czwartek, 4 marca 2010

Obca wśród swoich, swoja wśród obcych - "Intruz" - Stephenie Meyer




















Nie cierpię science fiction - nigdy nie obejrzałam "Matrixa", wzdrygałam się na widok książek Lema niemal płacząc nad "Pilotem Pirxem", a na samą myśl o "Gwiezdnych wojnach" dostaję mdłości. Być może grzeszę, ale jestem szczera. Jednak "Intruz" mi się podobał.
Dusze - kosmici opanowują kolejne planety wszechświata i, mimo iż cechuje je dobroć, miłość bliźniego a przemocą wręcz się brzydzą, nie przeszkadza im to w wyłapaniu całej niemal populacji Ziemian i powszczepianiu im dusz sprowadzonych w celu zasiedlenia Ziemi. Ludzie stają się dawcami ciał, żywicielami obcych. Celem przybyszów była całkowita eksterminacja ludzkości; przetrwała jednak grupa rebeliantów ukrytych w podziemnych jaskniach w głębi pustyni, z dala od wrogiej cywilizacji. Tropieni przez zaciekłych w swym powołaniu Łowców, narażają się na śmiertelne niebezpieczeństwo, by zdobyć pokarm i inne rzeczy niezbędne do egzystencji. Na taki właśnie świat przybywa Wagabunda - dusza znana z dużej ilości zamieszkiwanych planet. Dostaje ona ciało młodej kobiety - Melanie. Nie potrafi jednak wieść ustabilizowanego i spokojnego życia wśród swoich pobratymców; nie jest jej w stanie pomóc żaden Uzdrowiciel czy Pocieszyciel. Wagabunda odczuwa niezwykle silne uczucia swojej niepokornej żywicielki; uczucia tak silne, że nie mogąc pozostać na nie obojętna przyjmuje je jako swoje i zawiera z Mel przymierze, by dążyć do wspólnego celu - odnalezienia ukochanego mężczyzny Jareda i brata - Jamie'go. Co z tego wyniknie, nie piszę, by nie zdradzać fabuły, ale powiem, że potem będzie tylko ciekawiej:)
Moim zdaniem Meyer miała interesujący pomysł i raczej wybrnęła z jego realizacji, choć przyznaję, że książka miejscami miała słabiej prowadzoną narrację czy mniej udolną fabułę. Sprawiła jednak w połowie mniej więcej, iż nie mogłam się od niej oderwać. Akcja bowiem się tam zagęściła i obfitowała w nieoczekiwane zwroty. Plusem książki były wstawki z snutymi przez Wandę opowieściami o życiu na innych planetach (np. Śpiewu, Kwiatów czy Niedźwiedzi) oraz o zamieszkujących je stworach. Podobały mi się też opisy świata skolonizowanego przez dusze (gł. wątek braku pieniężnej formy płatności a zamiast tego możliwości brania rzeczy, których się potrzebowało za darmo - istna utopia). Z zaciekawieniem czytałam też fragment o leczeniu kosmicznymi lekami dusz - Czystą Raną czy Bezbólem. Dwoistość głównej bohaterki i wynikające z niej rozterki innych postaci też ubarwiały akcję. Podobała mi się też organizacja prowizorycznego podziemnego życia ludzi.
Minusami książki były natrętne maniery językowe autorki, dające się wyczuć osobom mającym wcześniej do czynienia z jej twórczością. Raził również schematyzm dwóch męskich bohaterów, z których jeden jest bezustannie gloryfikowany i adorowany a drugi zbiera baty i gra drugie skrzypce oddany Wandzie niemalże po grób.
Mnie osobiście książka przypadła do gustu - były momenty podnoszące ciśnienie a raz, przyznaje, łza zakręciła się w oku:)
Ilość stron: 556
Moja ocena: 4+/6