środa, 17 marca 2010

"Wszystkie diabły opuściły piekło i są teraz w Rwandzie"* - "Ocalony. Ludobójstwo w Rwandzie" - Reverien Rurangwa


   Wstrząsająca książka. Wymyka się jakimkolwiek kryteriom oceny. Nie sposób też jej zrecenzować. Można jedynie mówić o jej przekazie, o potrzebie dawania świadectwa światu i uchronienia od zapomnienia o zbrodni ludobójstwa, która dokonała się w małym afrykańskim państewku w 1994 roku, a na którą świat przymknął oko. Mnie to świadectwo poruszyło do głębi i pokazało zarazem jak niewiele dotąd wiedziałam o masakrze, która wydarzyła się zaledwie kilkanaście lat temu, w zdawać by się mogło cywilizowanym świecie. Na lekcjach historii czy wosu nie dochodzi się do wydarzeń ostatnich dekad wskutek chronologicznego systemu nauczania. To wielki błąd. Żyjemy więc często w nieświadomości, zaślepieni deklaracjami o humanitarności naszych czasów... Przeczytajcie tę książkę, poznajcie prawdę.
   Reverien Rurangwa urodził się w miasteczku Mugina w 1978 roku. Był obywatelem Rwandy - państewka w Afryce środkowo-wschodniej, które dzieliły ze sobą trzy współegzystujące grupy etniczne - Hutu (85%), Tutsi (14%) oraz Pigmeje Twa (1%). Tutsi są smukli, wysocy; to nomadowie, pasterze trzód, hodowcy krów i wojownicy. Od XIV wieku to właśnie członkowie Tutsi byli uznawaną dynastią panującą w Rwandzie. Hutu natomiast byli rolnikami uprawiającymi ziemię, mieli krępą budowę ciała, szerszy nos i ciemniejszą skórę. Pigmeje Twa byli myśliwymi. Te trzy grupy etniczne żyły w zgodzie i miłości, uzupełniając się wzajemnie i czerpiąc z dobrodziejstw wnoszonych przez każdą z nich na rzecz wspólnego dobra.
  Zarzewiem konfliktu była katastrofa samolotu niosącego na pokładzie prezydenta Rwandy, Juvenala Habyarimany pochodzącego z plemienia Hutu, do której doszło 6 kwietnia 1994 roku. Maszyna została trafiona dwoma pociskami rakietowymi i eksplodowała nad lotniskiem w Kigali - stolicy Rwandy. O jej dokonanie oskarżono plemię Tutsi. Następnego dnia rozpętało się piekło. Bezbronne ofiary zostają porzucone przez księży i misjonarzy, którzy w trosce o własne życie porzucają potrzebujących ratując siebie. Wolna Rozgłośnia Radiowa Tysiąca Wzgórz (zwana przez Tutsi Radiem Śmierć) nawołuje i podjudza słuchaczy Hutu do "rozdeptywania karaluchów".
   Uzbrojeni w ostre meczety i dzidy Hutu z uśmiechem na ustach szlachtują zgromadzonych na wzgórzu swych niedawnych sąsiadów i przyjaciół, którzy dysponują jedynie kamieniami by odeprzeć ich atak. Ekstremistyczna milicja Hutu urządza sobie zabawę polegającą na strzelaniu do swych ofiar i celowaniu w nie granatami. Tutsi szukają schronienia w kościele:
   "Do tego samego kościoła chodziłem na modlitwę i służyłem do mszy (razem z Hutu), Na tym samym wzgórzu grałem w piłkę, pasłem krowy i śpiewałem (razem z Hutu). Mam piętnaście lat, jestem tylko dzieckiem i właśnie mam umrzeć. Mam zostać zamordowany przez ojców moich przyjaciół; ojców tych, z którymi grałem w piłkę, służyłem do mszy i pasłem krowy" (s. 51)
   Kat Simon Sibomana, znajomy rodziny Reveriena, dokonuje krwawej rzezi na 43 członkach rodziny chłopaka ukrytych w przyklasztornej szopie, umierających już niemal i tak z głodu i pragnienia. 15-latek obserwuje jak kat odcina głowę jego stryja, jak uśmierca babcię nie pozwalając jej się nawet pomodlić. Najokrutniejsza jest śmierć zadane matce chłopca -rozebranej przez kobiety Hutu, które grabiły ofiary z ubrań i biżuterii, Sibomana powoli rozcina maczetą brzuch pozostawiając ją na powolną i bolesną agonię. Sam również doznał bardzo ciężkich obrażeń - obcięto mu lewą rękę maczetą, a następnie, gdy uciekł z szopy, którą oprawcy Hutu palili wraz ze znajdującymi się w niej zwłokami rodziny Reveriena, pokieraszowali go wyłupując chłopcu oko, miażdżąc mu ramię sztachetą nabitą gwoźdźmi oraz niemal obcinając nos. Dziecko nie mogło mimo to umrzeć, kiedy chodziło i błagało swych oprawców, by je dobili, by wreszcie nie czuć ogromnego bólu, ci urągali i śmieli mu się w twarz.
   Okrucieństwo zbrodni, jakiej dopuścili się Hutu poraża i mrozi krew w żyłach tym bardziej, że katując swe ofiary próbowali wyrównać niesprawiedliwość, jaką zarzucali naturze, a mianowicie - ładniejszą powierzchowność swych ofiar. Obcinając stopy i głowy pozbawiali Tutsich ich wysokiego wzrostu, tnąc ostrzem w poprzek twarzy zniekształcali ładne nosy będące obiektem zazdrości ich plemienia. 
   Chłopcu pomogli funkcjonariusze Czerwonego Krzyża oraz Lekarzy bez Granic - leczyli oni ofiary masakry podczas gdy na podwórzu szpitalnym Hutu gwałcili kobiety i w pośpiechu wyrzynali, kogo tylko się dało. Pomocy udzielił mu także belgijski misjonarz, ojciec Pierre Simons, lokując chłopca w prowadzonym przez siebie domu dziecka. 24 grudnia '94 chłopca odesłano do Genewy.
   Dwa lata później chłopak postanawia powrócić do ziemi swych przodków, by tam dać świadectwo prawdzie i żądać sprawiedliwości. Składa oskarżenie pod adresem kata swego i swych najbliższych. Nękany przez sojuszników Sibomany musi ukrywać się i w końcu wrócić do Szwajcarii. Gryzące poczucie niesprawiedliwości chłopaka wzmaga fakt, iż po 2 latach, w 1998 roku, zbrodniarz zostaje wypuszczony na wolność - objęła go amnestia ze względu na "podeszły wiek" ( w rzeczywistości więziono tylko kategorię wiekową do 45 roku życia, z kary zwalniano też młodych sprawców; Sibomana miał lat 60).
  Odtąd chłopak musi na nowo zdefiniować system pojęć bez których nie sposób funkcjonować, a które sformułowane przez ludzi nie mających do czynienia z ludobójstwem, dla Reveriena są jedynie pustymi dźwiękami. Wraz ze swym Szwajcarskim opiekunem, który niemalże zastąpił mu ojca, Lucem, rozważa znaczenie i istotę kwestii takich jak przebaczenie, sprawiedliwość czy zazdrość. Luc pomaga mu też odnaleźć Boga, w którego chłopak wobec swych przeżyć przestał wierzyć. Reverien odbywa też podróż do Auschwitz by stanąć na ziemi skalanej podobną zbrodnią jak ta, której był ofiarą. 
  Ludobójstwo w Rwandzie zakończyło się oficjalnie 4 lipca 1994 - oszacowano, iż od kwietnia pomordowano tam 1.300.000 ofiar. Kary za tę zbrodnie były wręcz szyderstwem dla jej ofiar - w maju 2005 Trybunał Karny dla Rwandy wydał 22 wyroki skazujące i 3 uniewinniające. Pracowało nad tym 16 sędziów i ponad 800 urzędników, a budżet nań wynosił ponad 100 mln dolarów rocznie.
* s. 45, wyznanie misjonarza zbiegłego do Belgii w czasie rwandyjskiej masakry.
Wydawnictwo i rok wydania:  POLWEN, Radom 2009.
Ilość stron: 237 (wraz z aneksem).
Moja ocena: 6/6.