czwartek, 3 maja 2012

... lecz pomóż nam pomścić naszych winowajców - "Płatki na wietrze" - Virginia C. Andrews

   "Płatki na wietrze" to podróż, do najmroczniejszego zakątka ludzkiej duszy. To opowieść o życiu zdeterminowanym żądzą zemsty na osobie, którą mimo wszystko, jakimś nieuświadomionym sobie do końca atomem serca wciąż się kocha. To rzecz o miotaniu się między skrajnymi emocjami, o koszmarach, które wracają w najmniej oczekiwanym momencie, o życiu w szponach fatum i objęciach zakazanej, kazirodczej miłości. Bo nawet jeśli tytułowe płatki pozornie zostawiły już za sobą ciernie, które je zraniły najboleśniej, jak się dało, to nadal kryją one w sobie truciznę swych przeżyć, destrukcyjną przede wszystkim dla nich samych. I nie chcą już modlić się o przebaczenie win; modlą się przede wszystkim o sprawiedliwość, a Cathy dodatkowo o krwawą zemstę.
    Szczerze mówiąc - bałam się tej książki. Jej poprzednia część - "Kwiaty na poddaszu" - tak bardzo mną wstrząsnęła, że niepodobnym zdawało mi się, by autorka utrzymała się na tak wysokim poziomie również w kontynuacji. Mój niepokój spotęgowała dodatkowo przeczytana gdzieś kątem oka recenzja, której autor zarzucał książce, że posłużę się wolną parafrazą, iż jest to "romans przeładowany erotyzmem". Jeśli jednak punkt ciężkości odczytywania powieści przeniesie się na motywację tych flirtów, tak jak ja to czytałam, wtedy wyłania nam się bardzo głęboka i ciekawa charakterystyka psychologiczna prowokującej je bohaterki, Cathy. Czego jeszcze się bałam? Moje obawy oscylowały wokół podejrzenia, czy kontynuacja nie jest li i jedynie oszacowana na zyski i pisana nie dla czytelnika, a dla pieniądza. Jednak szczelnie wypełniona fabuła, liczne epizody i dość wartka, jak na powieść obyczajową, akcja, za którą momentami nie nadążałam sprawiły, że szybko wyzbyłam się sceptycyzmu wobec "Płatków..." i dałam się ponieść opowieści Andrews, która snuła ją z pasją równą pierwszej części, ale już dużo odważniej i z większym rozmachem.
   Cathy, Chris i Carrie opuścili poddasze. Uciekli nie oglądając się za siebie, ale jednocześnie nie wiedząc dokładnie gdzie podążają. Jednak łaskawy los z niewielką pomocą dobrodusznej Murzynki Henny zaprowadził ich w progi samotnego i spragnionego towarzystwa doktora Paula Sheffilda, który otworzył przed dziećmi nie tylko drzwi swego domu, ale również swoje serce. Odtąd mogli brać życie pełnymi garściami, realizować swoje marzenia, a przede wszystkim cieszyć się wolnością i miłością bliskich im ludzi. Jednak bagaż mrocznych doświadczeń i natrętne bolesne wspomnienia nie pozwalają bohaterom zaznać pełni szczęścia. 
   Chris boryka się z wielką i zakazaną miłością do siostry, cierpi z powodu niepohamowanego pociągu fizycznego do niej oraz tonie w żółci zazdrości o kolejnych jej kochanków. Mała Carrie jest szykanowana z powodu swego nikłego wzrostu i zachwianych wskutek przebywania w długotrwałym zamknięciu proporcji ciała; nie może również pozbyć się ran psychicznych i poczucia niskiej wartości wywołanych poniżeniami ze strony okrutnej babki wmawiającej dzieciom, iż są diabelskim nasieniem i że właściwie nigdy nie powinny się narodzić. Jednak najbardziej chyba cierpi Cathy, którą jątrzy nieprzemożone pragnienie zemsty za doznane krzywdy, zarówno swoje, jak i rodzeństwa. Dziewczyna wie, że nie zazna spokoju, dopóki winni nie zostaną ukarani; wszystko co robi podporządkowuje temu pragnieniu, każdy jej krok, każdy kolejny związek, każdą przeprowadzkę determinuje niepohamowana żądza odpłacenia się jej oprawcom. Jednocześnie Cathy rozpaczliwie nie chce upodobnić się w swej zawiści do matki i babki, a dodatkowo musi uciekać od ukochanego brata Chrisa, przed jego gorącym uczuciem, którego świat nigdy nie zrozumie i które, jak sądzi, unieszczęśliwi ich oboje. 
   Tragizm bohaterów jest wszechogarniający; wsącza się w umysł czytelnika i opanowuje jego serce. To historia, której się nie czyta. Ją się przeżywa. Niemal wszyscy bohaterowie skrywają jakąś mroczną tajemnicę z przeszłości; przypominają oni niewidomych, błądzących bez przewodnika z przygniatającym balastem przeszłości na plecach, w poszukiwaniu szczęścia, które nie wiadomo, czy jeszcze dla nich istnieje na tym świecie. Autorka gra na uczuciach niczym wprawny wirtuoz na swym instrumencie, serwując nam ze strony na stronę coraz skrajniejsze emocje. Ponadto diabeł popularności powieści zdaje się tkwić w jej konstrukcji, którą czytać trzeba uważnie, gdyż wszystko jest w jakiś sposób znaczące, a nieistotne zdawać by się mogło szczegóły, odbijają się w punkcie kulminacyjnym powieści zatrważającym echem. 
   Wszystkie wybitne utwory mają według mnie to do siebie, że od kiczu dzieli je cieniutka granica, którą łatwo przekroczyć. Zamiłowanie autorki do blichtru i pławienie swych bohaterów w niewyobrażalnych bogactwach było według mnie przekroczeniem tej granicy jedną nogą. Jednak autorka się wybroniła epizodem popadnięcia bohaterki na pewnym etapie w długi, poza tym materialny przesyt świetnie uwydatnia moralne i etyczne ubóstwo jej niektórych bohaterów. Kolejną płaszczyzną ryzyka były według mnie przeciągające się dialogi głównych bohaterów, traktujące w przeważającej mierze o uczuciach. Zawsze jednak w efekcie wnosiły one jakieś novum do powieści, często zmieniały bieg wydarzeń lub ich wydźwięk, a czasami za ich pośrednictwem rozgrywały się największe dramaty. Były więc po coś.
   Wisienką na torcie tej części cyklu o rodzeństwie Dollangangerów jest jej zakończenie . Andrews jawi mi się tu jako mistrzyni zawieszenia fabuły - mam na myśli dosłownie kilka ostatnich fraz wypowiadanych przez Cathy, a dotyczących koszyka, który przypominał ten z poddasza. Zasiały one we mnie ziarno niepokoju i wprost przyprawiły o dreszcze, stanowiąc zapowiedź przyszłych losów bohaterów. Rzeczy, do których wyobrażania sobie obraz ten pobudza są wręcz diaboliczne. Czekam więc na część trzecia niecierpliwie, i aż się boje, o czym w niej przeczytam. 
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Świat Książki, Warszawa 9 maja 2012.
Wydanie: II.
Ilość stron: 446.
Przekład: Elżbieta Podolska
Tytuł orginału: Petals on the Wind.
Język orginału: angielski.
Data powstania: 1980.
Moja ocena: 5/6