wtorek, 25 lutego 2014

Biblioteczka Nateczka: Wcale nie jak kura pazurem: Kura Adela. Jak kura zrobiła umywalkę - Joanna Krzyżanek, ilustracje: Zenon Wiewiórka

   Po co kurze umywalka? - spytacie. Normalnej kurze pewnie po nic, jednak Kura Adela jest kurą niezwykłą i dla niej zrobienie umywalki było doskonałym pretekstem do zapoznania dzieci z literkami. Bo powiem Wam szczerze, Adela, jak każda szanująca się kura sztukę czytania i pisania ma w małym... piórku i gorąco pragnie obalić mit, jaki na drób nałożyło wielce krzywdzące i niemające żadnych podstaw przysłowie o "bazgraniu, jak kura pazurem". 
   Opowieści o kurze Adeli tworzą cykl swoistych elementarzy, z których każdy obsługuje trzy literki alfabetu. I tak pierwsza część owej serii, "Jak kura zgubiła pióra" przybliża małym czytelnikom literki B, P i D; natomiast część trzecia, "Jak kura nie chciała być kurą" obsługuje litery Y, K oraz T. My natomiast mieliśmy przyjemność zapoznać się z książeczką, w której wspólnie z nieco ekscentryczną, ale zabawną i sympatyczną kwoką moje dziecko poznało litery W, U i M. Z pewnością wkrótce ukażą się kolejne tomy przygód kury Adeli, w których bohaterkami będą również kolejne znaki alfabetu - ja i Natan czekamy na nie niecierpliwie, bo taka forma zdobywania wiedzy jest tym, co nam zdecydowanie bardzo odpowiada.

   Nauka przez zabawę, taka niewymuszona, mimochodem odnosi często lepsze efekty, niż nakazanie "pójdź dziecię, ja cię uczyć każę". Kolejne wiadomości wpadają do głowy zupełnie przy okazji i wiją tam sobie gniazdka, by obudzić się ze snu, gdy w przyszłości okażą się potrzebne. A nawet jeśli nie, nawet jeśli żadna wiedza nie zostanie w ten sposób przyswojona... Trudno. Wszak sam fakt obcowania z literaturą jest już wystarczającym powodem by po tę czy inną pozycję sięgnąć. A po kurę Adelę sięgnąć warto przede wszystkim dlatego, że jest to pozycja przezabawna, napisana prostym językiem, łatwo przyswajalnym już dla małych dzieci (mój trzylatek słuchał bardzo uważnie). Percepcji treści przez maluchy sprzyjają tez liczne powtórzenia fraz, które dorosłym mogą wydać się nieco nużące (jak tak czytałam drugi raz te same niemal zdania, przyznaję, myślałam, że zwątpię, jednak w końcu uświadomiłam sobie: "Kurcze, przecież to nie jest książka dla mnie, to nie jest żadne "zapychanie" tekstu. To jest dzieciom potrzebne, by mogły przyswoić opowieść, "przetrawić" ją i poczuć się w niej jak w swojej bajce. Coś jak refreny w piosenkach." I odtąd czytałam już bez słowa sprzeciwu).

   "Jak kura zrobiła umywalkę" to zbiorek trzech opowieści, objętościowo do przeczytania na jeden raz, w sam raz na możliwości koncentrowania się już trzylatków, w sam raz na opowieść do czytania przed snem, tak, że wraz z końcem opowieści o Adeli dziecko zdąży już smacznie usnąć. Każda z tych historii poświęcona jest jednej literce, a co za tym idzie napisana tak, by zgromadzić jak największą ilość wyrazów zaczynających się tą konkretną literą. Wyrazy te są wyróżnione kontrastującym z resztą tekstu pomarańczowym kolorem. Co do zasadności tego zabiegu mam pewne wątpliwości, bo czy na przykład nie lepiej byłoby wyróżnić same dane litery? W przypadku, gdy wyróżniony jest wyraz, dziecko może się zwyczajnie zagubić i nie zrozumieć; źle zapamiętać wzrokowo i po prostu się zdezorientować. Ale może to ja jestem złą wróżką i dzieci są inteligentniejsze, niż mi się wydaje; może to jest właśnie metoda na umieszczenie liter w kontekście wyrazu, nadania im sensu... Zobaczymy, przyszłość (niedaleka, bo dziecię moje liter już zaczyna być ciekawe) zasadność tego zabiegu zweryfikuje. 
   Kura Adela przeżywa mnóstwo niebanalnych przygód, pakuje się w tarapaty, snuje niesamowicie pasjonujące rozważania, a wierzcie mi, kurza wyobraźnia nie zna granic. Jak się okazuje nawet zwykłe i banalne zrobienie makaronu może urastać do rangi emocjonującego wyzwania. Natomiast ucieczka przed upałem nad morze i wyobrażanie sobie potencjalnego towarzysza błogiego wypoczynku zaowocować może wizją uszatki fanatycznie zafascynowanej ułamkami i spragnionej bezustannego nauczania o nich Adeli. Latami. No i jeszcze kąpiel w tytułowej umywalce i zabiegi ufoludka, który wprost pragnął popluskać się w niej wspólnie z kurą. Ta jednak wolała wielbłąda, wilka czy choćby wieprza. Doprawdy fascynujące i pobudzające malutką wyobraźnie. Bo co może zrobić taki wielbłąd, ze kurze bardziej opłaca się kąpać z ufoludkiem? Ano może wypić wodę... A wilk? Wilk?! Tego to już lepiej sobie nie wyobrażać. Wilk zje kurę ze smakiem. No i jeszcze wróble, które się zlecą caaałym stadem. Nie, to już może lepiej się popluskać z ufoludkiem. Sama się nieraz uśmiechałam do siebie w myślach, co też ta Krzyżanek nawymyślała, niby to proste, ale spróbujcie dziecku opowiedzieć bajkę...
   Duet Krzyżanek i Wiewiurka znamy z Natanem już choćby ze "Smacznego elementarza" i innych książek z cyklu przygód Cecylki Knedelek, jednak nieodmiennie bawi nas żartobliwe podejście do świata w opowieściach autorki i nieco groteskowe i karykaturalne, acz niesamowicie sympatyczne postaci stworzone przez ilustratora. Uwielbiamy te żywe, energetyczne kolory; tą skłonność do przesady w kresce, co daje prześmieszny efekt. W ogóle cała publikacja została przygotowana z największą starannością i wypełniona treścią po brzegi. Bardzo duża czcionka i przejrzysty układ książki (tekst po lewej stronie, ilustracje po prawej; podsumowanie każdej literki po historyjce, której była bohaterką poprzez mniej lub bardziej absurdalne, ale oczywiste dla dzieci, porównania - jak choćby M zrobione z ogonka małpki Meli, a także ich wizualizacje) dopełnione zostały poprzez liczne szczególiki. Szczególiki, jak na przykład wiersz rozpoczęty na samym początku, wręcz na wewnętrznej stronie okładki, a dokończony na okładce książkę zamykającej; czy niezwykłe autoprezentacje autorki - Joanny Krzyżanek, która lubi być mokra jak kura i ilustratora - Zenona Wiewiurki, który woli rosołek z kury - i ich zabawnymi karykaturami. Aż miło się robi i cieplej na serduchu, że to tacy swojscy i pełni dystansu do siebie ludzie przygotowali książkę, którą oddajemy w dziecięce łapki naszych maluchów. My polecamy.
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Debit, Bielsko-Biała 2013.
Ilustracje: Zenon Wiewiurka.
Wydanie: I.
Ilość stron: 90.
Moja ocena: 5/6

piątek, 21 lutego 2014

Stosik - a Ty, po ilu książkach się uśmiechniesz?:)

   Nowa książka to zawsze obietnica. To bilet na podróż, nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. To drzwi do innego, nieznanego nam jeszcze świata, które możemy uchylić i zamknąć, kiedy tylko nam przyjdzie ochota. Kuszą, pozwalają oderwać się od rzeczywistości. O drugiej w nocy, w tej bezsennej nocy nie zadzwonisz do przyjaciela, niech śpi. Książkę wziąć możesz zawsze, zawsze jest dobra pora i już masz towarzystwo z oddaniem i zaangażowaniem opowiadające ci swoją historię, wobec której - są na to duże szanse - twoje problemy wydadzą się błahe i nieistotne.
   Ale co ja Wam będę tu pisać, jak Wy to wszystko doskonale wiecie i świetnie rozumiecie. Jedna nowa książka do głaskania i wąchania robi człowiekowi cały dzień. Cudowne uczucie spoglądać na piętrzący się stosik pachnących jeszcze farbą drukarską książek. Chcecie zobaczyć moje najnowsze powody do uśmiechu? No to proszę bardzo:)
1) Sucha sierpniowa trawa - Anna Jean Mayhew - recenzyjna dla LubimyCzytac.pl - pochłonęłam w dwa dni chyba, świetna, wciągająca ale i smutna opowieść. Amerykańskie Południe w latach 50-tych, czas szalejącego rasizmu i pogardy ze strony białych mieszkańców Ameryki wobec ich czarnoskórych rodaków widziane oczami kilkunastoletniej dziewczynki. Książka przypominająca nieco "Sekretne życie pszczół", bardzo klimatyczna iskłaniająca do refleksji.
2) Rodzina Casteel - Virginia C. Andrews - recenzyjna dla LubimyCzytać.pl, już zrecenzowana. Rozpoczyna ona kolejny cykl, obok Dollangangerów, opisujący życie pewnej rodziny, a właściwie losy dzieci w niej się wychowujących. Bardzo, bardzo wciągająca. 
3) I góry odpowiedziały echem - Khadel Hosseini - 2/3 nagrody w konkursie Albatrosa na opowiadanie kończące się tytułem tej właśnie książki. Książka w wielu rankingach utrzymująca się w ścisłej czołówce, zbierająca wiele pozytywnych recenzji. Jestem jej bardzo ciekawa, ale poprzeczkę stawiam dość wysoko i nie zadowoli mnie byle co. W ogóle powieści Hosseiniego chodzą za mną od bardzo dawna, a że mam własne ich egzemplarze, to paradoksalnie pewnie jeszcze długo się z nimi nie zapoznam;)
4) To nie jest kraj dla starych ludzi - Cormac McCarthy - do recenzji dla Wydawnictwa Literackiego. Każdy, kto czyta mojego bloga wie, że bardzo lubię prozę tego pisarza, mimo jej mrocznego klimatu i dość przerażającej atmosfery. Do tej książki zrobiłam kiedyś jedno podejście, ale odłożyłam ją wtedy, teraz mam nadzieję poznać całość. Chcę położyć kres przekonaniu, które gdzieś tam we mnie się zalęgło, że jest to jego najsłabsza powieść. Mam nadzieję, że będzie mi dane zmienić zdanie. Okładka hipnotyzująca, podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednia, filmowa.
5) Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość - Andreas Altmann - recenzyjna od Czarnej Owcy - opowieść o życiu z weteranem wojennym i jego przeżyciami, które kładą się mrocznym cieniem na teraźniejszości i przyszłości jego rodziny i zmieniają życie jego bliskich w dramat. Nie będzie to łatwa ani przyjemna historia, ale jakoś czułam potrzebę jej poznania. 
6) Zadyma w dzikim sadzie - Kiran Desai - również do recenzji od Wydawnictwa Literackiego - ma być lekko, śmiesznie, karykaturalnie, ale i nieco metaforycznie przy okazji. I szalenie podoba mi się jej wydanie książek Desai w wersji Literackiego. Naprawdę przyjemnie się patrzy na tę książkę. No i... Indie. Zacieram ręce:)
7) Złodziejka książek - Markus Zusak - recenzyjna od Naszej Księgarni - przepiękna okładka, cudne wydanie, no napatrzyć się na nią nie mogę. Rozkosznie gruba, w środku jakieś rysunki, pięć rodzajów czcionek... no wyróżnia się, jednym słowem. Ameryki tu pewnie nie odkrywam, bo wszyscy w blogosferze toną w zachwytach na jej temat, więc pewnie jestem ostatnią osobą, która jej jeszcze nie czytała. I dobrze, najlepsze wciąż przede mną:)
8) Pionierzy - Marta Dzienkiewicz - do recenzji dla LubimyCzytać.pl - moim zdaniem pozycja obowiązkowa na półce każdego dziecka. O nauce, wynalazkach i podróżach autorka opowiada tu z taką pasją, fakty historyczne przekazuje w tak strawnej formie, a ludzi-ikony odłupuje z wapiennej skorupy, w którą zakuła ich historia. I założę się, że po jej przeczytaniu Wasze pociechy nie będą chciały być już strażakami czy piosenkarkami innymi, ale zamarzy im się kariera chemiczki bądź łamacza szyfrów. Do tego bardzo designerska grafika (całe strony wypełnione ilustracjami) no i ten zapach farby drukarskiej, który ku naszej uciesze (bo my książki wąchamy) wciąż się z tą samą intensywnością co na początku utrzymuje. Dla mnie bomba.
9) Wierszyki rodzinne - Michał Rusinek - recenzyjna dla LubimyCzytać.pl - Druga, po "Wierszykach domowych" antologijka wierszy dla dzieciaków skupionych tym razem wokół tematyki więzi rodzinnych. Autor wspina się na kolejne gałęzie drzewa genealogicznego, spotyka przeróżnych przodków (i kilku chyba przodków) i o każdym z nich ma do opowiedzenia przezabawną historyjkę. Do tego piękne, kolorowe i sympatyczne ilustracje Joanny Rusinek. Super sprawa:)
10) Zagadki jeża Pepe. Kości - Rozalia Niedźwiecka - recenzyjna od wydawnictwa Raducha - pierwsza z cyklu "Zagadki jeża Pepe", przeczytaliśmy ją już i bardzo nam się spodobała. Trzyma w napięciu malucha, to pewne; ja sama też miałam niezłą zagwozdkę, któż może być złodziejem Muchomorowych kości. Przepiękna szata graficzna, cudne kolory i jakaś taka dobroduszna wymowa tej opowieści. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Biblioteczka Nateczka: "(...) chciałabym ją czytać, czytać..."* - Cudowna studzienka. Baśnie polskie - opracowała Joanna Papuzińska, ilustracje: Elżbieta Wasiuczyńska

  Wpadnie tylko na chwilkę, na obiad nie będzie miał czasu,  zresztą z obiadem czeka na niego żona. Musi odebrać jeszcze dziewczynki ze szkoły, potem ma spotkanie i milion spraw do załatwienia na przedwczoraj, poprosi więc tylko o herbatę.  - Może rogaliki zjesz, z czekoladą, twoje ulubione, wczoraj piekłam. - Nie mamo, dziękuje, muszę ograniczać słodycze, prezencja, te sprawy - odpowie, nieznacznie tylko luzując krawat.  - Myślałam... jako dziecko za nimi przepadałeś... - Z wielu rzeczy się wyrasta, mamo - ton jego głosu zadrży nutką leciutkiego zniecierpliwienia, wyczuwalną tylko dla tych, którzy go dobrze znają. - Mamo, a pamiętasz taką książkę, w czerwonej okładce chyba, na niej narysowana była jakaś królewna. Taką z bardzo kolorowymi obrazkami, o diabłach i zmorach... - wzrok mojego syna rozbłyśnie tą znajomą iskierką, jak zawsze w chwilach, gdy coś go bardzo zaaferowało. Podam mu wtedy wyciągniętą z półki bez chwili wahania niczym z własnej kieszeni "Cudowną studzienkę" lekko tylko wyblakniętą, z delikatnymi zagnieceniami na grzbiecie, a on ujmie ją po raz pierwszy silnymi męskimi dłońmi. Mój kochany, mały synek. - Pamiętam, jak budowaliśmy sobie namiot z koców i czytaliśmy te baśnie przy świetle latarki... - powie łagodnym głosem, w którym czuć będzie lekkie wzruszenie. - Tak, albo jak byłeś chory na ospę i upodobałeś sobie bajkę "O zajączku sprawiedliwym", a ja czytałam ci ją milion razy, do znudzenia i do późna w nocy, bo nie mogłeś usnąć...  - Pamiętam, mamo, pamiętam - powie dopijając herbatę i zamykając czerwone okładki.  -Mogę? Poczytam dziewczynkom - poprosi, jak zawsze, gdy mu na czymś bardzo zależy; mój mały synek. Za dwa dni zadzwoni telefon.  - Wiesz mamo, przeczytałem całą. I znów poczułem się jak dziecko. 
   Bo książki to coś więcej, niż przedmioty, bo książki łączą pokolenia, zatrzymują czas, pozwalają nam w nim podróżować; szczególnie te wyjątkowe, te, które towarzyszą nam od wczesnego dzieciństwa. Bo książki, to my. Dlatego właśnie tak sobie marzę, że za lat trzydzieści moje dziecko przekaże opowieści zawarte w tym zbiorku swoim dzieciom, a potem one swoim, jak rodzinną pamiątkę, jak najcenniejszy rodzinny skarb. Dlaczego właśnie tę? - spytacie. Bo właśnie ona sięga do korzeni, do tego, z czego wyrośliśmy i czym jesteśmy. To taki skarbczyk narodowej opowieści, przełożona na słowa polska tożsamość. Coś niezwykle kruchego i eterycznego w dobie powszechnej globalizacji; coś, co płonie nikłym już płomykiem, który trzeba ochronić takimi właśnie tekstami polskiej kultury niczym złożonymi dłońmi od porywczego wiatru homogenizacji. Zawarte w niniejszym wyborze opowieści napisali lub spisali tacy słynni polscy pisarze, jak choćby Jan Kasprowicz, Józef Ignacy Kraszewski, Gustaw Morcinek, Henryk Sienkiewicz czy Adolf Dygasiński. To oni i kilka innych osób ujarzmili i w szaty opowieści przyodziali niepowtarzalnego ducha naszego narodu.
   Baśnie składające się na ten wybór to historie pełne staropolskiej ludowej mądrości, przesycone dawnymi wierzeniami, nieraz dające wyraz wierze w transcendentną sprawiedliwość i odwieczny porządek świata. Pełnią one raczej rolę egzemplifikacyjną i są często bardziej drogowskazami wartości moralnych i etycznych, niż źródłem rozrywki, niemniej jednak ich lektura może stanowić wspaniałą przygodę i zabrać nas w pasjonującą podróż w czasie, podczas której być może uda nam się zrozumieć kim jesteśmy i co wyróżnia nas spośród innych narodów Europy. Każda z tych baśni odkrywa przed nami świat, który dawno już przeminął, dlatego wiele aspektów w tej książce może być dla dzieci niezrozumiałych. Daje to moim zdaniem jednak idealny bodziec do wielu rozmów i poszukiwań, podsyca pasję odkrywania, sygnalizuje, że rzeczywistość, w której żyjemy jest tylko jedną z alternatywnych oraz stanowi idealny punkt wyjścia do zainteresowania dziecka historią. 
  
Również płaszczyzna języka i stylu przesycona jest staropolską atmosferą dzięki temu, w jaki sposób prowadzona jest narracja. Skoro przemawiają do nas z kart "Cudownej studzienki" legendarne postaci, to mają one prawo przemawiać legendarnym językiem, z którym nasze dziecko będzie miało okazję spotkać się chyba tylko w szkole. Dlatego może warto zaserwować mu poprzez lekturę tej książki choć namiastkę tradycji zamkniętej w języku przodków, może warto odkurzyć tę staropolska mowę w czasach potopu amerykanizmów; ocalić choć jeden jej pierwiastek od zapomnienia. Sama autorka również celowo nie przesiała tych cudownych polnych kwiatów polskiej mowy przez sito uproszczeń tworząc ów zbiorek:
"Przygotowując ten wybór, uwspółcześniłam pisownię i wyjaśniłam niektóre archaizmy, ale nie wszystkie, bo chciałam, by czytelnik mógł poczuć smak staropolskiej mowy."**
I bardzo dobrze, kontentnam z tego powodu. A co przekracza możliwość zrozumienia, to wyjaśnione w słowniku na końcu książki. Nie ma tych wyjaśnień wiele, bo też nie w tym rzecz, by przedzierać się przez chaszcze słów niezrozumiałych, odbierając sobie tym samym radość przebywania w opowieści. Nie, słowa takie pojawiają się tylko sporadycznie i proszą wprost o to, by mogły zostać wyartykułowane i wybrzmieć pod XXI wiecznymi strzechami.

   Propaguje się tu takie cechy charakteru, jak odwaga i spryt; dobroć również, jednak przykłady niektórych baśni pokazują, że trzeba ostrożnie dobierać ludzi (a właściwie osoby; bo tu akurat pomoc niedźwiedziowi okazała się błędem), którym się pomaga, bo może się to czasami obrócić przeciwko nam. „Cudowna studzienka” ukazuje życie bez upiększeń, serwuje czytelnikom surową prawdę o ludzkim losie. Baśniom znajdującym się w zbiorku daleko do lukrowych opowieści rodem ze świata Disney'a - to opowieści brutalne i okrutne - o wiele im bliżej do tych snutych przez braci Grimm w wersji nieocenzurowanej. Często też są one tak straszne, że raczej nie polecałabym czytanie ich dzieciom na dobranoc. Przez karty opowieści wybranych dla nas przez Joannę Papuzińską przewija się niejeden diabeł, często możemy usłyszeć jak przez szelest kart studzienki dobiegnie nas echo przeraźliwego wycia upiora; strzec się trzeba bezwzględnych zbójów, którzy zabijają każdego, nie wahając się podnieść ręki uzbrojonej w nóż i zatopić go w szyi swej starutkiej matki... Nic tu jednak nie jest napisane bezcelowo, a z każdej historii wypływa dla czytelnika ważna nauka - za grzechy się tu pokutuje, nie ma zbrodni bez kary, a odważni, cierpliwi i sprytni zostają sprawiedliwe i sowicie nagrodzeni. Ta książka to pochwała zdroworozsądkowego sposobu pojmowania świata; świata, który niestety przeminął. 

   Każda książka dla dzieci ma dwóch autorów, jeden z nich jest tym, który snuje opowieść, drugi - ją wizualizuje, ożywia, wspomaga kształtującą się dopiero wyobraźnię dziecka poprzez ilustrację. Jeśli więc chodzi o aspekt obrazów, które możemy podziwiać w "Cudownej studzience", tak podziwiać właśnie, bo według mnie są to prawdziwe dzieła sztuki, wyczarowała je dla nas z tęczy chyba Elżbieta Wasiuczyńska. Otwieramy książkę i zalewa nas istna feeria barw; kolory nasycone, żywe, jaskrawe, mocno ze sobą kontrastujące i wydobywające się nawzajem. Obrazy skomponowane przez ilustratorkę są tak wielowymiarowe, że łącza w sobie zarówno sensy dosłowne opowieści, jak i ich znaczenia metaforyczne, a to wszystko zamknięte jest w formie słowiańskiego folkloru, pewnej ludowej toporności wyrazu artystycznego właściwej wiejskim artystom. Jestem pod ogromnym wrażeniem tych ilustracji. To wykwintne połączenie abstrakcji z dosłownością; wyrafinowany miraż twardej rzeczywistości z eteryczną magią oddanej jedynie za pomocą odpowiednio wyważonych odcieni barw i kilku prostych pociągnięć pędzla, tak, że czuje się drzemiąca w tej prostocie siłę i mądrość ludu. A wszystko wiruje, jak pasiasta ludowa spódnica w tańcu rozhulanej wieśniaczki. Mistrzostwo! 

    Zresztą bardzo wymowna jest geneza powstania owego wyboru staropolskich baśni – inspiracją do pracy nad tego typu książką, był dla Joanny Papuzińskiej posiadany w dzieciństwie i od dzieciństwa ukochany, do bólu zaczytany „Bajarz polski”, posiadający nota bene również czerwoną okładkę. Autorka zdradza czytelnikom, ze po dziś dzień posiada ów egzemplarz, mocno sfatygowany, z brakującymi stronami; nie może jednak się z nim rozstać, bo ma dla niej ogromną wartość sentymentalną. Jak więc widać, książki mają ogromną moc. Mam wielką nadzieję, że „Cudowna studzienka” okaże się takim „Bajarzem” dla mojego dziecka. 

Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
*s. 9.
**s. 365
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Media Rodzina, Poznań 2013.
Ilustracje: Elżbieta Wasiuczyńska.
Wydanie: I. 
Ilość stron: 368.
Moja ocena: 6/6

Recenzja bierze udział w wyzwaniu W 200 książek dookoła świata.