czwartek, 9 lutego 2012

Zhomogenizowani - "Białe zęby" - Zadie Smith

   Zadie Smith rozbłysła w 2000 roku swym debiutem niczym supernowa na literackim niebie, wybijając tą twórczą eksplozją krytykom z rąk wszelkie argumenty i świecąc niebywałym talentem prosto w ich pozbawione zasłony zgryźliwych komentarzy oczy. Bo też i krytykować nie było tu czego, "Białe zęby" to najwyższa prozatorska półka. W każdym calu. Nie napiszę, że Zadie to literacka perełka; nie napiszę, że jej debiutancka powieść to bestseller, choć każdy wie, że tak jest... Mimo to te "masówkowe hasła" nie w pełni oddają tematyczną elitarność jej prozy, dojrzałość jej stylu, lekkość pióra. Zadie ujęła mnie swoim sposobem pisania, żartobliwym i pełnym humoru, o sprawach trudnych i niejednokrotnie bolesnych. Stworzyła bardzo ciekawą, wielowątkową i multitematyczna powieść, tryskającą przy tym humorem z każdej swej strony. Jej lektura, pod płaszczykiem doskonałej rozrywki przemyca głębokie przemyślenia i refleksje na temat nas samych i naszych korzeni. 
   Tożsamość i pochodzenie, przywiązanie do tradycji kontra asymilacja w nowym otoczeniu, na emigracji - o tym pisze Zadie, i każdy, kto rzuci okiem na jej biografię, wie że tematykę tą zna ona poniekąd z własnej autopsji - przyszła bowiem na świat w Londynie, jej matka pochodziła z Jamajki, ojciec natomiast miał za sobą nieudane małżeństwo, zanim związał się z jej matką. Zadie nieobce są więc rozterki dziecka imigranckiego, które całą sobą reprezentuje kraj przodków i które równie mocno odstaje, choćby nawet fizycznie, od rodowitych Anglików. Zaryzykuję więc stwierdzenie, iż "Białe zęby" są powieścią po trosze autobiograficzną, a przynajmniej z życiowych doświadczeń autorki wyrosłą (nie mogę się wręcz oprzeć wrażeniu, iż Irie jest literackim alter ego autorki).
   Hindus i Anglik to dwa bratanki, przynajmniej u Zadie, gdyż przyjaźń Samada Iqubala i Archibalda Jonesa, zadzierzgnięta podczas gdy w jednym czołgu tułali się w ogniach wojennej pożogi jest zasadniczą kanwą jej powieści, która na mocy przedziwnych kombinacji powinowactw i zawiłych genealogicznych gałęzi czy choćby przyjacielskich korelacji rozrasta się w przebogatą paradę bohaterów rozmaitych narodowości, wyznań czy światopoglądów. Kocioł multikulturowy, w którym aż wrze, a autorka podsyca ogień dorzucając doń tematy tabu oraz sarkazm i autoironię jej bohaterów. 
   Zadie pochla się nad trudnym tematem przynależności i odchodzenia od korzeni przez imigrantów i ich dzieci. Proces homogenizacji jest nieuchronny i mimo wielu starań i zabiegów, które z humorem prezentuje autorka poprzez losy swoich bohaterów (niech za przykład posłuży choćby batalia Samada o respektowanie hinduskich świąt w szkole chłopców, bądź też jego pomysł wysłania jednego z synów do ojczyzny, którego skutki były jednakże zupełnie inne od pokładanych oczekiwań) nie da się zapobiec asymilacji bohaterów wyrwanych z swego kręgu kulturowego. Prędzej czy później zleją się oni z otaczającą ich rzeczywistością, a wierzenia i tradycje właściwe ich ojcom znajdą się jedynie w sferze wspomnień. Podawanie wymyślonego, angielskiego imienia i nazwiska, oddalanie się od kultury przodków poprzez np. jedzenie wieprzowiny, noszenie tenisówek do tradycyjnego sari - to tylko niektóre przejawy powolnego ulegania aurze kraju, w którym przyszło bohaterom żyć. Ich zęby nieuchronnie muszą zostać wybielone na zachodnią modłę i, jak pokazuje historia Magida wysłanego do kraju ojców, aby uchronić w nim to, co Hinduskie, im bardziej będą się przed tym bronić, tym szybciej to nastąpi, żyjemy bowiem w rzeczywistości globalnej, która Zachód kształtuje niepodzielnie swymi innowacjami i propagowanymi poglądami. I choć akcja powieści w swej zasadniczej części rozgrywa się w roku 1975 tendencje te są już świetnie widoczne.  
   Oprócz zagadnień dotyczących tożsamości kulturowej znajdziemy u Zadie problematykę w którą obfituje proza życia. Nieporozumienia i małżeńskie sprzeczki, konflikty między pokoleniowe, poszukiwanie autorytetów i młodzieńczy bunt synów Samada czy w końcu religijny fanatyzm Hortense i potrzeba przynależności każąca bohaterom angażować się w przeróżne przedsięwzięcia i wstępować w szeregi rozlicznych organizacji (jak choćby działalność Magida w SROMie czy Joshuy Chalfena w LOSie). Jeśli dodać do tego wielce kontrowersyjną inicjatywę Marcusa Chalfena związaną z jego Myszą Przyszłości, wokół której rozpętała się dyskusja dotycząca praw człowieka do stanowienia o stworzeniu oraz jeśli jeszcze wspomnieć o obsesji naszego egzotycznego bohatera na punkcie jego pradziada Mangala Pande, którego próbował on wpisać w poczet bohaterów i bojowników o wolność Indii, mimo coraz większej ilości przesłanek o jego szemranej przeszłości i mocno wątpliwej odwadze i honorze otrzymamy imponującą panoramę współczesnego społeczeństwa. Otrzymamy portret człowieka współczesnego z jego marzeniami i bolączkami, pragnieniem życia w zgodzie z wieloma, często przeczącymi sobie wytycznymi i pozostawienia po sobie choćby małego śladu dla potomnych.
   Wielkie uznanie wzbudził we mnie styl Zadie - jeśli chciałabym go porównać do stylu innego pisarza, nie miałabym do kogo; czuć tu niezrównaną świeżość i orginalność w tej materii. Język Zadie jest tak swobodny, przy całej swej dojrzałości, że książka jest bardzo przyjemna w odbiorze. Czytając ją obok momentów refleksji i autentycznego zastanowienia nad niewątpliwie ważkimi kwestiami, o których traktuje, zdarzały mi się momenty, w których zaśmiewałam się niemalże do łez. Gawędziarski ton Zadie jest pełen ironii, jej język żywy, porównania kipiące od personifikacji i animizacji. Autorka wręcz roztrzepuje rzeczywistość niczym pianę trzepaczką swego pióra. "(...) wykonując dłonią takie ruchy, jakby tkała ze słów Alsi gobeliny"* - pisze Zadie, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że słowa te idealnie oddają specyfikę stylu jej samej. Ten, kto tak potrafi obudować zwykły dialog, że czuje się w porównaniach magię, ruch, błyskotliwość, talent mieć musi. 
   "Białe zęby" to powieść polifoniczna i mocno dygresyjna, napisana z niesamowitym rozmachem, językiem żywym i zwinnym, zdumiewająco zgrabnym, jak na debiut. To powieść o tym, co drzemie w człowieku, o jego zagubieniu w świecie i tym, co nam on oferuje i czego od nas wymaga. To opowieść rozdarciu i poszukiwaniu miejsca na ziemi napisana z dużą dozą humoru i zrozumienia dla ludzkich wad i słabości. Debiut doskonały, pouczająca i mądra powieść. 
   Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
*s. 86.
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: ZNAK, Kraków 2011.
Wydanie: V.
Ilość stron: 522.
Przekład: Zbigniew Batko.
Tytuł orginału: White Teeth.
Język orginału: angielski.
Data powstania: 2000.
Moja ocena: 5/6