Gwatemala - małe państewko w Ameryce Łacińskiej borykające się z bagażem problemów wewnętrznych przewyższającym jego siły. Latami drążył je robak społecznych nierówności, ucisku szarych obywateli ze strony zarówno rządzących, jak i wojska, targane było ogniem krwawej i niehumanitarnej wojny domowej, podczas której zdeptano fundamentalne prawa człowieka. Lecz w końcu znalazł się ktoś, kto pragnął uciszyć rozszalałe demony zniszczenia, pragnął przywrócić w swoim kraju wartości i podeprzeć rozchwianą moralność; chciał poprowadzić Gwatemalę ku lepszemu. Człowiekiem tym był biskup Gerardi. 26 kwietnia 1998 roku został on brutalnie zamordowany.
Czym naraził się swym oprawcom biskup Gerardi? Swoim umiłowaniem do prawdy i swą działalnością na rzecz ochrony praw człowieka, która przybrała formę założonego przezeń Biura Praw Człowieka (ODHA). Przygotowało ono raport zatytułowany "Gwatemala. Nigdy więcej", który demaskował zbrodnie, tortury i masakry dokonywane przez wojsko oraz rząd na bezbronnych cywilach w latach 60. XX wieku. Udokumentowano w nim wiele morderstw, oszacowano iż skutkiem była śmierć 200 tys. cywilów. Oto jego fragment:
"Zarąbali ich maczetami, udusili lub zastrzelili. Dzieci chwytali za nóżki i roztrzaskiwali o drzewo, a drzewo, o które roztrzaskiwali dzieci, uschło, tak często roztrzaskiwali o to drzewo tyle dzieci, że uschło."**
Nic więc dziwnego, że wobec tak jawnego oskarżenia winni nie mogli pozostać obojętni. Dokonali więc brutalnego mordu na apostole wolności i prawdy, czyniąc go jej męczennikiem i zamierzając w ten sposób odwieść innych, jego potencjalnych następców od szukania sprawiedliwości. Biskup Gerardi został śmiertelnie pobity kamienną płytą kiedy wieczorem wracał na plebanię z rodzinnej wizyty. W tę zbrodnię jednakże zaangażowanych było tak wiele osób, tak wiele osób uczestniczyło w jej przygotowywaniu choćby mając za zadanie obserwowanie duchownego czy zacieranie śladów, iż zyskała ona miano "zbrodni stulecia". Na czym więc polega sztuka eliminowania osób uwierających władzę?
"(...) najpierw było planowanie i przygotowania, a potem etap drugi, czyli sama egzekucja. Był jednak również etap trzeci, który sędziowie określili jako kontynuację zabójstwa, a który był tak samo integralną częścią zbrodni, jak etapy wcześniejsze. Ów trzeci etap obejmował działania zmierzające do sparaliżowania wymiaru sprawiedliwości poprzez korumpowanie sędziów i dezinformację opinii publicznej za pośrednictwem mediów. W sprawie Gerardiego to właśnie ten etap był istnym majstersztykiem."***
Teorii dotyczących zarówno winnych tego morderstwa, jaki i motywów, jakie nimi kierowały zasadniczo było kilka, choć w rzeczywistości tożsamość prawdziwego sprawcy była tylko tajemnicą poliszynela. Oprócz jaskrawej i niedającej się obalić tezy o winie wojskowych zagrożonych opublikowanym raportem podejrzany został współlokator, ksiądz Mario; wietrzono skandal polegający na zabiciu Gerardiego przez homoseksualistów, podejrzewano handlarzy narkotykami, posądzano paserów dzieł sztuki sakralnej czy w końcu bezdomnych zamieszkujących pobliski park.
Proces w tej sprawie był iście karkołomną batalią rozgrywaną między członkami ODHA a postawionymi w stan oskarżenia zaprzysiężonymi gwatemalskiej armii. Brak było w nim jakichkolwiek reguł, imano się wszelkich metod, by niewygodna prawda nie wyszła na jaw. Walka o prawdę zebrała swe krwawe pokłosie pod postacią torturowanych i bestialsko mordowanych bliskich osób weń zaangażowanych. W wyniku szantaży i zastraszań wielu prokuratorów musiało emigrować za granicę, kilkakrotnie zmieniali się też sędziowie. Jednak trudy i wyrzeczenia tych nielicznych, których nie udało się złamać doprowadziły do wyroków dla morderców duchownego. Było to nie tylko zwycięstwo w tej sprawie, ale też wielki krok w nową, lepszą przyszłość dla całego gwatemalskiego społeczeństwa, położyło kres bezprawiu wśród rządzących elit, przywróciło karność, wskazało ścieżkę ku uzdrowieniu panującego systemu.
Proces w tej sprawie był iście karkołomną batalią rozgrywaną między członkami ODHA a postawionymi w stan oskarżenia zaprzysiężonymi gwatemalskiej armii. Brak było w nim jakichkolwiek reguł, imano się wszelkich metod, by niewygodna prawda nie wyszła na jaw. Walka o prawdę zebrała swe krwawe pokłosie pod postacią torturowanych i bestialsko mordowanych bliskich osób weń zaangażowanych. W wyniku szantaży i zastraszań wielu prokuratorów musiało emigrować za granicę, kilkakrotnie zmieniali się też sędziowie. Jednak trudy i wyrzeczenia tych nielicznych, których nie udało się złamać doprowadziły do wyroków dla morderców duchownego. Było to nie tylko zwycięstwo w tej sprawie, ale też wielki krok w nową, lepszą przyszłość dla całego gwatemalskiego społeczeństwa, położyło kres bezprawiu wśród rządzących elit, przywróciło karność, wskazało ścieżkę ku uzdrowieniu panującego systemu.
Oprócz wszechstronnego naświetlenia kwestii zabójstwa biskupa w reportażu Goldmana wyłania się społeczna panorama ówczesnej Gwatemali. Panujące tam rządy śmiało określić można mianem oligarchii wspomaganej wojskową dyktaturą. Prym wiedzie tam plasująca się na wygodnej pozycji armia i skorumpowani politycy, dużo do powiedzenia mają członkowie rozlicznych mafii, natomiast zwykli szarzy obywatele cierpią ucisk. Powszechna jest cenzura, zdarza się inwigilacja i infiltracja; telefony są na podsłuchu, maile się tam przechwytuje.
Czytając "Sztukę politycznego morderstwa..." obcujemy z jeszcze jedną sztuką, ze sztuką dziennikarstwa śledczego; sztuką o tyle ryzykowną, co bardzo potrzebną w ówczesnym świecie. Książka ta powstawała przez osiem lat, wszystkie źródła poddawane były, jak deklaruje autor, dwukrotnej weryfikacji, jej dodatkowym atrybutem jest naoczność - Goldman był na miejscu zbrodni, rozmawiał z ludźmi powiązanymi ze sprawą, uczestniczył w rozprawach sądowych. Mówiąc lapidarnie, odwalił kawał dobrej i żmudnej roboty, "rozdmuchał" sprawę Gerardiego dając światu pretekst do zagłębienia się w gwatemalską kwestię, zwrócił oczy świata ku temu państewku, rozdrapał jego rany chroniąc przed gangreną, która już się w nie wdawała. Według mnie, wykorzystując moc słowa, którą posiadał wypełnił misję uwalniania prawdy. Świetna i wartościowa książka.
Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne
*s. 262.**s. 34.
***s. 315.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Czarne, Wołowiec 2011.
Ilość stron: 430
Przekład: Janusz Ruszkowski
Moja ocena: 5/6
Seria wydawnicza: Reportaż
Wyzwanie: Reporterskim okiem
"Czytając "Sztukę politycznego morderstwa..." obcujemy z jeszcze jedną sztuką, ze sztuką dziennikarstwa śledczego" - te słowa chyba najbardziej przemawiają do mnie za powieścią ;D
OdpowiedzUsuńTa książka chyba coś w sobie ma, albo Ty tak potrafisz kusić :P Może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńJa również jestem za....
OdpowiedzUsuńCzytając twoją recenzję "Sztuki politycznego morderstwa..." aż chcę się powiedzieć "Boże dzięki za dziennikarzy!". Praca jaką włożył Goldman w stworzenie tekstu przypomina mi zbieranie materiału przez Mehtę do tekstu "Bombaj. Maximum city". Książka koniecznie do zdobycia.
OdpowiedzUsuńInteresująca książka
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej nigdy, lecz osobiście nie ciągnie mnie do takiej tematyki.
OdpowiedzUsuńTemat męczeństwa we współczesnym świecie napawa mnie zgrozą. Polska również miała swoich biskupów Gerardich i to całkiem niedawno. Nie do wiary!
OdpowiedzUsuńDobrze, że książki takie jak ta, niosące prawdę mogą ujrzeć światło dzienne.
@ Meme - dokładnie. Opowiedziana historia to jedno, a sposób w jaki się ją opowiada to kolejna składowa jej sukcesu bądź klęski. Goldman niezaprzeczalnie odwalił kawał dobrej, solidnej reporterskiej roboty. Ps. jak to miło, że czytasz moje teksty zanim je skomentujesz:) Uwielbiam rozmawiać w komentarzach z gośćmi, którzy przeczytali moją opinię i się do niej ustosunkowują, lubię poznawać ich poglądy.
OdpowiedzUsuń@ Bujaczek - jeśli masz ochotę się przekonać dokładam ją do następnej paczuszki;)
@ pisany inaczej - polecam
@ the_book - wprawdzie "Bombaju" nie dane mi było jeszcze przeczytać (ale ostrze sobie na niego ząbki;)), niemniej jednak zawsze podziw we mnie wzbudza tak skrupulatne, że wręcz pedantyczne szukanie materiałów do książki. A przecież opublikowany tekst to ułamek rzeczywistej pracy, pomyślmy ile było rozmów "poza protokołem", ile wywiadów się nie odbyło... Dziennikarstwo to naprawdę sztuka i ciężka praca.
@ Taki jest świat - jak najbardziej:)
@ cyrysia - każdy lubi co innego; ja wiele dowiedziałam się o świecie czytając reportaże. To nie tylko obiekt mojej fascynacji, ale i ulubiony gatunek. Pozdrawiam:)
@ poduszkowietz - rzeczywiście czytając książkę nie sposób nie porównywać losu biskupa do choćby zamordowanego jakiś czas temu w Polsce za swą postawę Popiełuszki. Takie sprawy trzeba rozdmuchiwać, nie mogę się z Tobą nie zgodzić.
Mooly, myślę, że bez przeczytania czyjejś recenzji, mój komentarz jest nieszczery. Dlatego te czytam posty, choć zajmuje to trochę czasu ;P Wtedy łatwiej jest napisać coś poza "przeczytam" albo "nie przeczytam" ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, jednak książka nie dla mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :D