajęła gwiazda Bollywoodzkiego kina, architekt i lekarz. Są od siebie skrajnie różni, jedno co ich łączy to bezustanne poszukiwanie prawdy o sobie i potrzeba powrotu do korzeni. 
   "Solomon (...) tęsknił za zapachem palonej kawy, świeżo ściętego drewna eukaliptusa i palonego drzewa sandałowego".**
   Autorki dołożyły wielu starań, aby przybliżyć czytelnikowi niby ukradkiem dynamiczność przemian politycznych, społecznych i gospodarczych oraz skutki, jakie te przemiany niosą dla ludności te kraje zamieszkującej. Anna Soler-Pont, jest założycielką agencji literacko-filmowej skupiającej swe działania na zagadnieniach dotyczących międzykulturowych relacji; ukazuje więc też w książce ważki problem przenikania i mieszania się kultur oraz trudności adaptacyjnych, jakie temu nierozłącznie towarzyszą. Autorki wskazują też, szczególnie w trzeciej części, która ma formę wiadomości mailowej Sity z Etiopii do swej barcelońskiej przyjaciółki (dlaczego Sita stamtąd do niej pisze pozostawiam Waszej dociekliwości) na palące problemy wielu krajów ówczesnego trzeciego świata. Dowiadujemy się na przykład, iż Etiopii grozi status "kraju starców" wskutek zaawansowanej adopcji niechcianych i porzuconych dzieci przez zagraniczne pary. W Bombaju natomiast dopiero wtedy zaczęto podejmować pierwsze nieśmiałe kroki prowadzące ku zakazowi pracy nieletnich. 
   Smaczku książce dodają niewątpliwie wstawki dotyczące obyczajów i tradycji danych kultur, które ja osobiście w książkach tego typu uwielbiam, bo obok swej wartości poznawczej ułatwiają czytelnikowi zaklimatyzowanie się w literackiej rzeczywistości. Towarzyszymy więc tu Etiopkom przy robieniu symbolicznego tatuażu na czole,  jesteśmy świadkami przerażającego zamiaru utopienia noworodka płci żeńskiej, który nie ma wprawdzie miejsca, jest natomiast często stosowaną i raczej akceptowana praktyką w krajach wielu częściach Indii. Możemy poznać relację o akcie sati, czyli rytualnego samobójstwa wdowy dokonywanego po śmierci męża czy w końcu patrzymy na ludzi błagających o uzdrowienie u murów etiopskiej świątyni, którzy równie często znajdują tam po prostu śmierć.
   Wszystko było by pięknie, ale jest pewne "ale". Mianowicie wszyscy, którzy mieli styczność z wcześniejszą twórczością Ashy Miró (ja znam już choćby jej "Córkę Gangesu") poczują w pewnym momencie lektury efekt deja vu. Historia jednej z dziewczynek jest bowiem historią samej autorki; efektem są identyczne wątki, przytoczone niemal słowo w słowo sformułowania, w ogóle cała część o dzieciństwie jest żywcem stamtąd wzięta (czy odwrotnie, ale mniejsza o to). I co o tym myśleć? Owszem, ktoś kto nie zna innych książek nie poczuje się w żaden sposób oszukany; ja się poczułam. To historia jej życia, związana z ogromem emocji i towarzysząca autorce w każdej minucie jej życia, tak. Ale literatura rządzi się swoimi prawami. A takie powielanie fabuły trąci mi nastawieniem na zysk li i jedynie. Szkoda, bo to wyraźna rysa na szkle naprawdę dobrej powieści...
*s. 240.
**s. 169.
Wydawnictwo, rok i miejsce wydania: Sonia Draga, Katowice 2009.
Ilość stron: 288.
Przekład: Danuta Kałuża.
Moja ocena: 5/6.

Znalezione pod choinką - wyzwanie Bożonarodzeniowe

   Święta Bożego Narodzenia to chyba najbardziej magiczny czas w roku. Spadające z nieba płatki śniegu okrywające świat białą puchowa kołderką, melodie dobrze znanych od dzieciństwa kolęd, napełniające serca ludzkie nadzieją i ciepłem domu rodzinnego, snujące się po ulicach i centrach handlowych Mikołaje i elfy  oraz migotania choinkowych lampek  - to wszystko tworzy niezwykłą atmosferę, której nie sposób się oprzeć. Człowiek ma wrażenie, że przeniknął z szarej codzienności do świata baśni...
   Sezon świąteczny w naszym blogowo-książkowym światku został również rozpoczęty. W tym roku do swojego świątecznego "stołu" zaprosiła nas Maniaczytania. Zamiast tradycyjnych 12 potraw - wiele więcej książkowych i filmowych pozycji do skosztowania. Niczym opłatkiem dzielić się nimi możemy na wyzwaniowym blogu Znalezione pod choinką. Zapraszam więc Wszystkich chętnych - liczba miejsc dla niespodziewanych Gości nieograniczona :)


   Ja wybrałam dla siebie wstępnie takie oto bożonarodzeniowe KSIĄŻKI:
1) "Tajemnica Bożego Narodzenia" - J. Gaarder
2) "W zwierciadle ... niejasno" - J. Gaarder  - za tego pana zabierałam się już od jakiegoś czasu, aczkolwiek dość leniwie i mało konsekwentnie. Znam jego "Świat Zofii" i muszę przyznać, iż była to książka inna niż wszystkie
3) "Boże Narodzenie w Lost River" - Fannie Flagg - będę miała okazję zapoznać się z twórczością tej autorki, mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu
4) "Musierowicz na gwiazdkę" - Małgorzata Musierowicz - taka moja poróż sentymentalna do czasów kiedy to młoda i piękna byłam i zaczytywałam Jeżycjadę, aż iskry szły;)
5) "Listy św. Mikołaja" - J.R.R. Tolkien - ktokolwiek czytał, ktokolwiek zna, niech mi napisze proszę w kilku słowach o czym jest ta książka
6) "W księżycową, jasną noc" - William Wharton
7) "Wieści" - William Wharton - Whartona uwielbiam, obie wyżej wymienione pozycje już czytałam, miałam jednak zamiar powrócić do Jego książek, jeszcze raz je przeczytać i dać upust zachwytom na blogu. Okazja więc nadażyła się ku temu świetna
8) "Najgłupszy anioł" - Christopher Moore - planowana już od dawna i na tą okazję czekająca w zamyśle
  Odnośnie FILMÓW natomiast - ich lista wyjdzie w przedświątecznych porządkach, gotowaniu i praniu:)