niedziela, 19 grudnia 2010

"Być może w czasie świąt bardziej jesteśmy podobni do aniołów niż w innych porach roku?"* - "W zwierciadle, niejasno..." - Jostein Gaarder

   Niespodziewany gość, dla którego zwyczajowo pozostawia się wolne miejsce i nakrycie przy stole, niekiedy może przyjść do nas w nieco innej postaci. Wiadomo - Boże Narodzenie to czas cudów i magii. Jeśli jakaś bezwłosa postać o bosych nogach przycupnie na parapecie Waszego okna w wigilijną noc, to prawdopodobnie będzie to anioł chcący podyskutować z Wami mimo późnej pory o ludziach, życiu i dziele stworzenia... Poczęstujcie go może pierniczkiem czy innym makowcem, ale uwaga - jeśli macie więcej niż "naście" lat, jest bardzo prawdopodobne, iż jego mądrości wydadzą Wam się nieco nudnawe...
   Akcja książki rozgrywa się w Norwegii, a główną bohaterką jest mała dziewczynka Cecylia Skotbu, która podczas swojej choroby prowadzi z filozoficzne rozmowy z aniołem Arielem. Niestety nie zdobyła ona mojej sympatii - dziewuszysko z niej bowiem rozpieszczone, zafochane na cały świat i dość egocentryczne; choć może jej ciężka choroba po części usprawiedliwia te zachowania. Piękna natomiast jest miłość dziewczynki do młodszego brata Lassiego.
   Dziewczynka pozostaje unieruchomiona w swym pokoju na piętrze, podczas gdy na parterze domu odbywają się święta Bożego Narodzenia. Atmosfera świąt udziela się małej Cecylce jedynie dzięki docierającym do niej zapachom i odgłosom, a także zdającemu jej relację z poczynań domowników bratu. 
   Cecylka nie nudzi się jednak - kiedy tylko domownicy udają się na zasłużony wypoczynek do jej pokoju wdziera się sam anioł. Ariel nie jest typowym aniołem z stereotypowych wyobrażeń utrwalonych w kulturze i sztuce. O tym zresztą zdążymy się dokładnie i szczegółowo przekonać, gdyż większą część książki stanowią właśnie rozważania dwójki bohaterów odnośnie różnic i podobieństw między ludźmi a aniołami (w wersji Gaardera). Rozważania tak szczegółowe, że autor za niezbędne uznał przeanalizowanie na tym polu wszystkich zmysłów. Możemy również poznać koncepcję autora dotyczącą olbrzymiej roli dzieciństwa w dziele stworzenia (Bóg stworzył rzekomo Adama i Ewę, jako małe, raczkujące po raju i bawiące się w nim dzieciaki), czy nowej wizji Boga - istoty niewszechmocnej, pozbawionej patosu i dalekiej od swego wizerunku w ludzkich wyobrażeniach. 
   Gaarderowska koncepcja byt ziemskiego człowieka zbyt optymistyczna nie jest:
   "To wy dla nas jesteście cieniami, Cecylio, a nie odwrotnie. Przychodzicie i odchodzicie. To wy nie trwacie. Pojawiacie się nagle i za każdym razem, kiedy nowo narodzone dziecko kładzie się na brzuchu matki, jest to równie cudowne. I tak samo nagle znikacie. Bóg puszcza was jak bańki mydlane."**
   Pojawiają się również rozważania dotyczące sensu istnienia i zagospodarowania wszechświata, a raczej są to tezy wysuwane przez samego Ariela, nie podlegające większej dyskusji. Kosmos to mianowicie miejsce swawoli i rozkoszy niezliczonych aniołków, które  siedząc sobie na planetach i rozmyślając obserwują ziemię i ludzi (ziemia wiruje oczywiście li i jedynie po to, by im tę obserwację usprawnić), tudzież śmigają sobie w najlepsze na kometach, niczym dzieci na zjeżdżalni. Słońce natomiast:
   "(...) nie świeci samo z siebie. Jest tylko zwierciadłem, któremu światła użycza Bóg."***
   Książka niestety mnie wynudziła niesamowicie. Jedyne co mnie jakoś przy niej zatrzymało to śladowe fragmenty magii  - tej świątecznej ale nie tylko. Bardzo sympatyczny jest fragmenty gdy Ariel podczas nocnych eskapad z Cecylią na narty i sanki demonstruje swe anielskie zdolności jak np. przechodzenie przez pnie drzew czy kroczenie po popękanej tafli jeziora. Zakończenie utworu jest dość melancholijne, choć nie da się ukryć, iż zaskoczeniem nie jest.
*s. 97.
**s. 66.
***s. 139.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Jacek Santorski & CO Wydawnictwo, Radom 1998.
Ilość stron: 191.
Przekład: Iwona Zimnicka
Ilustracje: Radowit Dąbrowski
Moja ocena: 3/6
Wyzwanie: Znalezione pod choinką