czwartek, 17 listopada 2011

Przez Kongo i Amazonię w głąb ludzkiej duszy - "Marzenie Celta" - Mario Vargas Llosa

   Miałam pewne obawy sięgając po tę książkę. Dotyczyły one wpływu nagrody Nobla, otrzymanej przez Llosę w ubiegłym roku na "ponoblowską" twórczość autora. Nie wiedzieć czemu, szykowałam się na coś komercyjno-masowego, populistycznego, na produkt wysoce homogenizowany. Po przeczytaniu "Marzenia Celta" stwierdzam z czystym sumieniem - Llosa wielkim pisarzem jest; obronił Nobla w pięknym, mistrzowskim  stylu. Przypieczętował go powieścią mądrą, głęboką, napisaną z wielkim rozmachem, bardzo ambitną, a jednocześnie z dobrymi, poczciwymi llosowskimi akcentami.
   Przyznam szczerze, nie wiem od czego zacząć tę recenzję... "Marzenie Celta" po prostu trzeba przeczytać, by w pełni docenić jego głębię i przekaz. By znaleźć się na przełomie wieków XIX i XX; by pokłuć oczy swojej duszy i wyobraźni obrazami ofiar szalejącego ówcześnie kolonializmu i jego bestialskich nadużyć; by przemierzyć z Rogerem Casementem dziewicze dżungle Amazonii i Konga; by zastanowić się raz jeszcze nad istotą człowieczeństwa i najskrytszymi sekretami ludzkiej duszy. Trzeba je przeczytać, by przekonać się na własne oczy, jak wielkiego natchnienia może dostarczyć nobel; jak wysoko stawia się potem sobie poprzeczkę i jak ambitnym zadaniom można sprostać. Trzeba je przeczytać, by móc powiedzieć, że zna się dzieło na miarę Nobla. 
   Roger Casement, tytułowy Celt, to postać historyczna. Postać o tyle ciekawa, o ile kontrowersyjna; złożona ze sprzeczności, posądzana o perwersyjne skłonności, obudowana pełną niedomówień i luk skłaniających do snucia domysłów, legendą. Roger to zarazem humanista i pełen wrażliwości na innych ludzi syn rozumu i oświecenia, jak i oddany bez reszty i po grób swym marzeniom i ideom romantyk. To rzecznik humanitaryzmu, etyki i moralności; dyplomata i państwowy urzędnik, a zarazem uznany za zdrajcę i posądzany o pedofilię skazaniec. Prawda na temat jego osoby nigdy jednak nie ujrzy już światła dziennego - pokrył ją zbyt grubą warstwą historyczny kurz zapomnienia, przemilczeń i przekłamań. Cień Casementa już nigdy nie przyoblecze się w właściwy mu odcień szarości. Llosa stworzył mu więc obfitującą w możliwie najpełniejszą gamę odcieni czerni i bieli, twórczą biografię, pokusił się o własną interpretację jego czynów i motywów, które na nie wpłynęły. A wszystko to z szelmowskim uśmiechem człowieka znającego życie i ludzi, zdolnego zaakceptować ludzkie słabości i grzeszki. Noblista Casementa nie rehabilituje, nie sądzi... on po prostu wskrzesza jego legendę.
   W "Marzeniu Celta" Llosa stawia czytelnikowi filozoficzne pytanie - "unde malum?". "Skąd zło?". A w zasadzie stwierdzić można, że powtarza owe pytanie po swym mistrzu, Josephie Conradzie, którego zresztą czyni jednym z bohaterów powieści (Casement poznaje w Kongu Józefa Korzeniowskiego, trzynaście lat później czyta "Jądro ciemności" Josepha Conrada. Obaj mieli głowy pełne młodzieńczych ideałów, którymi się wymieniali podczas długich rozmów pod palącym, afrykańskim słońcem, ich obu Afryka nauczyła życia, obu pozbawiła złudzeń). Llosa uzupełnia kronikę cierpień ludzkości o wydarzenia z Amazonii podczas "epoki kauczuku", dodaje również przelaną podczas powstania wielkanocnego krew irlandzkich bojowników o niepodległość. Casement poszukuje odpowiedzi na nie w czasie swej dwudziestoletniej bytności w kolonizowanym Kongo oraz niespełna rocznego pobytu w Amazonii, gdzie pełni funkcję dyplomaty i konsula brytyjskiego. W czasie swych podróży widzi ludzkie okrucieństwo posunięte do granic wyobraźni, widzi szał zadawania bólu, rozmiłowanie w wymyślnych i wyrafinowanych torturach; ogląda zezwierzęcenie białego człowieka, który swą protekcje nad rdzennymi mieszkańcami kolonii wykorzystuje by pastwić się nad nimi.
   Zamykał oczy, a w zawrotnym wirze pojawiały się i znikały hebanowe ciała z wężykami czerwonawych blizn przecinających ich plecy, pośladki i nogi, kikuty obciętych ramion dzieci i starców, twarze wychudłe, podobne do trupich, jakby odpłynęło z nich życie, pozbawione tłuszczu i mięśni, powleczone tylko skórą, jakby pozostała im zaledwie czaszka oraz ten wyraz czy zastygły grymas wyrażający nie tyle ból, ile bezkresne zdumienie tym, co się dzieje. I stale to samo, te same fakty powtarzały się we wszystkich wioskach i wioseczkach (...).*
Kongo i Amazonia odkryły przed Casementem rąbka tajemnicy na temat zła tkwiącego w ludzkich duszach i umysłach. Dzieci kultury i cywilizacji, dzieci Europy zmieniały się w żądne krwi i zadawania cierpień bestie. Wypalanie znaku CA (skrót od nazwy firmy kauczukowego potentata), pal, dyby, spuszczanie z wysokości, miażdżenie genitaliów, powieszenie, zastrzelenie, utopienie w rzece, obcięcie kończyn czy oczu i uszu, zakuwanie w dyby, podpalenie, strzelanie do Indian jak do żywych tarcz - to tylko garść spośród rozlicznych metod uskutecznianych przez białych, aby wymusić na krajanach ślepe posłuszeństwo i zmobilizować do jeszcze cięższej pracy przy dostawach kauczuku.
Jeśli nauczyłem się czegoś w Kongu, to tego, że nie ma gorszej i bardziej krwiożerczej bestii, niż istota ludzka.**
Zamiast siać wśród  rdzennych mieszkańców chrześcijaństwo, postęp, technikę i krzewić cywilizacje, jak pierwotnie usprawiedliwiali swe kolonizacyjne działania, sami uwsteczniali się i dawali prym najdzikszym instynktom.
   Choć tak odległe od siebie (...) Kongo i Amazonię łączyła pępowina. Horror powtarzał się z nieznacznymi wariacjami, wywołany żądzą zysku, grzechem pierworodnym towarzyszącym gatunkowi ludzkiemu od jego zarania, tajnym inspiratorem niezliczonych bezeceństw. A może chodziło o coś innego? Czyżby diabeł wygrał już swoją odwieczną walkę?***
    Obserwując niedolę rdzennych mieszkańców Afryki czy Amazonii Casement zauważył w niej analogię do losów swojej ojczyzny, Irlandii, zniewolonej przez brytyjską potęgę. Irlandczycy również zostali skolonizowani przez Anglię, ich również Anglia wykorzystywała. Efektem owych przemyśleń była teza o konieczności zbrojnego przeciwstawienia się brytyjskiemu ciemiężcy, jako jedyna skuteczna droga ku wolności. Myśli te, zaprzątając Casementowi głowę, uczyniły zeń iście romantycznego i tragicznego bohatera, wyznawcę mesjanizmu, spiskowca i zdrajcę kraju, na łonie którego się wychował na rzecz wolnej Irlandii - jego marzenia. Marzenia Celta.
   Casementa poznajemy, gdy czeka w celi na wyrok, a w zasadzie na potencjalne ułaskawienie.  Świat zdaje się wówczas zapominać o jego zacnych czynach i olbrzymich zasługach w dziedzinie respektowania praw człowieka; sir Roger jest szykanowany i zniesławiony za sprawą odnalezionych przez Scotland Yard sekretnych dzienników, w których opisywał swe perwersyjne erotyczne poczynania i śmiałe lubieżne wizje. Równolegle autor wprowadza nas, poprzez skonstruowane naprzemiennie rozdziały, pozwalające śledzić losy bohatera właściwie od jego narodzin w tajniki życia Casementa; ukazuje jego troski, marzenia, przemyślenia. Odziera go przed czytelnikiem z tajemnic, obnaża kierujące nim motywacje, wskazuje skutki, a potem powoli, słowo po słowie, rekonstruuje ich przyczyny. Konstrukcja taka prowokuje do przemyślenia, jak złożoną i nieodgadnioną istotą jest człowiek; unaocznia nam również, jak często ludzkie postępki wymykają się jednoznacznej, obiektywnej ocenie. Że nie wspomnę już o tym, jak wspaniale i pasjonująco czyta się takie "powoli odkrywane karty".
   Oprócz wnikliwej analizy ludzkiej psychiki i poruszenia problematyki nieprzejrzanych otchłani ludzkiej osobowości  Llosa porusza w swej powieści również motyw kondycji ludzkiej na świecie. Jego Casement to gorący patriota, który zanim zapragnął zawalczyć o swój kraj był wiecznym wędrowcem, bezustannym tułaczem po morzach i lądach, niezwiązanym z jakimkolwiek miejscem na ziemi. Wszystko na świecie jest ulotne: zaszczyty, przyjaźnie, szczęście; jednego dnia Roger pławił się w pochwałach i odbierał zaszczytne tytuły, następnego natomiast oczekiwał w ciemnej celi o chlebie i wodzie na egzekucję. Nawet po jego śmierci doczesne szczątki Casementa przebyły długą drogę nim spoczęły w ziemi ojczystej. Llosa tak podsumowuje ów trop:
   [Casement] Nie czuł się nigdy przywiązany do jednego miejsca, bo taka była kondycja człowieka: przechodnia, wygnańca na tym padole łez, na tym etapie drogi, którą po śmierci mężczyźni i kobiety powrócą do zagrody, do źródła, gdzie będą żyć przez całą wieczność.****
"Marzenie Celta" to dzieło wybitne, dzieło na miarę Nobla. Z mojej strony - owacje na stojąco.
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla portalu LubimyCzytać.pl
*s. 89. 
**s. 93. 
***s. 151.
****s. 354.
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Znak, Kraków 2011.
Wydanie: I.
Ilość stron: 434.
Przekład: Marzena Chrobak.
Tytuł orginału: El sueno del celta.
Język orginału: hiszpański.
Data powstania: 2010.
Moja ocena: 6/6.
Wyzwanie: Projekt Nobliści.