niedziela, 24 czerwca 2012

Non omnis moriar - "Muzeum ciszy" - Yoko Ogawa

    Jeśli spytałabym, o pierwsze nazwisko, które przyjdzie Wam do głowy po usłyszeniu pojęcia "japońska literatura współczesna" z pewnością wśród odpowiedzi, które by padły przodowałby Murakami. Murakami i... długo, długo nic. A szkoda, bo jest jeszcze jedna autorka, która zasługuje na uwagę w tej dziedzinie. Niestety przez przeszło dwadzieścia lat, jakie minęły od jej debiutu, nikt nie wpadł na pomysł, że Ogawę, bo o niej mowa, tłumaczyć się opłaca. Ostatnio jednak wydawnictwo WAB dojrzało tę lukę i postanowiło to  niedopatrzenie skorygować  (w zeszłym, 2011 roku, jego nakładem ukazała się "Miłość na marginesie" tejże autorki). Ogawa pisze bardzo po japońsku. Nie chcę bawić się tu w niemiarodajne porównania, choć atmosfera jej powieści sama w sobie takie narzuca. Napiszę więc tylko, że jest bardzo japońska, podszyta niewytłumaczalnym niepokojem, złowrogą dekadencją. Niemniej jednak książki Ogawy wnoszą do wachlarza europejskiej fikcji nową, świeżą jakość.  
   Gdybym miała wskazać najmocniejszą stronę twórczości Yoko Ogawy, postawiłabym na niezwykłą umiejętność kształtowania tła dla losów bohaterów. Czyni to doprawdy nieszablonowo. Wydziera tę przestrzeń niebytowi, zagospodarowuje próżnię. Wyobraźcie sobie sześcian wielkości miasteczka ze ścianami ze szkła zawieszony w pustce - to jej baza. Potem tapetuje go ona kolażem absurdu, groteski i pokracznej nietypowości. Jeszcze tylko wypełni go ciszą, ale nie tą kojącą. Nie. Raczej tą "przed burzą", tą z wnętrza ziemi, nastającą po ostatnim tchnieniu umarłych; ciszą krystaliczną, w której najmniejszy szmer odbija się głośnym echem, ciszą złowrogą. Jeszcze tylko odwróci lustro, by jej świat odbijał realność; by jej bohaterowie egzystowali ssąc siły witalne z tego złudzenia, zanim nie pojmą, iż jest to w rzeczywistości krzywe zwierciadło. 
   Ogawa bowiem inkrustuje krajobraz miasta panoramą wynaturzeń. Do pokracznych ornamentów nie sposób bowiem nie zaliczyć dziwacznego zwyczaju określania wieku podatników na podstawie ich zdolności do włożenia ucha do dziury w płocie przed urzędem (co pociągało za sobą "dzikie" i amatorskie zabiegi zmniejszania uszu, by uniknąć płacenia podatków). Nie sposób do nich nie zaliczyć motywu mnichów - nauczycieli ciszy, którzy składają śluby milczenia i odtąd odcięci są od świata zasłoną nieprzejednanego milczenia, którzy żyjąc na świecie przebywają jednocześnie w innym wymiarze bytowym. W końcu nie wspomnieć niepodobna o Święcie Płaczu, któremu towarzyszą pochody lamentujących mieszkańców miasta, którzy w swym zapamiętałym żalu osiągają pewien rodzaj szaleńczego transu. Aha, byłabym zapomniała. Są jeszcze mosty z niedopowiedzeń stworzone tylko po to, by je potem spalić; dosłownie i w przenośni. I gotowe. Można zaludniać. 
   Bohaterów Ogawa tworzy o tyle oszczędnie, co wyraźnie. Szkicuje ich kreskami różnorakiej grubości uzyskując galerię osobliwych osobowości. W tym korowodzie niepodzielnie rej wiedzie starucha. Sprawczyni zamieszania, inicjatorka muzeum ciszy, pracodawczyni kustosza i pani mrocznego pałacu. Odpychająca i stetryczała dziwaczka mająca jeszcze dziwniejsze hobby. Chociaż może zbieranie pamiątek po zmarłych z obłędem w oczach, za wszelką cenę i "po trupach" we wszystkich tego słowa znaczeniach jest dla niej czymś więcej? Może jest swego rodzaju misją, sensem jej życia, jak sama to określa? 
  "Moim celem jest muzeum, które przekracza granice ludzkiego istnienia. Gdzie nawet pozbawiona charakteru, gnijąca na śmietniku obierzyna odkrywa cud życia, gdzie tajemnice tego świata..."*
Przychodzi jednak dzień, w którym koniec jest już bliski i nieuchronny, postanawia więc swe posłanie przekazać godnemu następcy. Wybór pada na kustosza, który początkowo niewinnie, a w końcu z bezgranicznym i szaleńczym zapamiętaniem odchodzi od profesjonalizmu na rzecz fetyszyzmu wręcz. Razem tworzą oni "muzeum na skraju świata", w miejscu, gdzie "Jeśli coś się [...] liczy, to chyba tylko  szacunek i miłość do świata starości."** Eksponaty, które pozyskuje stają się dla niego czymś więcej niż zbiorami; on zatrzymuje w nich duszę zmarłego, przemawiają do niego opowiadając historię, które spisuje, by wydrzeć je zapomnieniu. W końcu, kiedy zostaje już uświadomiony o swym statusie przeraźliwie spokojnie przechodzi na tym do porządku dziennego, symbolicznie, ale też straszliwie beznamiętnie dokładając do zbiorów pamiątki stanowiące istotę jego istnienia. Muzeum zawładnęło nim, zawładnął nim świat miasteczka; to w tej bezbolesnej asymilacji tkwi największa groza fabuły Ogawy.
   "Muzeum ciszy" to w pewnym stopniu studium zwykłości, w której tkwią nadprzyrodzone pierwiastki. Pamięć ludzka połączona ze śmiercią właściciela przedmiotu są iskrami powodującymi, że z przynależących pozornie do sfery przemijającego profanum przedmiotów wznieca się sakralny ogień, z którego niczym dym sączą się cienie zmarłych. Te krótkie, a częstokroć szokujące i przyprawiające czytelnika o dreszcz zgrozy opowieści przydają powieści niewymuszonego dramatyzmu, uderzają między linijkami spokojnej i melancholijnej narracji piorunem trwogi, jak choćby opowieść pogryzionych tubek po farbach, które były ostatnim pożywieniem ich właścicielki malarki, nim ta sparaliżowana umarła z głodu.
   Japońska autorka stworzyła bardzo przemyślaną powieść, której stonowana narracja i prosty, nieskomplikowany język uwydatniają na zasadzie przeciwieństw ogromną wagę przekazu. Yoko Ogawa tworzy książkę otwartą na czytelnika, daje mu wiele możliwości interpretacyjnych, jest obok niego, zamiast iść przodem gdy on wybiera ten sposób odczytania, który mu najbardziej odpowiada. Zarysowuje świat przedstawiony, prowadzi fabułę, podsuwa kilka egzystencjalnych znaków zapytania, ale niczego nie określa, unika jednoznaczności zarówno na płaszczyźnie kreacji jak i interpretacji. Czytając "Muzeum ciszy" można dzięki temu skupić się na akcie odbioru i rozkoszy smakowania świata powieściowego. Ponadto uważam, że powieść należy zgłębiać, czytać uważnie. I wcale nie po to, by jak najszybciej wytropić intrygę i koncept, które Ogawa niezbyt zresztą zgrabnie moim zdaniem zakamuflowała. Myślę, że czytać trzeba uważnie, by nie zatonąć w morzu tropów, by umożliwić sobie percepcję wszystkich przemian głównego bohatera, które następują bardzo subtelnie, wręcz niezauważalnie. I także po to, by zastanowić się nad przemijaniem i wartościami ponadczasowymi.     
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
*s. 14
**s. 100

Wydawnictwo, miejsce i data wydania: W.A.B,  Warszawa 2012.
Wydanie: I.
Ilość stron: 293.
Przekład: Anna Horikoshi
Tytuł orginału: Chinmoku Hakubutsukan.
Język orginału: japoński.
Data powstania: 2000.
Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Stosikowe come back:)

   Dawno, oj dawno nie prezentowałam Wam już licznych przyczyn mojej radości. Jakoś tak się złożyło. Jednak ostatnio zapragnęłam, by ujrzały one światło dzienne. W dużej mierze są one już jeśli nie zrecenzowane, to przynajmniej przeczytane, ale co tam. No więc ta dam! Patrzcie, podziwiajcie, dzielcie się swoimi odczuciami, zachęcajcie, odradzajcie:)
1) Kwiaty na poddaszu - Virginia C. Andrews - niespodziewana przesyłka od Świata Książki:) Żadna książka już dawno tak bardzo mnie nie wciągnęła i jednocześnie wycieńczyła emocjonalnie. Świat przerażający, ale i intrygujący zarazem. Recenzja wkrótce.
2) Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął - Jonas Jonasson - również od Świata Książki książka ekstra, podobno o tyleż szalona, co absurdalna, nierealna i groteskowa. Coś bardzo mocno w moim stylu; jedyny minus, to porównanie do Forresta Gumpa, a to chyba najgorsza reklama, jaka może być; taki sposób na PR mierzi mnie przeokrutnie.
3) Dziewczynka, która widziała zbyt wiele - Małgorzata Warda - recenzyjna od Prószyńskiego; przeczytana, recenzja wkrótce. Książka, która przywróciła mi wiarę w polską literaturę i stała się światełkiem w tunelu talentu rodzimych twórców.
4) Tam gdzie Ty - Jodi Picoult - recenzyjna od Prószyńskiego. Zabieram się do tej Picoult niczym przysłowiowy pies do jeża. Powszechne achy i ochy z jednej strony zachęcają, ale z drugiej ustawiają poprzeczkę moich wymagań coraz wyżej. Przeczytamy, zobaczymy.
5) Ocal mnie - Lisa Scottoline - 
6) Zielony dom - Mario Vargas Llosa - wreszcie mam. Każda kolejna książka tego autora na mojej półce to balsamik na moje zakochane w jego twórczości serducho:)
7) Samsara. Na drogach, których nie ma - Tomek Michniewicz - po przeczytaniu jego fenomenalnej "Gorączki" zdobycie debiutanckiej książki pana Tomka było tylko kwestią czasu. Talentu i pasji mógłby mu pozazdrościć niejeden twórca. Dla mnie Tomek Michniewicz jest wielką obietnicą polskiej literatury podróżniczej.
8) Lalki w ogniu. Opowieści z Indii - Paulina Wilk - zrecenzowana. Wnikliwe i pełne pasji wejrzenie w głąb Hinduskiej duszy. Bardzo dobry reportaż, nominacja do NIKE 2012.
9) Urodziłam się dziewczynką - Harris, Welsh, Lette, Guo, Butcher, Phillips, Moggan - zrecenzowana. Opowieści o ciężkim, tragicznym wręcz losie kobiet z różnych stron świata.
10) Europa blues - Arne Dahl - od Muzy - wielką miłośniczką kryminału nie jestem, ale od czasu do czasu zagłębić się w zagadkową fabułę lubię. Wiem, że to część cyklu i zastanawiam się, czy muszę zacząć od pierwszej powieści Dahla, czy nie ma to znaczenia dla jasności fabuły?
11) Jutrzejsza miłość - Shirley Abbot - wymiankowa od Leny. Opis na okładce jest bardzo interesujący, w tle brzmią echa tragedii WTC. Ciekawam:)
12) Biała Masajka - Corinne Hofmann - Lena wiedziała, czym mnie uszczęśliwić. Ta książka to istny strzał w dziesiątkę mojego gustu. Uwielbiam powieści o zderzeniu z innymi, egzotycznymi dla nas kulturami.
13) Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon -też wymiankowa; miałam kiedyś spotkanie pierwszego stopnia z Zafonem w tym jego dziele, nie zakończyło się ono niestety powodzeniem. Zaciekawiła mnie jednak na tyle, by dać jej kiedyś drugą szansę. Dzięki Lenie stanie się to prawdopodobnie szybciej, niż przypuszczałam.
14) Mrowisko - E. O. Wilson - recenzyjna od Zysku i S-ka; książka napisana przez biologa i przyrodoznawcę, bardzo zachęcający opis na okładce; chyba największa zagadka i niewiadoma w tym stosiku.

sobota, 2 czerwca 2012

Zostałam oTAGowana :)

    OTAGowała mnie Elizka z Błękitnego regału, której bardzo za to dziękuję. Jej pytania zmusiły mnie do wielu refleksji nad własną osobą, stały się okazją do poczynienia podsumowań, nie tylko w dziedzinie literatury; do powrotu do zapomnianych, pokrytych nieraz kurzem marzeń. Przejrzałam się w lustrze jej pytań i zapraszam Was za kulisy mojej osobowości :)

1.Jesteś pesymistą,optymistą czy gdzieś pośrodku?
Moja szklanka jest zawsze do połowy pełna, nie znam słów: "nie możliwe", "nie dam rady". Zamiast nich w moim słowniku goszczą "jakoś to będzie" i "a niby kto, jak nie ja":) Ma to też swoje złe strony, bo często porywam się z motyką na słońce i czasem doznaje rozczarowań, ale wolę tak żyć niż marudzić i "malkontencić" się gdzieś w kącie. Świat czekał nie będzie. Różowe okulary na nos i poszedł:):):)

2.Czy książka musi być papierowa?Co sądzisz o e-bookach i audiobookach?
Papierowe książki mają swój niepowtarzalny urok, którego ani w ebookach, ani w audiobookach chyba nigdy nikomu uchwycić się nie uda. Zapach papieru, szelest przewracanych stron, dotyk śliskiej, lśniącej okładki. Jakoś nie wyobrażam sobie doświadczania tych uczuć kojarzących mi się z rytuałem czytania w odniesieniu do innych nośników tekstu.  Książka papierowa, to książka z duszą; inne jej formy to jakby manekiny pozbawione tego pierwiastka magii. Minęłabym się jednak z prawdą, gdybym nie przyznała, że w zeszłym roku codzienne długie spacery

3.Twój sposób na udany poranek?
"Kaszka i kawka":) To od pół roku hasło moje i Natanka, gdy razem wstajemy. Kaszka dla Niunia, a kawka dla mamy, ma się rozumieć:) Do tego internet dla mnie i bajki dla Natanka, (choć bywa i odwrotnie;)). Nic mi więcej do szczęścia nie trzeba:)

4.Kawa,herbata,kakao? Co najbardziej lubisz?
Kawa, kawa i jeszcze raz kawa. Hektolitry kofeiny, I love it. Ostatnio jest to rozpuszczalna z dużą ilością mleka około 3 razy dziennie, od kilku dni chodzi za mną krok w krok mrożona, ale pogoda raczej piciu kawy z lodem nie sprzyja... Bardzo mnie fascynują różne wariacje na temat kawy. Jeśli macie jakieś wypróbowane przepisy na pyszną niecodzienną kawkę to ja poproszę:) Aha, kawa z cukrem to zuo:):):) Jeśli natomiast chodzi o herbatę odkryłam przepyszną rzecz w pewnym sklepie, żeby tu reklamy nie robić:) Herbata o smaku grzanego wina z imbirem. Coś wspaniałego.

5. Ulubione jedzonko,na myśl o którym cieknie ci ślinka
Jak tak można?!...Akurat jestem na diecie i chyba łatwiej byłoby mi wymienić na myśl o czym mi ślinka nie cieknie:) Ale jeśli mam polecić mój absolutny hit, coś co mogłabym jeść na okrągło, to chyba gazpaccho. Bierzesz kurczaczka, najlepiej piersi i kroisz na małe kawałki, obsmażasz z czosnkiem i cebulką.Zdejmujesz skórkę z pomidorów (około 4), kroisz, dodajesz pokrojone papryki tak ze dwie (czerwoną i żółtą). Dusisz. Łączysz wszystko razem. Do tego dodajesz pokrojony w kostkę ananas z zalewy i zalewę (całą puszkę, około 400gr). Doprawiasz solą, pieprzem, imbirem i curry. Niebo w gębie. Dla osób uważających, że łączenie owoców z mięsem to jego profanacja (zalicza się do nich między innymi mój Mąż;)) radzę wlać sam syrop bez ananasa, smaku wiele nie ubędzie, a obejdzie się bez świętokradztwa:) Ostatnio furorę robią też moje muffinki krówkowe, ale przepis to już może dla chętnych i za drobną opłatą;) Żartuję:):):)

6.Gatunek literacki,który Cię zachwyca,to?
Zdecydowanie powieść, najlepiej obyczajowa, z elementami tradycji innych egzotycznych kultur lub też w wersji realizm magiczny plus. Powieść to coś, co pochłania całkowicie i bez reszty, królowa gatunków jak dla mnie.

7.Jeśli miałbyś napisać książkę,to o czym mogła by być?
A nawet miałam przez pewien czas taki impuls by przejść na drugą stronę lustra i pobawić się w pisarkę. Jednak obóz przeciwny nie jest mi chyba pisany, bo jakoś wenie i mi po drodze nie było. A o czym miała być? Chciałam połączyć historię polski ludowej, wpleść w to legendy i opowieści o duchach, czarownych miejscach  (jak się wychowywało na wsi z dziadkami i prababciami nawet, dysponuje się sporym arsenałem takich opowieści), zapomnianych zwyczajach i do wszystkiego dosypać wiele szczypt realizmu magicznego. Miała być o dziewczynce-sierocie obdarzonej naturą balansującą na granicy świata realnego i magii, miała zawierać echa historii... Napisałam już nawet ciut, pokazać Wam? (oczywiście wszelkie prawa zastrzeżone i tak dalej): 
 Doskonale pamięta dzień, w którym przyszła na świat. Kiedy uruchomiły się wskazówki ogromnego zegara dziejów odmierzającego  wszystkie chwile jej wędrówki po ludzkim padole cierpienia, przeszył ją niewyjaśniony lęk. Pamięta świetlną czeluść wypełnioną przenikliwym krzykiem jej matki, krzykiem ogromnego wysiłku, który po chwili ustąpił miejsca pełnym ulgi wytchnieniom, by następnie roznieść po leśnej polanie jej nieposkromiony, szczery szloch. Wszystko to pamięta. Pamięta pochylone nad nią brzozy, nieme obserwatorki jej narodzin; nie powitały jej one jednak radośnie. Kiedy wydała z siebie pierwszy krzyk obwieszczając światu swoje przybycie, bór odpowiedział jej złowrogim pomrukiem a wszystkie drzewa, od samych wierzchołków, poprzez gałązki, konary, pnie aż po sięgające głęboko do uśpionego ducha ziemi korzenie przeszyła tajemnicza trwoga. Trwoga nakazująca lisom skryć się do swych nor, ptakom przerwać radosne szczebioty i zamilknąć, motylom – znieruchomieć na kwiatach. Las zamarł. Cisza okryła ziemię niczym żałobny kir, pozwalając echu nieść za horyzont żałosny płacz niemowlęcia.
   Wysoko w niebiańskich przestworzach pan stworzenia z grymasem głębokiego bólu i przeraźliwego smutku na swym majestatycznym obliczu, postawiwszy kropkę w ostatnim zdaniu Wielkiej Księgi Ludzkich losów złotym atramentem skapującym z pióra białego feniksa zamknął ją z hukiem wzniecając migotliwe obłoki mieniącego się srebrzyście pyłu. Opuścił Księgę na kolana i z wyrazem rezygnacji ukrył twarz w dłoniach, już teraz wstydząc się i tonąc w poczuciu winy za los, jaki zmuszony był temu niewinnemu dziecku przeznaczyć. Całą postacią Stworzyciela wstrząsnął dreszcz niemocy, która po długiej chwili przerodziła się w gniew i  jego marmurowa dłoń zdecydowanym ruchem nakazała chórom anielskim zamilknąć. Gestem nakazał zbliżyć się swym lodowym kometom i umieścił księgę w warkoczu jednej z nich, po czym wstał, strzepał z jedwabisto białej szaty lśniący pył i oddalił się w kierunku rzeki o prądach stworzonych z nadziei zakochanych, by pod drzewem obsypanym kwieciem pocałunków składanych na usta umierającego przez jego bliskich rozmyślać w samotności. Patrząc na zafrasowanie Pana przestworzy Pasterka Dusz wysyłająca je na ziemię nie śmiała go zatrzymywać, by przypomnieć mu o pozbawieniu dziewczynki pamięci wieczności.
8. Najlepsza ekranizacja książki to?
Tu się nie rozpiszę. Gdyby było to pytanie o najgorszą, śmiało wymieniłabym ekranizację "Kwiatów na poddaszu", która storturowała wręcz swój książkowy pierwowzór i poraniła boleśnie. Jeśli chodzi o najlepszą... nie, nic nie wymyślę, póki co nie doświadczyłam jeszcze takiego zjawiska.

9. Jakie są najważniejsze zasady, którymi się w życiu kierujesz?
Hmmm... Chyba nie mam jakichś konkretnie sprecyzowanych zasad. Żadnego motta, żadnego deka-czy-tam-ile-logu. Na pewno zawsze staram się brać życie w swoje ręce, zawsze wolę żałować, że coś zrobiłam, niż że nie spróbowałam. Staram się być tolerancyjna i obiektywna w kontaktach z innymi; nienawidzę krzywdzić innych i sama się krzywdzić nie pozwalam. W relacjach z rodziną i przyjaciółmi staram się dawać z siebie jak najwięcej, wierzę w słowa "na zawsze", wierzę, że ludzie są dobrzy i że się jednak zmieniają. I z całych sił pragnę wychować Syna na szczęśliwego człowieka.

10.Twoje ulubione zwierzątko? Masz zwierzaka w domu?
Obecnie nie mam zwierząt w domu, ale przerabiałam już rybki (w tym krewetka Zocha), był pies rasy husky, Aristo i był kameleon Franek. Z tym ostatnim miałam największą przeprawę. Początkowo panicznie się go bałam, ale z czasem pokochałam. Ubaw był z nim po pachy, ile razy znaleźć go nie mogliśmy, bo gdzieś wlazł:) Raz omal zawału nie dostałam, jak w akwarium w stanie agonalnym pływał. Po dziś dzień nie wiem, jak on tam wlazł. Pocieszny był.

11.Lubisz długo spać i kładziesz się późno w nocy,czy wstajesz bladym świtem i kładziesz się z kurami?
Zawstydzę Turbodymomena i napiszę tak: kładę się spać późno w nocy i wstaje bladym świtem. Siedzę długo, bo wtedy moje oczko w głowie śpi i mogę się na czymkolwiek (czytaj: czytaniu i pisaniu recenzji) skupić; wstaję rano, bo jestem terenowana, tratowana, całowana, bita, obśliniana i gryziona. Nie pamiętam kiedy spałam do 8. Po prostu nie pamiętam.

12.Jaki kraj cię fascynuje, jaki chciałbyś zwiedzić?
Ojej, tylko jeden??? Marzy mi się podróż po Afryce, marzą się zachody słońca w Indiach i poranki w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeśli miałabym wybrać jeden to chyba byłoby to któreś z małych afrykańskich państewek, nieskażonych cywilizacją, hołdujących plemiennym obrzędom i wypełniających rytuały. O tak, chętnie bym się tam wybrała.