poniedziałek, 9 maja 2011

"Córka rabina. O seksie, narkotykach i ortodoksyjnych Żydach opowieść prawdziwa" - Reva Mann

   Opowieść Revy to swoista spowiedź, pozbawiona jednakże żalu za grzechy. To historia kobiety szukającej sensu swojego życia i recepty na nie, a podczas tych poszukiwań miotającej się ze skrajności w skrajność. Brak tu gry pozorów czy próby wybielenia - Reva to świadoma swoich niedoskonałości i słabości kobieta, która wie, czego chce i dąży do tego wbrew wszystkiemu, siejąc niesmak i powszechne zgorszenie. Jednak przecież w ostatecznym rozrachunku najważniejsze jest to, by być w porządku z samym sobą.
 Cześć, jestem Reva, córka rabina... Cześć Revo!!!
   Reva wychowała się w żydowskiej rodzinie z głębokimi tradycjami, jednak jej ojciec wciąż starał się godzić sacrum i profanum, odchodził od ortodoksyjności i przystosowywał swą religię do XX-wiecznej rzeczywistości i londyńskich realiów. Mimo to nawet w tym ujęciu judaizm był zbyt restrykcyjny dla młodej, zbuntowanej nastolatki z epoki dzieci kwiatów. Reva ostentacyjnie buntowała się przeciw ojcowskiej religii, a jej bunt był siłą destrukcyjną dla niej samej. Ćpała, uprawiała  przypadkowy, grupowy seks. Jednak miarka się przebrała gdy zakomunikowała rodzicom, iż pragnie poślubić goja, czyli nie-Żyda. Tego rodzice zaakceptować nie byli już w stanie i kazali się jej wyprowadzić, ba, nawet przestali utrzymywać z nią kontakt.

Rodzinne kłopoty najwygodniej zamiata się pod dywan
   Dom rodzinny nigdy nie był dla autorki azylem ani ostoją. Na zawsze pozostały po nim Revie wspomnienia zestresowanego przed kolejnymi kazaniami ojca, które sprawiały, iż atmosfera radosnego z założenia szabasu stawała się napięta do granic możliwości. Również nauki udzielane przez ojca dziewczynie w dzieciństwie nie były źródłem inspiracji, a jedynie sprowadzały się do kolejnych reguł, których koniecznie musiała przestrzegać. Również relacje z matką nie były najcieplejsze. Pani Mann była bowiem histeryczką, hipochondryczką, a córkę umiała jedynie krytykować. To wszystko, jak również umysłowe upośledzenie starszej siostry Michelle, która po oddaniu do domu opieki stała się wielkim rodzinnym wyrzutem sumienia, sprawiało, iż młoda kobieta postanowiła wyruszyć do kraju przodków i tam szukać ukojenia dla swej zbolałej duszy.

Powrót córki marnotrawnej
   Reva wyrusza do Jerozolimy, gdzie planuje studiować położnictwo. Tam też, pod wpływem fascynacji rabinem Rabinowitzem, podejmuje studia w jesziwie, które mają być drogą do jej nawrócenia, mają pomóc jej zbudować żydowską przykładną rodzinę i wieść koszerne życie, a po śmierci dać bilet do nieba. Dziewczyna czyni karkołomne wręcz starania, by nie ulegać kolejnym pokusom, jednak jej myśli zbyt często krążą wokół nieskromnych wspomnień z poprzedniego życia, a jej wzrok zbyt często zatrzymuje się na męskich nieskromnych wypukłościach. Jednak uparcie brnie w nieswoją bajkę, chadza na sziduchowe randki i zakochuje się w Symsze, który urzeka ją swą religijnością. 
 
Chodź, pokażę Ci fanatyzm 
   Poślubiona Symsze Reva przywdziewa więc coraz to skromniejsze szaty, okrywa głowę chustami tak, by nie wymknął się spod nich nawet jeden niesforny włosek i przełyka kolejne gorzkie rozczarowania. Śpi, je a nawet kocha się z mężem z Torą w ręku. Zajmuje się domem, pracuje jako położna w szpitalu i opiekuje dziećmi, które przychodzą na świat podczas gdy jej mąż skrupulatnie studiuje całymi dniami Torę, niepomny na tak przyziemne rzeczy jak zabezpieczenie finansowe rodziny czy kwestie wychowania dzieci. 
   Czytając o żydowskich nakazach i zakazach byłam zszokowana ich absurdalnością i niezasadnością. Nie sposób też nie zauważyć, iż judaizm ustawia kobiety w pozycji zdecydowanie uniżonej wobec mężczyzn, rzec nawet można, upokarza je. Nie wiem, jak można czuć się wartościowym człowiekiem, jeśli wskutek swych fizjologicznych cyklów jest się separowanym od społeczeństwa, a mąż nie może z tobą spać, dotykać cię a nawet z tobą rozmawiać; jak można nie czuć się poniżonym, kiedy musi się pokazywać rabinowi skrawki materiału z swoimi wydzielinami, by ten orzekł, iż są koszerne co dopiero oznaczało, iż kolejna noc będzie tą w ramionach męża. Moje zdziwienie osiągnęło punkt kulminacyjny, gdy przeczytałam jak Symcha szukał w świętych księgach prawa użycia telefonu w szabas, podczas gdy jego żona dusiła się w swej chorobie, oraz jak mąż nie dotknął rodzącej żony, by pomóc jej dotrzeć do szpitala, bo pojawiło się u niej krwawienie i była już nida.      
   "Symcha być może przypomina Abrahama, ale ja napewno nie jestem jak Sara. Nie mogę ścierpieć, że poświęca się bez reszty tym toczonym różnymi chorobami kreaturom prawie nie zauważając moich wysiłków. I nie bawi się z Adele. W odróżnieniu od naszej matriarchini, która do wyrabianego ciasta dodawała miłość Tory, głównymi składnikami przygotowywanych przeze mnie potraw są gniew i rozgoryczenie. Czuję się w tym małżeństwie jak w pułapce (...)"*
   Nic więc dziwnego, ze Reva świętą nie została. Czytając jej monologi, w których sama siebie przekonuje o pragnieniu świętości od razu można było wywnioskować, iż nic z tego nie będzie, dla tak temperamentnej kobiety, która posmakowała zakazanych uroków tego świata życie według Tory było jak życie w klatce. Kiedy nadarzyła się okazja uciekła więc z niej na motorze atletycznego budowlańca. Z naturą się nie wygra. Swą powściągliwość i ascetyczną długoletnią egzystencję autorka wynagrodziła sobie szaleńczymi ekscesami z mężczyznami, którym do świętości daleko. Joe, Sam; szaleńczy i pozbawiony zahamowań seks, coraz mocniejsze narkotyki - tak się pocieszała zerwana z łańcucha bezkompromisowej religijności.

   "Córka rabina" to również opowieść o zmaganiu z nowotworem, o pokonywaniu własnych fobii, o przemijaniu i szukaniu samego siebie. Reva dużo rozmyśla i dzieli się swymi konstatacjami z czytelnikiem. Powieść porusza również problemy śmierci - autorka musi przenieść ból po śmierci bliskich, w tym jednym samobójstwie. Mimo swych skandalicznych wątków to jednak ciepła opowieść o życiu, o pogodzeniu się z samym sobą i swoim losem. Mnie wciągnęła.  

Ksiażkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Cyklady
*s. 181
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Cyklady, Warszawa 2010.
Ilość stron: 331.
Przekład: Maciej Świerkocki
Moja ocena: 5/6.