czwartek, 23 grudnia 2010

"Hotel Rwanda" - reż. Terry George

   Odkąd przeczytałam książkę Reveriena Rurangwy "Ocalony. Ludobójstwo w Rwandzie" a potem również reportaż Jeana Heatzfelda "Strategia antylop" temat ten wciąż gdzieś wokół mnie krąży i bezustannie mnie nurtuje. Intrygująca jest dla mnie Afryka, przerażające jej problemy i panująca tam wszechobecna niesprawiedliwość. Nie do uwierzenia wprost jest fakt, iż wydarzenia podczas których zginęło ponad milion Bogu ducha winnych Tutsich (nie wyłączając kobiet, starców czy nawet dzieci) miały miejsce niespełna 20 lat temu i odbywały się na oczach obojętnego świata.
 
   Obraz opowiada historię zwykłego niezwykłego człowieka, pracownika jednego z renomowanych rwandyjskich hoteli, Paula Rusesabahina. Pochodził on z plemienia Hutu (było to w tym ludobójstwie plemię agresorów, morderców), potencjalnie więc nic mu nie zagrażało. Jednak jego ukochana żona była Tutsi, czyli "karaluchem, śmierdzącą pluskwą przeznaczona do eksterminacji" w myśl morderczej ideologii niedawnych sąsiadów Hutu. Z tego samego powodu widmo śmierci unosiło się również nad trojgiem jego dzieci.
   Odwaga, jaką wykazał się Paul była niemal nadludzka. Ryzykując również własne życie (np. kiedy dowódca interahamwe rozkazał mu własnoręcznie zastrzelić swoją rodzinę pod groźbą odebrania mu życia) dokłada wszelkich starań by wykraść choć jeden dzień życia dla swych najbliższych. Jego hotel staje się azylem dla wielu zbiegłych Tutsich, Paul wraz z  stacjonującym w hotelu oddziałem ONZ walczy o ich życie z uzbrojonymi w maczety zbrodzniarzami. Odwracają się od niego wszyscy dotychczasowi przyjaciele, buntują się przeciw niemu podwładni...  
   Film demaskuje całą przykrą i zawstydzającą Europę prawdę o tle politycznym rwandyjskiego ludobójstwa. Świat doskonale wiedział o tym, co dzieje się w tym afrykańskim państewku, ale odwracał głowę, bo tak było mu wygodniej. Rwandyjczycy zostali pozostawieni sami sobie na pastwę niechybnej śmierci. Dlaczego? Poprostu dla tego, że są Afrykańczykami. Jedynie dziennikarze korzystali z szalejącego w państwie piekła - przynosiło im ono wymierne korzyści w postaci nietuzinkowych materiałów do serwisów informacyjnych. Jednak, jak dobitnie i nie pozostawiając zbędnych złudzeń, wyjaśnił to Paulowi jeden z reporterów, reportaże te nie miały nieść przesłania czy tym bardziej być apelem do reszty świata - Europejczycy mogli jeynie po ich obejrzeniu stwierdzić, iż to co się tam dzieje jest wstrząsające i... wrócić do kolacji.
   Paul dokonał niemożliwego - uratował nie tylko siebie i swoją rodzinę, ale również ponad 1200 osób, które zostałyby ścięte i poćwiartowane, gdyby nie jego pomoc. Wbrew zdrowemu rozsądkowi przyjął pod dach swego hotelu sieroty, które dostarczyła mu pracownica Czerwonego Krzyża, nie zamykał drzwi przed kolejnymi uchodźcami, przekupywał czym się tylko dało policjantów, by chronili budynek, nie szczędził ostatnich oszczędności by wykupić swych przyjaciół i sąsiadów z rąk katów. Kiedy miał możliwość opuszczenia rwandyjskiego piekła i emigracji do spokojnej Belgii wraz z rodziną postanowił zostać i nieść pomoc - wiedział, iż bez niego ludzi mu ufający zginą. 
   Film porusza tym bardziej, iż oparty jest na autentycznych wydarzeniach - kiedy jego współplemieńcy poddali się krwawemu amokowi i pasji mordowania swych niedawnych przyjaciól tylko dlatego, że pochodzili z innego plemienia, jeden Paul Rusesabahin zachował swoje człowieczeństwo i nie uległ demonom, omal nie przypałcając swej dobroci kilkakrotnie życiem. Jego historia pokazuje jak wiele dobra może zdziałać dla świata jeden człowiek.    
   Gorąco wszystkim polecam.  
Gatunek: Dramat, Wojenny
Data premiery: 2005-11-04 (Polska), 2004-09-11 (Świat)
Reżyseria: Terry George
Scenariusz: Terry George, Keir Pearson
W rolach głównych: Paul Rusesabahin ( Don Cheadle), jego żona Tatiana (Sophie Okonedo), pułkownik ONZ (Nick Nolte), pracownica Czerwonego Krzyża (Cara Seymour).
Moja ocena: 5/6
Zdjecia pochodzą z Internetu.