wtorek, 6 kwietnia 2010

"Nostalgia anioła" - reż. Peter Jackson


   Oczywiście chciałam najpierw przeczytać książkę, taką mam zasadę - najpierw książka, potem film. W odwrotnej kolejności mi nie idzie, burzy to mój porządek świata;) Obejrzawszy najpierw ekranizację "Zmierzchu" dotąd nie sięgnęłam po pierwszą część sagi i potrzeby po jej sięgnięcie nie czuję. Ale "Nostalgii anioła" oprzeć się nie mogłam:)

Być może moje zainteresowanie filmem wynikło z narobionego wokół niego medialnego szumu; stwierdzę więc już na wstępie, iż film wcale przechwalony nie jest. Historia Susie Salmon i jej rodziny wciągnęła mnie bez reszty. 
    Historia szczęśliwej amerykańskiej rodziny z kolorowych lat 70-tych zostaje poznaczona czarnymi rysami i rozbita niczym szklana butelka niemalże z dnia na dzień. Jedna z córek Salmonów wychodzi jak co dzień do szkoły, by nigdy już nie wrócić. Co się z nią stało? Zapewne nikt mnie tu nie potępi jeśli zdradzę, iż została podstępnie zwerbowana do podziemnego bunkru i tam zabita przez... wymykającego się z kręgu jakichkolwiek podejrzeń sąsiada z naprzeciwka. Kto bowiem podejrzewałby o nieludzkie morderstwo porządnego pana w kwiecie wieku, który ukrywając swe oczy krótkowidza za lalusiowatymi okularkami oddaje się na co dzień tak niewinnej pasji, jak budowa domków dla lalek.
Nie, nie, nie wcale nie zdradziłam zakończenia - tak się film bowiem zaczyna. Odtąd niemogąca się nijak pogodzić ze swoją śmiercią czternastolatka obserwować będzie ze swego "miejsca pomiędzy ziemią a niebem" syzyfowe wręcz trudy rodziny mające na celu odnalezienie się w nowej sytuacji. Najciężej pogodzić się z śmiercią córeczki będzie ojcu, choć moim zdaniem bardzo pożyteczny był dlań jego bunt, który skierował na odnalezienie zabójcy i drążenie drogi do poznania prawdy. Choć otoczenie zarzucało mu paranoję według mnie jego zachowanie było akurat naturalne i zrozumiałe; umiał godzić ogrom bólu i żalu z dalszym funkcjonowaniem w społeczeństwie. To on stanowił niewzruszony fundament rodziny. Postać ojca Susie zaskarbiła sobie u mnie niemałą sympatię, wręcz podziw.
Nie mogę tego natomiast powiedzieć o matce ofiary. Kobieta próbuje stłumić uczucia, nie daje sobie prawa i przyzwolenia na histerię, trzyma się wewnętrznie kurczowo niewidzialnymi mackami, bojąc się iż najmniejsza łza sprawi, iż więzy te puszczą a ona rozsypie się w proch przygnieciona rozpaczą po stracie dziecka. Tymczasem z jej winy w proch rozsypuje się jej rodzina - pożycie z mężem umiera, stają się dla siebie obcy, traci więź z dwójką młodszych dzieci. W końcu opuszcza rodzinę, w momencie, gdy wszystkim była najbardziej potrzebna. Nie mi jednak ją sądzić, czasem ludzie sami poznają siebie dopiero w obliczu tak niewyobrażalnej dla tych, którzy jej nie przeżyli, tragedii.
Stery w swoje ręce bierze natomiast sprowadzona na ten trudny czas babcia. No właśnie babcia dość nietypowa, ulegająca przeróżnym uzależnieniom i ciesząca się z tego powodu, bo, jak mówi to lubi; babcia pogodzona z życiem do tego stopnia, iż przeistacza ból po śmierci kochanej wnuczki w głęboką wiarę w jej wieczne życie w niebie. Wspaniała kreacja nieco postrzelonej, aczkolwiek biorącej na siebie dobrowolnie ciężar posprzątania placu boju po bezsensownych walkach jej bliskich z nieodwracalnym. Posprzątania dosłownie, jak i w przenośni.
Tymczasem Susie błąka się po swoim niebie, do którego niczym strzał w dzisiątke pasuje właśnie określenie "nostalgiczne". Miejsce to ciekawe, położone na granicy świata żywych i umarłych; pozwalające Susie biernie obserwować ziemską egzystencję jej rodziny oraz niekiedy kontaktować się z nimi; z ojcem w szczególności. Są to jednak tylko niejasne majaki, niknące niczym pogłos echa, balansujące na granicy jawy i snu, podchodzące pod miano przywidzeń. Pomagają jednak jej bliskim ogromnie - od czego bowiem są wiara i czucie? W niebie tym Susie nie jest sama - towarzyszy jej obyta w meandrach nadprzyrodzonego świata Chineczka Holly. Kim jest i co tam robi, nie zdradzę; było to bowiem dla mnie niemałym zaskoczeniem. Mi osobiście niebo dziewczynki bardzo przywodzi na myśl surrealistyczne obrazy mojego ulubionego Salvadora Dali. Nic tam nie jest tym, czym się wydaje - liście na drzewie zmieniają się w ptaki i odlatują, pszenne łany stają się wodnym odmętem pochłaniającym nieubłaganie dziewczynkę biegnącą ku altance na umówione spotkanie z przystojnym młodzieńcem. Wszystko tam jest ciągłym ruchem, zmiennością, płynnością i przeistaczaniem, wiele tam motywów i przedmiotów pochodzących ze świata żywych, jednak są to zazwyczaj jak się okazuje tylko ich cienie o przekształconych proporcjach, a za chwilę po prostu już ich nie ma.
Łza się w oku kręci przy niejednej scenie "Nostalgii..." - mnie szczególnie wzruszyły sceny z migającym płomieniem świecy w okiennym odbiciu, które prowokuje ojca do przytknięcia ręki i połączenia się tym samym z śladem rączki swej córki po drugiej stronie wyłaniającej się z krainy niebytu.
Mnie osobiście najbardziej w pamięć zapadła scena, podczas której pogrążony w skrajnej rozpaczy ojciec rozbija całą swą tworzoną przez lata kolekcję małych stateczków w butelkach - w świecie Susie wywołuje to efekt, który mnie poraził - statki naturalnych rozmiarów w ogromnych butelkach roztrzaskiwały się o skały niebiańskiego morza zasypując powierzchnię wody odłamkami szkła.
Zakończenie filmu również jest zaskakujące - moim zdaniem mógł się on skończyć inaczej; bez elementu pozaziemskiej i nadprzyrodzonej sprawiedliwości byłby bardziej realistyczny; jednak tak, jak jest też jest dobrze, czuję się zaspokojona jako widz, którego emocje wzięły górę:)
Film świetny, polecam!!! I jeszcze wnioski dwa: jak najszybciej sięgnąć po książkowy pierwowzór historii Susie, by porównać film z wersją literacką; oraz drugi - koniecznie obejrzeć moją ulubioną scenę ze statkami w 3D:)
Reżyser: Peter Jackson
Obsada: Susie (Saoirse Ronan), ojciec (Mark Wahlberg), matka (Rachel Weisz), babcia (Susan Sarandon), sąsiad-zabójca (Stanley Tucci), siostra (Rose McIver ), brat (Chriatian Thomas Ashdale), Holly (Nikki SooHoo).