Zabiorę Was w podróż w czasie. Jest wiek XVII. Czasy kolonizacji afrykańskich ziem, zakładania wielkich plantacji bawełny, skrajnego niewolnictwa i wzmożonego osiedlania się osadników w Ameryce. W tych czasach przyszło żyć naszej bohaterce Titubie, której skóra, na jej wielkie nieszczęście miała czarny kolor...
Życie Tituby już od samego początku naznaczone było cierpieniem i poniżeniem. Była ona owocem gwałtu, jakiego dopuścił się biały pan na jej czarnej matce. Krótkie chwile szczęścia z rodzicami (ojczym Yao kochał małą Titubę bezgranicznie) przerwały tragiczne wydarzenia zakończone śmiercią obojga rodziców (matkę powieszona, bo zraniła białego człowieka w obronie przed kolejnym gwałtem; ojczym popełnił z rozpaczy samobójstwo). Małą Titubą zajęła się Man Yana. Kobieta posiadająca magiczna wiedzę, którą wykorzystywała aby nieść pomoc swym bliźnim. Wiedzę tą przekazała ona swej podopiecznej. Nauczyła dziewczynę leczniczej mocy ziół, porozumiewania się z zaświatami i zmarłymi, modlitw, litanii, składania ofiar by wyprosić łaski u duchów. Przede wszystkim jednak nauczyła ją bezgranicznej miłości i szacunku do świata, ludzi i wszelkich żywych stworzeń.
Po śmierci Man Yany dziewczyna zakochała się w czarnoskórym niewolniku Johnie Indienie. To dla niego opuściła swą samotnię w gąszczu, to z miłości do niego dawała się upadlać jego właścicielce, a w końcu wywieźć nowemu panu, któremu zostali sprzedani, za ocean. Tituba została własnością fanatycznie religijnego i zagorzałego w sztywnych normach swej twardej wiary purytanina. On i jego rodzina żyli w nieustannej świadomości własnej niedoskonałości i grzechu, które odbierały im całą spontaniczność, szczęście i radość życia. Mimo wszystko Murzynka zżyła się z młodą panią i jej córkami i kuzynkami, opowiadała im fascynujące historie, leczyła z wszelkich chorób niejednokrotnie wydzierając śmierci... Tak je pokochała, że na swoje nieszczęście obdarzyła tez zaufaniem, na które nie zasługiwały.
Pewnego dnia wioską Salem wstrząsa zbiorowa histeria wywołana rzekomym opętaniem nastoletnich dziewcząt przez szatana. Jako przyczynę zła wszelkiego wskazują one Titubę. Na jej widok trzęsą się, padają na ziemię i wiją w konwulsjach. W rzeczywistości jednak oskarowo odgrywają swe role, w jakie wtłoczyli je obłudni i do cna przesiąknięci złem dorośli, aby pod pretekstem obrony wiary pozbyć się niewygodnych dla nich z jakichś powodów mieszkanek wsi.
Pewnego dnia wioską Salem wstrząsa zbiorowa histeria wywołana rzekomym opętaniem nastoletnich dziewcząt przez szatana. Jako przyczynę zła wszelkiego wskazują one Titubę. Na jej widok trzęsą się, padają na ziemię i wiją w konwulsjach. W rzeczywistości jednak oskarowo odgrywają swe role, w jakie wtłoczyli je obłudni i do cna przesiąknięci złem dorośli, aby pod pretekstem obrony wiary pozbyć się niewygodnych dla nich z jakichś powodów mieszkanek wsi.
"Gdzie był Szatan? Czy nie ukrywał się w fałdach sędziowskich tóg? Czy nie przemawiał głosem prawników i duchownych?"**Tituba odegrała w tym spisku rolę karty przetargowej, aby chronić swe życie musiała zeznawać tak, jak jej kazano. Jej ciemny kolor skóry automatycznie bowiem czynił ją podejrzaną, a wszelkie przesłanki wymagały już tylko delikatnego ubarwienia, by kobieta mogła zadyndać na szubienicy, jako najprawdziwsza czarownica. Musiała się więc ratować...
Maryse Conde nie wynosi jednak swojej bohaterki na piedestał, nie otacza aurą niepotrzebnego patosu. I to mi się bardzo podoba. Tituba to zwykła dziewczyna nie pozbawiona wad czy słabości. Ulega rozmaitym pokusom (przede wszystkim na manowce sprowadza ją lubowanie się w osobnikach płci męskiej), jej duszę niejednokrotnie nawiedzają demony pragnienia zemsty, a nawet dopuszcza się ona okrutnej zbrodni wobec własnego nie narodzonego dziecka (ocenę tego czynu pozostawiam jednak indywidualnemu poczuciu moralności każdego czytelnika; według mnie miała pewne powody, zresztą potem bardzo żałuje tego, co zrobiła...). Nie jest więc Tituba aniołem w ludzkiej skórze, ale mimo wszystko czy zasłużyła na okrutny los, który zgotowali jej biali ludzie?..."Ty byś robiła coś dobrego? Ty jesteś Murzynką, Titubo! Możesz tylko czynić zło. Ty jesteś samo zło!"***
"Tituba..." to również opowieść o kondycji kobiety w XVII-wiecznym społeczeństwie wogóle. Mało która bohaterka powieści płci żeńskiej jest szczęśliwa. Są one podporządkowane mężczyznom, którzy w przeważającej mierze ranią je lub niszczą od środka swą obojętnością. Conde porusza w swej powieści również problem dyskryminacji losu człowieka przez rodzinę i nację w jakiej przychodzi na świat. O wartość człowieka nie stanowiło to, jaki był, ale to kim był. Znakomicie widać tę zależność na przykładzie przeżyć Tituby i jej kolejnego pana, Żyda d'Azevedo. On jeden traktował Titubę humanitarnie, żywił do niej ludzkie uczucia, on w końcu dał jej wolność; sam zaznał bowiem na własnej skórze i to nadzwyczaj boleśnie, czym są prześladowania i poniżania.
"(...) niepomyślność to bliźniacza siostra czarnego! Rodzi się razem z nim, kładzie się z nim spać, współzawodniczy z nim o tę samą, zwiotczałą pierś. Je dorsza z jego miski. A przecież on się nie daje, ten Murzyn!" ****W końcu Tituba powraca na Barbados, odzyskuje swój utracony raj. Jednak jego ścieżki okazują się wyłożone cierniami historii. Nie ma szczęścia na tym świecie dla Tituby. Kobieta przystaje do środowiska maronów, Murzynów, którzy wyzwolili się spod pręgierza niewolnictwa. Pod jej dach trafia młody Murzyn Iphigen, którego okrutnie skatowanego Tituba ratuje od śmierci. Porywy młodego, zbuntowanego serca prowadzą go do organizacji rebelii przeciw okrutnym, białym plantatorom. I tu zakończę, co się stanie, dowiedzcie się sami...
Tituba to postać autentyczna, sądzę jednak, że takich Titub było w historii panowania białego na czarnym kontynencie nieskończenie wiele. Jak piękno atawistycznego świata może zniszczyć cywilizacja, to się w głowie nie mieści. Czary, kontakt z duchami, magiczne moce - owszem to wszystko było udziałem bohaterki, jednak dopiero podłość i pragnienie własnych korzyści białych ludzi nadały temu pejoratywne znaczenie... Tituba po prostu znała matkę naturę, patrzyła głębiej, była w czysty sposób związana z duszą wszechświata. Pragnęła czynić dobro.
Zakończenie mnie powaliło na kolana. Piękne, poetyckie, tchnące metafizyczną atmosferą wiecznej bytności i przenikania światów. Ona tu jest, jest wiaterkiem, kroplą deszczu, promykiem słońca. Pomaga, leczy, koi. Chcecie to poczuć? Przeczytajcie książkę. Jest niezwykła.
*s. 166.
**s. 186.
***s. 126.
****s. 139.
**s. 186.
***s. 126.
****s. 139.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: wydawnictwo WAB, Warszawa 2007.
Ilość stron: 281.
Przekład: Krystyna Arustowicz.
Moja ocena: 6/6
Seria wydawnicza: z miotłą.
Nie doceniasz mnie ;) Przeczytałam całą recenzję. I powiem Ci, że jeszcze bym mogła czytać. Chyba już wiem czemu tak Cie zachwyciła ta książka. Ta książka będzie na szczycie listy książek do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja brzmi bardzo zachęcająco, więc sięgnę po tę książkę (choć jeszcze nie wiem kiedy). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa ksiązka jest wyjątkowa, bardzo mi się podobała..
OdpowiedzUsuń@Bujaczek - zdecydowanie według mnie warta przeczytania, czytałam z zapartym tchem:)
OdpowiedzUsuń@kasandra_85 - dziękuję za miłe słowa:) Polecam, polecam...
@Lotta - dokładnie, wyjątkowa:)
Od dawna mam tę książkę na oku, muszę w końcu przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCudowna recenzja! Książkę na pewno przeczytam i wierzę, że mnie też zachwyci :).
OdpowiedzUsuń