wtorek, 23 marca 2010

"Skoro tak mówią, pomyślał, to musi być naprawdę złym, okropnym, podłym misiem."* - "Oskarżony pluszowy M." - Clifford Chase

    Na tę książkę chrapkę miałam od dawna - i tytuł i okładka oraz teoretyczna treść, którą sobie założyłam w oparciu o Wasze blogi, ale i własne przeczucia - wszystko to sprawiło, iż szukałam tej książki, szukałam, aż znalazłam. A było warto. Z pewnością mogę zaliczyć ją do moich ulubionych książek.
    Pluszowy miś przytulanka, służący za zabawkę wielu dzieciom z rodziny Chase, w której był od 1925 roku, kiedy to zastał podarowany małej Ruth jako prezent gwiazdkowy, pewnego dnia ożył. Zanim to jednak nastąpiło siedząc na półeczce w dziecinnym pokoiku widział swymi szklanymi oczkami wiele, niezbyt chlubnych niejednokrotnie wydarzeń z dziejów Stanów Zjednoczonych, jak na przykład nastroje wrogości do kolorowych czy morderstwo dokonane na prezydencie; był też świadkiem spustoszenia, jakie zasiał w niektórych stanach huragan Betsy. Miś Winkie-Marie (takie imię nadała mu pierwotnie jego pierwsza właścicielka, ubierając go jednocześnie w sukienki) doświadczając kolejnych zdrad ze strony dzieci, którym oddawał nieodmiennie całego siebie, zapragnął stać się wolnym. Jego marzenie spełniło się, w cudowny, niewyjaśniony sposób Winkie ożył.
"Tak jak sny i opowieści zaczynają żyć własnym życiem, tak ożył Winkie. I tak jak z każdego sensu rodzi się jeszcze głębszy sens, tak Winkie urodził dziecko. Trzymał je na kolanach i spokojnie podziwiał świat..."**
    Życie Winkiego i jego córeczki Małej Winkie płynęłoby zapewne spokojnie pozbawione trosk i zmartwień w leśnej głuszy, gdyby nie obsesja pewnego leśnego naukowca samotnika, który trudnił się produkcją bomb. Zobaczywszy Małą zapragnął ją mieć dla siebie i dopiął swego. Mimo jednak, iż dbał o misiaczkę, opiekował się nią i karmił trudnymi do zdobycia serowymi kulkami czy mrówkami w czekoladzie Mała Winkie nie była z nim szczęśliwa. Pewnego dnia postanowiła więc zniknąć, co też uczyniła, pozostawiając szaleńca martwego.
    Pogrążony w żałobie po swojej utraconej córeczce Winkie zamieszkał w chatce w lesie, nie dane mu było jednak zaznać spokoju - pewnego dnia odbyła się obława na Misia - nad jego chatką zawisł helikopter, okrążyli ją zewsząd ludzie z bronią. Misia postrzelono.
    Nie wiedzieć czemu uznano go bowiem za "misia zabójcę (...) specjalnie wyszkolonego, żeby okaleczać i zabijać". Akt oskarżenia sędzia odczytywał przez ponad 5 godzin. Okrzyknięto go zbrodniarzem, potworem i obrzydliwcem i domagano się dlań stryczka. Materiał dowodowy przeciwko Winkiemu zawierał się na około 20 000stron maszynopisu i 213 płytach CD. Podczas procesu pod względem bezpieczeństwa utajniono nawet tożsamość przysięgłych, a świadków oskarżenia zastąpili aktorzy - tak groźnym przestępcą był pluszowy Miś. Winkiego oskarżono m. in. o: czarnoksięstwo, praktykowanie wodoo, nauczanie teorii Darwina w szkołach, głoszenie, iż ziemia porusza się wokół Słońca, co jest sprzeczne z naukami Kościoła; oskarżono go o akty sodomii, czyny nieobyczajne, terroryzm, itp. W sprawie Winkiego zeznawał papież Urban VIII oraz Wyrocznia Delficka a nawet sam Jan Apostoł, ważkim świadkiem były opętane dziewczęta. Proces trwał ponad 17 miesięcy. Misia bronił niezbyt pewny siebie i nie zawsze mogący odnaleźć się w sytuacji, w której się znalazł adwokat o mówiącym samym za siebie nazwisku Niewygrał. Mimo swych ułomności i kpin otoczenia sądowego Niewygrał był oddany swemu klientowi i bardziej zaangażowany w sprawę, niż mogłoby się pozornie wydawać.
Wiary w ludzi i człowieczeństwo Winkie nie utracił dzięki takim ludziom, jak np. jego współwięzień Darryl, który był wielkim mężczyzną skazanym na dożywocie za... kradzież w sklepie. Szanował on jednak misia, a dni spędzał na kolorowaniu książeczek, które przynosiła mu babcia. Inną pozytywną osobą w życiu Misia była jego przyjaciółka lesbijka, emigrantka z Egiptu, Francoise, która sprzątając w szpitalu zszyła ranę postrzałową Misia i towarzyszyła mu w trudach rozprawy.
    Wymowna jest ostatnia scena, w której Francoise uczy Winkiego, jak przejść przez ruchliwą, pozbawioną świateł ulicę na drugą stronę. Odtąd za każdym razem przechodząc przez jezdnię Winkie czuł "... jakby wstąpił w rwący nurt życia i paradoksu". Również w życiu przydatna była ta lekcja - szedł przez nie jak przez jezdnię: ostrożnie, ale stanowczo.
    Książka rewelacyjna, jest swoistą antologią dziejów absurdalnych aktów oskarżenia stawianych ludziom, którzy odważyli się myśleć inaczej i podążać własnymi ścieżkami, nie tymi utartymi przez ogół. Pokazuje swoisty mechanizm uznania winy przez oskarżonego, tylko dlatego, iż społeczeństwo widzi w nim winę. Inność, niezmiennie od wieków była osądzana przez nierozumiejących jej ciemnych ludzi, którzy pragnęli zniszczyć w zarodku kiełkujące pędy nowości, by znów poczuć się bezpiecznie w swym ograniczonym światku. Książka tchnie groteskowością a przy tym wszystkim jest pełna ciepła i miłości, pozwala powrócić wspomnieniami do lat dzieciństwa i odnaleźć tam ukochanego, zasypanego nieraz kurzem zapomnienia misia pocieszyciela. Polecam gorąco:)
*s. 98.
**s. 143.
Wydawnictwo i rok wydania: AMBER, Warszawa 2007
Ilość stron: 255
Moja ocena: 6/6