wtorek, 11 października 2011

Egzotyczna podróż z kosztorysem w tle - "Białe słonie, czyli niezwyczjna podróż zwyczajnych ludzi. Tajlandia, Birma" - Jerzy Opoka"

   Któż z nas nie marzy o dalekich podróżach w egzotyczne zakątki świata... Kto nie chciał by choć raz oderwać się od szarej codzienności i przenieść w huczący feerią barw krajobraz rafy koralowej czy naszpikowany cętkami i paskami dziki, afrykański świat. Najczęściej jednak pragnienia te pozostają w sferze marzeń, bo na ich zrealizowanie nie pozwalają nam czas, nieśmiałość czy najbardziej prozaiczne fundusze... Bzdura. Jerzy Opoka, autor "Białych słoni" pokazuje w swej książce namacalnie, że chcieć, to móc. 
   Liczyłam na kawał dobrej literatury podróżniczej opisującej zabytki, zwyczaje czy życie codzienne egzotycznych i orientalnych dla mnie krajów. Jednak chyba pomiędzy moimi oczekiwaniami jako czytelnika a intencyjnym odbiorcą, do którego autor skierował swój utwór zrodził się pewien dysonans. Krótko mówiąc - zamiast zachwytów pięknem i  majestatycznością Birmy i Tajlandii, które obrali za cel swej podróży Jerzy Opoka wraz z żoną, otrzymałam niemalże kosztorys tej eskapady wraz z garściami dobrych rad, które jednak dla polskiego czytelnika nie zamierzającego udawać się w dalekie wojaże nie zdadzą się na nic. Ja rozumiem, że książka, jak sam podtytuł nas informuje, opowiada o zwyczajnych ludziach, a zwyczajni ludzie z pieniędzmi się liczą; nie popadajmy jednak w skrajność - chyba tylko najbardziej znudzony podróżą człowiek, choćby nawet najzwyklejszy, zamiast rzucić się w szaleństwo zwiedzania i podziwiania ma czas i ochotę na tak skrupulatne notowanie cen. Jak więc widać, "Białe słonie" w swym zamyśle miały chyba być inspiracją dla czytelnika do wyruszenia po przeczytaniu śladami autora i to najlepiej jak najszybciej - w przeciwnym razie podawane ceny się zdezaktualizują i pozostaniemy zdani sami na siebie niczym dzieci we mgle.
   Nie wyczułam niestety w słowach autora podróżniczej pasji i otwartości na świat i inność. W moim, jak najbardziej subiektywnym odczuciu, autor w kontaktach z miejscową ludnością zachowuje pewną dozę nieufności i niezwykłą ostrożność - niech potwierdzeniem moich słów będą choćby sytuacje w których ironicznie (tak czułam) opisuje babcię, która prawdopodobnie utrzymuje się z pozowania turystom, bądź z miejsca "znielubia" jednego z przewodników za jego wygląd. 
   Brakowało mi w tej książce tego, co cenię w pozycjach literatury podróżniczej... Brakowało mi zachwytu, emocji, oczarowania, choćby posuniętego do granic naiwności, ale nie demaskującego egzotycznych atrakcji jako mało spektakularnych (jak się autorowi przydarzyło w przypadku skaczących kotów z klasztoru Nga Hpe Chaung) lub absurdalnej i niepraktycznej, mimo że będącej zwyczajem, któremu hołduje się od wieków (sytuacja z kobietami pagdaung, znanymi też jako kobiety żyrafy). Autor pisze w swojej książce następujące słowa:
  "Przed przyjazdem do Birmy obejrzałem dziesiątki zdjęć z Baganu i przeczytałem różne relacje i opisy, ale żadne, ale to żadne z nich nie są w stanie oddać tego, co się czuje, będąc tu, na miejscu. Nie ma takich słów, ani takich fotografii, choćby nawet najbardziej udanych, które odzwierciedlałyby jego skalę, bliskość i dostępność. To istna kraina baśni bądź też mityczne miejsce i aż trudno uwierzyć, że w XXI wieku pomiędzy zabytkami pamiętającymi początki birmańskiej państwowości a wysokimi palmami prędzej można spotkać duże stada wychudzonych w porze suchej krów, niż innego turystę."*
Żałuję wobec tego, że Jerzy Opoka nie dołożył wszelkich starań, by swoim odbiorcom przekazać choćby namiastkę tego piękna. Żałuję, że nie zrezygnował ze spisywania cenników i opisywania sfery logistycznej takiej orientalnej wyprawy na rzecz duchowych doświadczeń obcowania z egzotyką. Myślę, że to przydałoby uniwersalności jego publikacji. Powstała jednak nie literatura podróżnicza a metapodróżnicza, w której twórca instruuje zamiast opisywać, opiniuje zamiast przekazywać i doradza zamiast zachwycać. Bliżej "Białym słoniom" do poradnika podróżnika w stronę Birmy i Tajlandii (a zaryzykowałabym stwierdzenie, iż książka jest stricte poradnikiem, gdyż w końcowej partii tekstu autor zamieszcza przydatne adresy oraz słowniczek niezbędnych pojęć).
   Rzeczą, która mnie urzekła w "Białych słoniach" to przepiękne, genialnie wykonane fotografie. Oglądałam je zahipnotyzowana pięknem, które udało się autorowi w nich zamknąć i przemycić do Polski. Są fantastyczne! Urokliwe, pełne egzotycznego czaru, magii Wschodu... Są błyskiem na kartach tej książki. Wielkie brawa! Podobało mi się również, że Jerzy Opoka zrezygnował z przytłaczania odbiorcy nadmiernym, a pochodzącym z dostępnych powszechnie opracowań historycznym rysem obu państw, który niekiedy dominuje w tego typu publikacjach. Owszem, są historyczne dygresje i odwołania, ale nigdy nadmierne, a zawsze służące czemuś. 
   Reasumując: jeśli zamierzasz wyruszyć w kierunku Tajlandii i Birmy, w książce Jerzego Opoki znajdziesz multum przydatnych informacji, praktycznych porad i sprawdzonych rozwiązań. Pomoże ci ona ustrzec się również kłopotów natury komunikacyjnej czy gastronomicznej. Jeśli natomiast chcesz ją czytać dla pooddychania egzotycznym powietrzem poprzez zadrukowane strony... raczej nie pooddychasz. Gwarantuję natomiast ucztę dla oka.
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
*s. 94-95
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Świat Książki, Warszawa 2011.
Wydanie: I
Ilość stron: 197.
Fotografie: Jerzy Opoka.
Moja ocena: 3/6

7 komentarzy:

  1. Kupiłam ją sobie pełna nadziei na świetną podróżniczą lekturę, ale wystarczyło że zajrzałam do środka i już poczułam się rozczarowana - dużo zdjęć mało treści. Jak piszesz, treść też rozczarowuje... bu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam podróżować książkowo po różnych krajach, odwiedzać miejsca, do których nie miałam jeszcze okazji pojechać, ale niekoniecznie szukam w literaturze tego typu wskazówek co do zakwaterowania, słowniczka, czy wysokości cen. Gdy pragnęłam dowiedzieć się jak dojechać do Chorwacji, na co zwrócić uwagę podczas podróży, czy na granicy, gdzie spać i co jeść zakupiłam przewodnik Pascala (teraz pewnie pokusiłabym się o Lonely Planet), a nie książkę podróżniczą.

    Szkoda, że autor nie przystopował i iż pragnął za dużo rzeczy w swoim dziele umieścić. Szkoda też tych emocji, odczuć, pierwszych wrażeń ukrytych w sugestywnych opisach pięknych miejsc, niesamowitych przygód. Mnie taka forma chyba nawet by zniechęciła do odwiedzenia Tajlandii, chociaż od dawna pragnę tam pojechać.

    Szkoda, że powstają takie książki, które zawodzą wielkie nadzieje czytelników...

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że brakło tego "czegoś" w tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Obejrzałabym tylko zdjęcia, skoro mówisz, że sobie "raczej nie pooddycham" egzotyką. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłaby to być ciekawe doświadczenia, zwłaszcza, że lubię książki podróżnicze, jednak chyba się powstrzymam, skoro brakuje tego czegoś ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta książka zdecydowanie nie ma tego co lubię. Ja właśnie lubię jak są emocje, a z tego co piszesz tego tu brak.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja odpowiedź jako autora na recenzje Molly jest na:
    http://lubimyczytac.pl/ksiazka/112614/biale-slonie

    OdpowiedzUsuń