piątek, 22 lipca 2011

"Co zrobisz, jeśli mnie stracisz?"* - "Zaopiekuj się moją mamą" - Shin Kyung-Sook

    Jak wiele emocji można zawrzeć na 170 stronach powieści? Jak wiele trafnych i głębokich refleksji o życiu można za pośrednictwem takiej niepozornej książeczki przekazać czytelnikowi? Koreańska autorka udowadnia nam, że bardzo dużo. Przy okazji czytania tej pozycji uświadomiłam sobie, jak ważne jest sięganie po literaturę krajów o tyle dla nas egzotycznych, co peryferyjnych. Warto, bo szkoda byłoby przegapić podobne talenty i nie przeżyć podobnych historii. I, mimo, że autorce trudno odmówić profesjonalizmu i literackiej wprawy, to od jej utworu wieje świeżością nieprzegadanej tematyki,  innowacyjnej konstrukcji i... tej szczególnej, nurtującej atmosfery.
    "Zaopiekuj się moją mamą" to historia pewnej koreańskiej rodziny, której codzienna rutyna została zachwiana w chwili zniknięcia mamy. Zniknięcia tajemniczego i absurdalnego zarazem (po prostu nie wsiadła do metra wraz z tatą, kiedy oboje przyjechali świętować wspólne urodziny do swoich dzieci do Seulu). Dorosłe dzieci szukają mamy, rozwieszają ogłoszenia, zaczepiają przechodniów,  odbierają setki telefonów od ludzi twierdzących, że widzieli mamę, jadą we wskazane miejsca i... nic. Jednocześnie poszukiwania starszej pani są dla nich pretekstem do zatrzymania się, zajrzenia w głąb siebie i postawienia sobie wielu prostych, ale jednocześnie bardzo okrutnych pytań - dlaczego dostrzegli mamę dopiero, gdy zginęła? dlaczego nie mieli dla niej czasu? dlaczego byli niemili? mieli tysiące innych spraw ważniejszych, niż odwiedzenie jej? I, przede wszystkim, czy tak właściwie znają swoją mamę?
   Powieść koreańskiej autorki to proza retrospekcyjna i introspekcyjna, to sentymentalna podróż do miejsca lat dziecinnych, ale też rozbrajająco szczera wędrówka do własnego wnętrza, by odrzucić zasłony pozorów i spojrzeć w swoją wreszcie niezakłamaną twarz. Czworo dzieci zaginionej, jej mąż, szwagierka...  oni wszyscy zmuszeni są przewinąć taśmę swego życia, dokonać wnikliwej analizy minionych wydarzeń, niejako na nowo je przeżyć, co niejednokrotnie prowadzi do rozdrapywania starych ran, ale daje też możliwość oczyszczenia, doświadczenia katharsis. 
  Innowacyjna i niespotkana jest u Sook narracja. Niemal cała książka składa się z monologów wewnętrznych jej bohaterów, jednak szczególny jest ich ton. To ton oskarżeń kierowanych do samych siebie, ton nostalgii. Te same zdarzenia wyglądają inaczej z perspektywy poszczególnych ich uczestników; autorka pozwala nam wysłuchać wszystkich stron, pokazuje szarości ich postępowania.
  Niewątpliwie mama, czyli Park So-nyo, to osoba szczególna. Jej portret jest skonstruowany bardzo interesująco charakterologicznie - jest ona analfabetką, pochodzi z zapadłej wsi "na końcu świata", brak jej edukacji i ogłady, jednak posiada coś znacznie cenniejszego - dobre i wielkie serce dla wszystkich. Wiele przeszła - zdrada męża, utarczki z jego kochanką, urodzenie martwego niemowlaka, ciągły głód i ubóstwo... Jednak mimo tego nie załamała się, a własne problemy nie przysłoniły jej cierpień innych ludzi - pomagała znajomemu, który utracił żonę, opiekowała się sierotami. Po jej zaginięciu wychodzi na jaw wiele rzeczy, o których jej bliscy nie mieli pojęcia. To jeszcze dobitniej podkreśla fakt, jak trudne i zawikłane są relacje między pozornie kochającymi się ludźmi. 
   Ze strzępów wspomnień i cieni wydarzeń wyłania się nie tylko obraz żony i matki, ale również panorama Korei. Korei owładniętej wojenną zawieruchą, napadów  rabunkowych północnokoreańskich żołnierzy na ubogich wieśniaków, późniejszych demonstracji przeciwko prezydenturze i despotycznej władzy Lee Syng-mana, morderstw studentów dokonywanych przez członków komunistycznej władzy. Powieść to również świadectwo skrawka koreańskiej kultury - we wspomnieniach członków rodziny pojawiają się tradycyjne potrawy, przywoływane są ludowe wierzenia (np. martwy ptak zwiastuje nieszczęście, nieobrana płaszczka może rozgniewać duchy przodków), mówi się o różnych obrządkach i świętach kultywowanych w tym kraju. Lubię i cenię takie wstawki, to zawsze podnosi wartość utworu w elementy poznawcze i czyni go autentyczniejszym.
   Na koniec wisnienka na torcie powieści jaką jest według mnie specyficzna wizja czasu, który zakreśla koło, życia które jest cyklem - mama przed śmiercią na powrót staje się dzieckiem, jej rzeczywistością staje się świat wspomnień z czasu, gdy miała trzy lata. 
 "Jestem w połowie drogi do krainy duchów"**  
Zabieg powrotu duszy mamy w miejsca jej młodości  i  dorosłości na skrzydłach wspomnień, oglądanie pustego domu rodzinnego w środku zimy, jesienna aura podglądania młodszej córki z drzewa niczym ptak - to wszystko buduje szczególną atmosferę wyciszenia i nostalgii.  I tu pojawia się orginalna wizja śmierci, jako powrotu do swej matki, otrzymanie od niej ukojenia, wytchnienia, kres wszystkich bóli i udręk tego świata. Magiczne...
Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Kwiaty Orientu oraz portalu Sztukateria 
*s.103.
**s. 149
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Kwiaty Orientu,
Ilość stron: 170.
Przekład: Marzena Stefańska-Adams i Anna Diniejko-Wąs
Moja ocena: 5/6
Wyzwanie: Bracie, siostro... rodzino

czwartek, 21 lipca 2011

Stosik lipcowy + zabawa blogowa

 
1) Nagość życia - Jean Hatzfeld - recenzyjna od Czarnego - pilnie śledzę wszystkie publikacje dotyczące Rwandy, ta tematyka nurtuje mnie i  nie pozwala o sobie zapomnieć. Szukam wyjaśnienia, próbuję zrozumieć...
2) Miłość na marginesie - Yoko Ogawa -są okładki, które tak magnetyzują i przyciągają do książki, że po prostu chce się ją mieć dla samej okładki - to właśnie jedna z takich książek. Czyż okładka nie jest śliczna? Poza tym serię z miotłą biorę w ciemno;)
3) Za oknem cukierni - Sarah-Kate Lynch - recenzyjna od Prószyńskiego i S-ka - letnia podróż literacka do Toskanii; książka w sam raz na wakacyjne popołudnia
4) Ucieczka z raju - Leah Chishugi - znów rwandyjska tematyka, tym razem wspomnienia ocalonej z ludobójstwa; seria pisane przez życie od zawsze była jedną z moich ulubionych, a podejmowanie tak trudnej tematyki jeszcze podnosi jej prestiż
5) Zaopiekuj się moją mamą - Shin Kyung-Sook -do recenzji od Sztukatera - mała książeczka zawierająca niewyobrażalny ładunek emocji i głęboki przekaz; bardzo dobra proza, recenzja wkrótce
6) Długi wrześniowy weekend - Joyce Maynard -do recenzji od Sztukatera - porzucona kobieta, pozbawiony ojcowskiej obecności syn i ... zbiegły skazaniec; co może wyjść z takiego połączenia? Na pewno ciekawa powieść.
7) Dobry człowiek - Andrew Nicoll -do recenzji od Sztukatera - realizm magiczny, opowieść o miłości i szczypta humoru. Intuicyjnie wiążę z tą książką duże nadzieje, jak będzie? Przeczytamy, zobaczymy;)

   Na zdjęciu gościnnie występuje pluszak, którego Mąż podarował mi na drugą rocznicę ślubu (jak ten czas szybko leci:)). Obecnie zaopiekował się nim Natuś, który kocha go miłością wielką, acz cokolwiek szorstką (gryzie go i obślinia;)).

    No i zabawa blogowa... Szczerze? Miałam mieszane uczucia i dylemat czy do niej przystąpić. Zasady bowiem wydają mi się nie do końca logiczne i sensowne. Przystąpię więc połowicznie i tylko w ramach wdzięczności i wielkiej sympatii dla osób, które mnie nominowały, czyli Bujaczka, Paidei i Meme - dziękuję Kochane!!!
 Tajemnic moich 7:
* mój nick wziął się z czasów podstawówki - na angielskim musieliśmy mieć angielskie imiona, odpowiednika mojego (Marzena) nie było, więc nauczycielka wymyśliła mi inne i tak mi się spodobało, że posługiwałam się nim potem często przy różnych logowaniach
* swojego Męża poznałam przez... pomyłkę:) pomyliłam numer telefonu:) pół roku później przejechałam 300km i ... żyli długo i szczęśliwie:)
* nie oglądam horrorów, wszystko przez to, że po obejrzeniu "Egzorcyzmów Emily Rose" musiałam sama nocować w akademiku :/
* uwielbiam kawę i wszystko, co kawowe; ostatnio odkryłam świetny kawowy jogurt, no pycha po prostu; aaaa, i kawy nie słodzę, za to uwielbiam z mleczkiem
* w dzieciństwie wierzyłam, że śnieg pada, bo aniołki sprzątają niebo... babcia mi tak powiedziała:) 
* mój syn, Natan, nosi imię jednego z bohaterów którejś książki Siesickiej; nie pamiętam, której, ale to wtedy się w tym imieniu zakochałam
* w czasach gimnazjum i podstawówki co nieco tworzyłam, napisałam kilka wierszy i nawet jakąś pseudobaśń (chyba w szóstej klasie) - pamiętam, że kiedy nauczycielka mi chciała postawić za nią 6 powiedziałam, że nie chcę, bo robiłam to dla przyjemności, nie dla oceny (ach ten młodzieńczy idealizm); nie napisałam za to tekstu prezentacji ustnej na maturę z polskiego... nie miałam weny;) poszłam i mówiłam "z głowy" - dostałam 18 na 20 punktów;) 

   Nie nominuję nikogo - uwielbiam wszystkie Wasze blogi, często odwiedzam te, które mam w Oni inspirują (choć nie zawsze mój Maluch pozwala mi je skomentować). Jeśli ktoś z odwiedzających ma chęć przyłączyć się do zabawy - zapraszam serdecznie:)

poniedziałek, 18 lipca 2011

"Chwytaj oddech rajów i piekieł i przenieś na partyturę, co Bóg stworzył poza horyzontem"* - "Kompozytor burz" - Andres Pascual


   Są książki, które się czyta i są takie, którymi się delektuje. "Kompozytor burz" zalicza się zdecydowanie do tej drugiej kategorii. To naprawdę porządnie napisana powieść, ze wszech miar dopieszczona i oszlifowana niczym prawdziwy literacki diament. To powieść stworzona z pasją i polotem, oparta na znakomitym i nietuzinkowym pomyśle. 
  Czytając tę książkę nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ja jej nie czytam, a raczej oglądam, wsłuchuję się w nią... Autor czaruje nas taką lekkością i zwinnością pióra, iż nie wiedzieć nawet kiedy zacierają się sztywne marginesy, a zadrukowane wersy przeistaczają się w barwne obrazy i zostajemy wciągnięci bez reszty do świata literackiej fikcji.  Styl Pascual'a jest tak wykwintny, a opisy tak plastyczne, że doprawdy niewiele potrzeba, by stworzyć z tej książki świetny film kostiumowy bądź mistrzowską operę. 
   Powieść ma formę powieści szkatułkowej - w jednej historii kryje inną, a w niej kolejną. Na początku znajdujemy się w paryskiej operze w czasach nam współczesnych, gdzie znany kompozytor ma dać swój ostatni koncert. Jego historia jest pretekstem do odczytania niemal trzystuletniego listu zapisanego ręką samego Ludwika XIV. Odtąd przenosimy się do siedemnastowiecznej Francji, gdzie poznajemy młodego muzyka Matthieu, któremu będziemy towarzyszyć w jego niezwykłych przygodach. Lawinę wydarzeń rozpoczyna bestialskie morderstwo dokonane na przyrodnim bracie chłopaka, Jean-Claude'ie. Matthieu, ogarnięty bezkresnym żalem oddaje się jedynemu ukojeniu - komponuje; kiedy zbiegiem szczęśliwych wydarzeń znajduje się na jednym ze słynnych koncertów na królewskim dworze okazuje się, iż zuchwały kompozytor, Lully, skradł mu jego utwór. Młody mężczyzna wikła się w aferę, wskutek której ląduje w lochach Bastylii. Wyciąga go stamtąd jego wuj, znany wirtuoz, Charpentier, jednak ceną jego wolności jest obietnica przywiezienia królowi partytury pierwotnej melodii. To właśnie nad jej odtworzeniem pracowali w tajemnicy wuj z Isaackiem Newtonem i kilkoma innymi uczonymi, i to właśnie ona jest przedmiotem pożądania morderców brata Matthiu - zagrozili oni, że los zmarłego podzieli reszta rodziny, jeśli nie otrzymają owej partytury w wyznaczonym terminie. 
   Czym jest owa melodia, że stanowi tak cenny łup? To melodia duszy, która rozbrzmiewała przy stworzeniu świata. Ma ona pomóc duszy wyzwolić się z okowów grzechu i doczesności i zapewnić władanie nad światem, a uzyskana z niej formuła ma uzupełnić recepturę pozyskania wymarzonego przez alchemików złota.
    Wyrusza więc Matthiu, u boku kapitana Le Bouche, w podróż swego życia ku wybrzeżom księżycowej wyspy, Madagaskaru. Ma tam zjednać sobie przychylność kapłanki, która strzeże melodii. Po drodze jednak przeżywa mnóstwo przygód - ledwie uchodzi z życiem podczas uczty u kochanki kapitana na wyspie Goree, ratuje z opresji czarnoskórego griota, któremu handlarze niewolnikami zgotowali śmierć w morskich odmętach, unika abordażu i przejęcia statku przez załogę Missona, w końcu staje się uczestnikiem krwawego powstania kładącego kres istnieniu utopijnej krainy zwanej Libertalią.  
    Powieść łączy w sobie z niezwykłą zgrabnością elementy powieści  historycznej, awanturniczej, przygodowej i fantastycznej. W głębi tekstu pobrzmiewają ulotne i eteryczne dźwięki chwytających za serce i wykrawających swój ślad w duszy melodii, a całości dopełnia pewien mistycyzm, realizm magiczny i odwołania do pierwotnych kultur i atawistycznych cywilizacji mieszkańców Madagaskaru. Zdumiewa celność doboru słów do kreacji bohaterów - opisując Lunę autor posiłkuje się terminologią egzotyczną, natomiast delikatną i subtelną Nathalie porównuje do zapachu pieczywa i bulgoczącej w rondelku czekolady. 
   Moje serce podbił autor... czym? No w zasadzie to wszystkim. Nie potrafię wskazać słabszych "momentów" powieści. Choć może rozwiązanie pewnej intrygi nie do końca mnie usatysfakcjonowało (liczyłam na coś bardziej spektakularnego), to jednak doszłam do wniosku, że każde inne poprowadzenie fabuły balansowałoby na niebezpiecznej granicy kiczu. 
  Autor do tego stopnia uwiódł mnie stylem, iż nie jestem w stanie uwierzyć, iż jest on prawnikiem. Ta rzeczowa dziedzina nijak nie przystaje mi do twórcy tak abstrakcyjnej eksplozji wyobraźni. Jednak czytając podziękowania wydedukować można jak niesamowicie zaangażował się on w napisanie powieści (był nawet na Madagaskarze) - widać więc, iż dzieło, które pragnę Wam gorąco polecić jest owocem głębokiej, gorącej pasji.
 Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Otwarte
*s. 142.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Otwarte, Kraków 2011.
Ilość stron: 386.
Przekład: Sylwia Mazurkiewicz-Petek
Moja ocena: 6/6

środa, 13 lipca 2011

"Pochowajcie człowieka, który chciał odkryć prawdę"* - "Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa" - Francisco Goldman

   Gwatemala - małe państewko w Ameryce Łacińskiej borykające się z bagażem problemów wewnętrznych przewyższającym jego siły. Latami drążył je robak społecznych nierówności, ucisku szarych obywateli ze strony zarówno rządzących, jak i wojska, targane było ogniem krwawej i niehumanitarnej wojny domowej, podczas której zdeptano fundamentalne prawa człowieka. Lecz w końcu znalazł się ktoś, kto pragnął uciszyć rozszalałe demony zniszczenia, pragnął przywrócić w swoim kraju wartości i podeprzeć rozchwianą moralność; chciał poprowadzić Gwatemalę ku lepszemu. Człowiekiem tym był biskup Gerardi. 26 kwietnia 1998 roku został on brutalnie zamordowany.
   Czym naraził się swym oprawcom biskup Gerardi? Swoim umiłowaniem do prawdy i swą działalnością na rzecz ochrony praw człowieka, która przybrała formę założonego przezeń Biura Praw Człowieka (ODHA). Przygotowało ono raport zatytułowany "Gwatemala. Nigdy więcej", który demaskował zbrodnie, tortury i masakry dokonywane przez wojsko oraz rząd na bezbronnych cywilach w latach 60. XX wieku. Udokumentowano w nim wiele morderstw, oszacowano iż skutkiem była śmierć 200 tys. cywilów. Oto jego fragment:
   "Zarąbali ich maczetami, udusili lub zastrzelili. Dzieci chwytali za nóżki i roztrzaskiwali o drzewo, a drzewo, o które roztrzaskiwali dzieci, uschło, tak często roztrzaskiwali o to drzewo tyle dzieci, że uschło."**
Nic więc dziwnego, że wobec tak jawnego oskarżenia winni nie mogli pozostać obojętni. Dokonali więc brutalnego mordu na apostole wolności i prawdy, czyniąc go jej męczennikiem i zamierzając w ten sposób odwieść innych, jego potencjalnych następców od szukania sprawiedliwości. Biskup Gerardi został śmiertelnie pobity kamienną płytą kiedy wieczorem wracał na plebanię z rodzinnej wizyty. W tę zbrodnię jednakże zaangażowanych było tak wiele osób, tak wiele osób uczestniczyło w jej przygotowywaniu choćby mając za zadanie obserwowanie duchownego czy zacieranie śladów, iż zyskała ona miano "zbrodni stulecia". Na czym więc polega sztuka eliminowania osób uwierających władzę?
   "(...) najpierw było planowanie i przygotowania, a potem etap drugi, czyli sama egzekucja. Był jednak również etap trzeci, który sędziowie określili jako kontynuację zabójstwa, a który był tak samo integralną częścią zbrodni, jak etapy wcześniejsze. Ów trzeci etap obejmował działania zmierzające do sparaliżowania wymiaru sprawiedliwości poprzez korumpowanie sędziów i dezinformację opinii publicznej za pośrednictwem mediów. W sprawie Gerardiego to właśnie ten etap był istnym majstersztykiem."***
   Teorii dotyczących zarówno winnych tego morderstwa, jaki i motywów, jakie nimi kierowały zasadniczo było  kilka, choć  w rzeczywistości tożsamość prawdziwego sprawcy była tylko tajemnicą poliszynela. Oprócz jaskrawej i niedającej się obalić tezy o winie wojskowych zagrożonych opublikowanym raportem podejrzany został współlokator, ksiądz Mario; wietrzono skandal polegający na zabiciu Gerardiego przez homoseksualistów, podejrzewano handlarzy narkotykami, posądzano paserów dzieł sztuki sakralnej czy w końcu bezdomnych zamieszkujących pobliski park. 
   Proces w tej sprawie był iście karkołomną batalią rozgrywaną między członkami ODHA a postawionymi w stan oskarżenia zaprzysiężonymi gwatemalskiej armii. Brak było w nim jakichkolwiek reguł, imano się wszelkich metod, by niewygodna prawda nie wyszła na jaw. Walka o prawdę zebrała swe krwawe pokłosie pod postacią torturowanych i bestialsko mordowanych bliskich osób weń zaangażowanych. W wyniku szantaży i zastraszań wielu prokuratorów musiało emigrować za granicę, kilkakrotnie zmieniali się też sędziowie. Jednak trudy i wyrzeczenia tych nielicznych, których nie udało się złamać doprowadziły do wyroków dla morderców duchownego. Było to nie tylko zwycięstwo w tej sprawie, ale też wielki krok w nową, lepszą przyszłość dla całego gwatemalskiego społeczeństwa, położyło kres bezprawiu wśród rządzących elit, przywróciło karność, wskazało ścieżkę ku uzdrowieniu panującego systemu. 
   Oprócz wszechstronnego naświetlenia kwestii zabójstwa biskupa w reportażu Goldmana wyłania się społeczna panorama ówczesnej Gwatemali. Panujące tam rządy śmiało określić można mianem oligarchii wspomaganej wojskową dyktaturą. Prym wiedzie tam plasująca się na wygodnej pozycji armia i skorumpowani politycy, dużo do powiedzenia mają członkowie rozlicznych mafii, natomiast zwykli szarzy obywatele cierpią ucisk. Powszechna jest cenzura, zdarza się inwigilacja i infiltracja; telefony są na podsłuchu, maile się tam przechwytuje.
   Czytając "Sztukę politycznego morderstwa..." obcujemy z jeszcze jedną sztuką, ze sztuką  dziennikarstwa śledczego; sztuką o tyle ryzykowną, co bardzo potrzebną w ówczesnym świecie. Książka ta powstawała przez osiem lat, wszystkie źródła poddawane były, jak deklaruje autor, dwukrotnej weryfikacji, jej dodatkowym atrybutem jest naoczność - Goldman był na miejscu zbrodni, rozmawiał z ludźmi powiązanymi ze sprawą, uczestniczył w rozprawach sądowych. Mówiąc lapidarnie, odwalił kawał dobrej i żmudnej roboty, "rozdmuchał" sprawę Gerardiego dając światu pretekst do zagłębienia się w gwatemalską kwestię, zwrócił oczy świata ku temu państewku, rozdrapał jego rany chroniąc przed gangreną, która już się w nie wdawała. Według mnie, wykorzystując moc słowa, którą posiadał wypełnił misję uwalniania prawdy. Świetna i wartościowa książka.
Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne
*s. 262.
**s. 34.
***s. 315.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Czarne, Wołowiec 2011.
Ilość stron: 430
Przekład: Janusz Ruszkowski
Moja ocena: 5/6
Seria wydawnicza: Reportaż
Wyzwanie: Reporterskim okiem

wtorek, 12 lipca 2011

Stosik i konkurs :)


 
1) Wyznania księży alkoholików - Stanisław Zasada - recenzyjna od ZNAKu
3) Skamieniałość z chomika. Zrób to sam! - Mick O'Hare - do recenzji od Sztukaterii i wydawnictwa Insignis - zbiorek interesujących doświadczeń dla ludzi  ciekawych świata.
4) Dziecię z kości słoniowej - H. Rider Haggard - efekt wymianki u Sabinki; książka przygodowa z afrykańskim tłem
5) P.S. Kocham Cię - Cecelia Ahern - również otrzymałam ją w ramach wymianki, jeszcze nie czytałam, ale po Waszych ochach i achach sądzę, że coś naprawdę fajnego. Za książki dziękuję Walkirii. 
6) Poeci patrzą - Aneta Grodecka - recenzyjna od Sztukaterii i wydawnictwa Stentor - smakowity kąsek dla polonistów oraz ludzi zainteresowanych malarstwem i poezją.

    Konkurs tym razem nie organizowany przeze mnie; ja tu tylko informuję;) i zachęcam:
REGULAMIN Konkursu Czytelniczego „Wakacyjna miłość?” Lipiec- Październik 2011 
1. Przedmiot konkursu
Niniejszy regulamin, zwany dalej „Regulaminem”, określa warunki, na jakich odbywa się czytelniczy konkurs „Wakacyjna miłość?” zwany dalej „Konkursem”.
Konkurs jest zorganizowany w celu propagowania literatury i kultury koreańskiej oraz krzewienia wiedzy o Korei. 
2. Organizator Konkursu
Organizatorem Konkursu jest Wydawnictwo Kwiaty Orientu, przy współpracy Korea Literature Translation Institute.
3. Zasady uczestnictwa w Konkursie
1. Konkurs adresowany jest do wszystkich powyżej 15 roku.
2. Konkurs polega na napisaniu eseju na temat książki „Zaopiekuj się moją mamą” Shin Kyung-Sook.
4. Zgłaszanie prac konkursowych
1. Uczestnicy konkursu zobowiązani są nadesłać/przynieść prace w terminie do 30 września, pod następujący adres:
Wydawnictwo Kwiaty Orientu
Adres : Ul. Konopnickiej 12/41
26-110 Skarżysko-Kamienna
Adres mailowy: pytanie@kwiatyorientu.com
Z DOPISKIEM „Konkurs - Wakacyjna miłość?”
2. W ramach konkursu Uczestnik może nadesłać tylko jedną pracę.
3. Na odwrocie każdej nadesłanej pracy musi znaleźć się: imię i nazwisko uczestnika oraz jego wiek.
4. Organizator nie przewiduje możliwości rozpatrywania zgłoszeń, które dotrą do niego po 31 września 2011 roku.
5. Zasady oceny i przyznawania nagród
1. Prace, spełniające kryteria niniejszego Regulaminu, zostaną ocenione przez komisję kwalifikacyjną wybraną przez Organizatora.
2. Komisja konkursowa dokona wyboru najlepszych prac. Tylko jedna otrzyma nagrodę główną, 5 prac otrzyma wyróżnienia.
3. Nagrody zostaną wysłane pocztą lub zwycięzca może zgłosić się osobiście po odbiór.
6. Prawa autorskie
Nadesłanie przez Uczestników prac na Konkurs jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na nieodpłatne i nieograniczone wykorzystanie ich przez Organizatora Konkursu do celów promocyjnych. Jednocześnie Organizator oświadcza, że nie zostanie zmieniony charakter nadesłanych prac.

poniedziałek, 11 lipca 2011

"Poeci patrzą..." - Aneta Grodecka

   Kto w dzisiejszych czasach ma chwilę na kontemplacje, zastanowienie, pochylenie się nad sztuką? Mało jest takich osób. Żyjemy fast i to się coraz bardziej odczuwa. Być może to jest właśnie przyczyną dramatycznego spadku popularności tak pięknej i subtelnej sztuki, jaką jest malarstwo. Obraz stracił funkcję nośnika pewnych idei, w zasadzie nic, co elitarne nie ma racji bytu. A szkoda. Bo tyle pięknych dzieł czeka, by je odkryć, by zachwycić się ich barwą, kompozycją, przekazem...
   Wiedząc, że nikt inny lepiej artysty nie zrozumie, niż inny artysta Aneta Grodecka zaprasza nas w podróż po poezji inspirowanej malarstwem właśnie. "Poeci patrzą..." to zbiorek zarówno polskiego jak i zagranicznego dorobku w dziedzinie ekfrazy, czyli liryki inspirowanej i odwołującej się do malarskich arcydzieł. Autorka dokonuje przeglądu przez epoki i wyławia dla czytelnika co smakowitsze kąski począwszy od prehistorii po współczesność kierując się chronologią powstawania dzieł malarskich. Dodatkowo każdy zespół obrazowo-liryczny okrasza swoim własny komentarzem mającym na celu przybliżenie odbiorcy dziejów danej reprodukcji oraz jej orginału, opis technik wykorzystanych przy władaniu pędzlem oraz ciekawostki dotychczasowej percepcji dzieła. Autorka oddała głos takim poetom, jak m.in. Kasprowicz, Norwid, Miłosz czy Herbert (sama śmietanka liryki polskiej, a jakże!), analizie poddała takie dzieła, jak Sąd Ostateczny Michała Anioła, Ślepcy Brueghela czy Mona Lisa da Vinci.
   Książka Grodeckiej wydana jest bardzo starannie - kolorowe, czytelne reprodukcje uprzyjemniają lekturę; przejrzyste opisy pozwalają na umieszczenie obrazu w czasie a wyselekcjonowane wiersze inspirują do samodzielnego poszukiwania ukrytych w malarstwie sensów, zarówno tych dosłownych, jak i metaforycznych. Autorka dzieli przedstawiane ekfrazy pod kątem relacji poety do dzieła, którym się inspiruje. Zamieszcza w swej książce zarówno lirykę oczarowaną dziełem, którym się inspiruje; lirykę do tego dzieła zdystansowaną czy wreszcie zabiegającą o dominacje nad dziełem, krytykującą je. To pozwala na panoramiczne spojrzenie na możliwości korespondencji sztuk, uwrażliwia, skłania do zabrania  głosu w tej artystycznej dyskusji.
   Książkę  chciałabym gorąco polecić przede wszystkim maturzystom - istna manna z nieba dla osób szykujących się do prezentacji z zakresu literackich odwołań do innych dziedzin sztuki. Miło spędzą z nią czas również poloniści, zawarte w niej materiały ubarwią niejedną lekcję stając się nieocenioną pomocą dydaktyczną. Również studenci nie będą się przy niej nudzić - porównywanie wrażeń poetów z własnymi to świetna rozrywka intelektualna. 
   Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Stentor i portalu Sztukateria
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Stentor, Warszawa 2008.
Ilość stron: 251
Moja ocena: 4/6