wtorek, 7 grudnia 2010

"Lubie mojego tatę, ale nie lubię kiedy mnie bije i zadaje mi ból"* - "Tatusiu, proszę nie" - Stuart Howarth

   "Tatusiu proszę nie" to bardzo trudna, przytłaczająca wręcz ciężarem zawartych w niej treści książka. Fakt, iż historia, którą opowiada w niej czytelnikowi autor wydarzyła się naprawdę sprawiał, iż niejednokrotnie miałam łzy w oczach i ciarki na myśl o okropieństwach do jakich zdolni są ludzie. I to w imię czego? Własnego widzimisię, czy może raczej zaspokojenia chorego popędu. Zdumiewa ludzka brutalność, ale równie wielkie zaskoczenie powoduje fakt jak silne jest małe dziecko; ile ma w sobie mocy i samozaparcia maleńki chłopczyk, który znosi wyrafinowaną przemoc i nieludzkie upodlenie wciąż mając nadzieję, że tatuś w końcu będzie go kochał...
   Stuart Howarth urodził się w roku 1968 w Anglii. Miał dwie starsze siostry: Shirley (cierpiącą na rozszczep kręgosłupa i unieruchomioną na wózku inwalidzkim) oraz Christinę. Jego życie już od samego początku naznaczone było skrajną nędzą - dzieci z braku łóżeczka spały w szufladzie, nosiły ubrania skradzione ze sznurów z praniem, cierpiały bezustanny głód, musiały żebrać o jedzenie czy w końcu były świadkami pijackich libacji w swoim domu. Rodzina Stuarta była do tego stopnia dysfunkcyjna i niezdolna do zapewnienia dzieciom podstawowych potrzeb, że chłopczyk za wspaniałe miejsca uważał szpital czy szkołę - tam czuł się kochany, bezpieczny, interesowano się nim tam. Dzieci były zaniedbane, miały wszy i robaki. Jednak przyczyną ich prawdziwego dramatu był ich ojczym.
   David Howarth został adopcyjnym ojcem dzieci wskutek lekceważenia i niekompetencji sądu. Kiedy tylko za wychodzącą do pracy matką zamykały się drzwi chłopczyk i jego dwie siostry przeżywali swą codzienną gehennę poniżania, dręczenia psychicznego (wygłodniałe musiały patrzyć jak ojciec zajada się ciastkami, których im nie wolno było ruszyć), bicia i zastraszania. Ojczym więził dzieci, torturował je, W końcu zwyrodniały tata nie zawahał się też zafundować im przeokrutnego i upadlającego molestowania seksualnego.
   Książka opowiada o naturze mechanizmów, jakim poddawane są ofiary przemocy i molestowania, zwłaszcza dzieci, które nie znają innego modelu życia. Wydaje im się, iż przyczyna zła, które staje się ich udziałem leży w nich samych, w ich złym zachowaniu. Poza tym myślą, iż nie ma innego życia, że w każdym domu jest tak samo i że to normalne.
"Zawsze chciałem być dobrym chłopcem, żeby rodzice mnie kochali. Dlatego nigdy nie powiedziałem nikomu z zewnątrz o tym, co się u nas dzieje. Zakładałem, że w innych domach jest tak samo i ze nikogo nie będzie to obchodzić. Powiedzą mi tylko, żebym przestał być taki niegrzeczny."**
   Jedyną metodą funkcjonowania było dla Stuarta zapominanie o wszystkim, co widział. A widział rzeczy przerażające: był świadkiem zrzucenia swojej młodszej siostry Clare ze schodów przez ojca, bo denerwował go jej płacz; widział ojca molestującego jego starsze siostry, uprawiającego seks ze zwierzętami oraz maltretującego je.
   "Im bardziej tata nade mną się znęcał, tym częściej powtarzałem w myślach: "Proszę, tato, nie", ale on nie przestawał, nigdy mi nie odpuszczał. Zmieniał się, z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zły i zagniewany, coraz bardziej mną zniesmaczony. Wiedziałem, że jestem paskudny, bo to też ciągle mi mówił. Rozumiałem, że dlatego moim rodzicom tak trudno mnie kochać, ale nie wiedziałem, co zrobić, by stać się lepszym i godnym ich miłości."***
   Poza tym zgubny był fakt społecznego postrzegania zwyrodniałego ojca - dla mieszkańców miasteczka ojczym Stuarta był dobrym ojcem, żywicielem rodziny, mężem, który przygarnął kobietę wraz z trójką dzieci, w tym jednym niepełnosprawnym.
   Nawet kiedy koszmar rodziny Stuarta dobiegł końca w psychice chłopca a później młodzieńca pozostały ślady tak dotkliwe, iż rzutowały na całe jego późniejsze życie, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, tworzenie szczęśliwej rodziny. Dorosły Stuart popadł w alkoholizm, nie stronił też od narkotyków; pasjonował się hazardem. Nie był w stanie czerpać przyjemności ze zbliżeń ze swoją żoną ani być dobrym ojcem dla swoich dzieci, które w rzeczywistości kochał nad życie. Podobne katusze niemożności przystosowania się do życia przeżywała również jego siostra Christina, popadając w ciągłe depresje i nie umiejąc panować nad emocjami do tego stopnia, iż zaatakowała męża nożem.
"Mój umysł i ciało należały do dorosłego mężczyzny, ale emocjonalnie wciąż czułem się małym chłopcem."****
   Stuart dokonywał samookaleczeń, ciął sobie nadgarstki, wpadał w furię tracąc panowanie nad sobą; miewał też niejednokrotnie myśli samobójcze, kończące się nieudanymi targnięciami na własne życie. Jedynym lekiem mogła być konfrontacja z przeszłością, z ojczymem; wyjaśnienia i rozmowa mogłyby przynieść bardzo terapeutyczny skutek i może nie wyleczyć mężczyznę, ale pozwolić mu zamknąć pewien etap życia. Zakończyła się ona jednak tragicznie i Stuart trafił do więzienia.
   Tam od nowa przyszło mu zmagać się z nieprzychylną rzeczywistością kierującą się jedynie prawem silniejszego. Bohater opowiada o zniewagach i poniżeniu jakie musiał znosić, o wyższości strażników, którzy rażąco nadużywali własnej władzy, wyładowując frustracje pod przykrywką prawa. Wiedząc o przeszłości więźnia, o jego doświadczeniu molestowania w dzieciństwie uprzykrzali mu żywot licznymi i nadgorliwymi osobistymi rewizjami; nie szczędzili też komentarzy i uwag, posuwając się nawet do zapytania go, czy to co robił z nim tatuś mu się podobało.
   Stuart podołał przeciwnościom losu głównie dzięki oddaniu i miłości swojej dziewczyny Tracey, oraz wsparciu ze strony matki i sióstr. Jednak jego świadectwo jest swoistym apelem i przykładem do czego może doprowadzić znęcanie się nad dzieckiem w dzieciństwie. Cierpi potem nie tylko ono, ale cień jego przeszłości kładzie odbija potem swój destrukcyjny wpływ na całym jego otoczeniu, na tych, których pokocha. Stuart apeluje do czytelników:
"Dzieci trzeba uczyć, co oznacza niestosowne zachowanie. Trzeba im mówić o tym w szkole, na lekcjach wychowania seksualnego. Nie wystarczy powiedzieć: "nie rozmawiaj z obcymi", bo większość ofiar dobrze zna swoich dręczycieli. Zazwyczaj należą oni do rodziny, mają nad dziećmi jakąś władzę, cieszą się ich zaufaniem. Dlatego tak trudno zrozumieć, że to, co im ludzie robią, jest złe."*****
*s. 43.
**s. 51.
***s. 42.
****s. 116.
*****s. 232.

Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Hachette, Warszawa 2010.
Ilość stron: 240.
Przekład: Maria Frączak, Roboto Translation
Seria: pisane przez życie
Moja ocena: 5/6