piątek, 26 lutego 2010

Czas absurdu i pustych półek na wesoło - "Kłania się PRL" - Stefania Grodzieńska

















    Co należało zrobić w czasach Polskiej Republiki Ludowej, aby dokonać tak prozaicznego zakupu jak 20 dag cielęciny? Otóż, jak relacjonuje to w jednym ze swych opowiadań autorka, było to zadanie iście karkołomne. Przedsięwzięcie rozpocząć należało od znalezienia wspólników do kupienia puszki z ów produktem o pojemności ponad 3,5 kg; następnym krokiem było kupienie noża do otwarcia puszek i podzielenia mięsa, gdyż czynność ta nie mieściła się w kompetencjach ekspedientek, o czym te rzecz jasna nie omieszkały klientom przypomnieć nieuprzejmym tonem. Pokonawszy te trudności, należało też nabyć wagę i papier, by zakupiony z takim mozołem produkt pożądania, sprawiedliwie między zainteresowanych podzielić. Potem można było już zdobycz pięknie zapakować i napawać się zwycięstwem. Proste? Ja, nieodrodne dziecko kapitalizmu, stwierdzam z pełną odpowiedzialnością - gdyby przyszło mi w taki sposób kupować mięso, zostałabym wegetarianką.
Stefania Grodzieńska opisuje przestrzeń barów mlecznych, poczt, sklepów i urzędów naznaczonych niekończącymi się kolejkami i nieżyczliwymi petentom ekspedientkami czy urzędnikami, przestrzeń kin, w których serwuje się widzowi zagraniczne filmy nie siląc się nawet na ich przetłumaczenie czy Urzędów Stanu Cywilnego tak silnie zbiurokratyzowanych, iż czekający na zawarcie w nich związku małżeńskiego młodzi ludzie, zrezygnowani brali śluby nie z wybrankami serca a z tymi, którzy akurat stali za nimi w kolejce. Opisuje tę przestrzeń bardzo plastycznie, przystępnie i nie szczędząc poczucia humoru, które moim zdaniem, było jedynym antidotum na ówczesny absurdalny świat, pozwalającym w nim jako tako funkcjonować. Bo jak inaczej stawić czoła światu, w którym zdarzały się sytuacje rodem ze skeczu pani Grodzieńskiej, którego fragment Wam tu przytoczę:
(...)
Interesant:
To dwudziesta piąta moja wizyta tutaj. Gratuluję panu.
Urzędnik:
I ja panu, panie Kasprzak, i ja panu.
(...)
Urzędnik:
To pan przyniesie prawo jazdy.
Interesant:
Jest.
Urzędnik: (krzyczy)
A mówił pan, że pan nie umie prowadzić samochodu!
Interesant:
Specjalnie się nauczyłem.
Urzędnik:
Dowód opłacenia podatku za psa.
Interesant:
Proszę bardzo.
Urzędnik: (jęczy)
A mówił pan, że pan nie ma psa.
Interesant:
Specjalnie kupiłem.
Jak więc widać, życie w PRL-u nie było bajką, a jeśli już, to najwyżej taką o tematyce produkcyjnej, pisaną na zamówienie społeczne. Życie nie było bajką, natomiast odwrotnie sprawy miały się całkiem inaczej - w książce pani Grodzieńskiej bowiem wszędobylska i wszechobecna komunistyczna rzeczywistość wkrada się nawet do bajek. Tak, tak. Kopciuszek, idzie na bal do Polskiego Radia przyodziany w buchnięte przez wróżkę z MHD odzienie, które ma oddać przed remanentem, na owym balu jest natomiast adorowany przez dyrektora tejże instytucji; nie jeździ też karocą a porusza się, jak na porządnego obywatela przystało - tramwajami.
Książka zdecydowanie warta przeczytania, nie tylko w celach poznawczych; lektura skeczy i pełnych humoru dialogów jest też świetną rozrywką.
Liczba stron: 315
Moja ocena: 5/6