Ta książka uratowała mi życie. Dosłownie, bo gdybym jej nie miała, najpewniej umarła bym z nudów na 2,5 godzinnych wykładach z niezbyt mnie interesującego przedmiotu. A tak zleciało jak z bicza strzelił. Podczas gdy mój profesor objawiał nam kulturę regionu, ja również zgłębiałam kulturę, tyle, że Turcji. Kolejnym dowodem na to, jak wciągające są reportaże Szabłowskiego niech będzie fakt, że czytałam książkę w autobusie, czego z reguły nie robię.
Reportaże Szabłowskiego mają klimat polsko - tureckich pogawędek przy piwku, choć niejednokrotnie dotyczą one trudnych spraw i tematów ocierających się o tabu. Dawno nie czytałam rzeczy tak panoramicznej zarówno pod względem wachlarza poruszanych aspektów, jak i rozmaitych na ich temat poglądów.
Reportaże Szabłowskiego mają klimat polsko - tureckich pogawędek przy piwku, choć niejednokrotnie dotyczą one trudnych spraw i tematów ocierających się o tabu. Dawno nie czytałam rzeczy tak panoramicznej zarówno pod względem wachlarza poruszanych aspektów, jak i rozmaitych na ich temat poglądów.
Szabłowski to może nie tyle profesjonalny reporter, co wielki pasjonat kraju o którym pisze. I może dlatego tak dobrze się to czyta. Autor ma dystans do siebie oraz do swoich rozmówców, nie ocenia, nie szufladkuje, po prostu słucha i gawędzi. Styl Szabłowskiego jest dość specyficzny - ma się wrażenie, iż to ciebie właśnie praży tureckie słońce, że to ty właśnie patrzysz na opisywane budowle, że widzisz łzy ocalonych od honorowych zabójstw kobiet; nie wyczuwa się niemalże papieru i tuszu, tak żywa i spontaniczna jest narracja w "Zabójcy...".
Odkrywanie Turcji zaczynamy od poznania sylwetki niejakiego Nazima Hikmeta, słynnego tureckiego poety ( "Dla tureckiej poezji Hikmet jest Rejem, Kochanowskim i Mickiewiczem" - s. 21.) oraz łamacza niewieścich serc. Autor nie omieszkał skrupulatnie prześledzić jego genealogii i znalazł, a jakże, polskie korzenie - otóż pradziad Nazima nazywał się Borzęcki... Bierzemy udział w wielowiekowej dyskusji będącej owocem tureckiego pragnienia podziwu ze strony innowierców, której obiektem stała się Hagia Sophia i kolejne próby coraz to nowych architektów ukierunkowane na przyćmienie jej wielkości - żadnemu jak dotąd się to nie udało. Szabłowski zagląda Turkom do ich małżeńskich alków. Małżeńskich, ale też i przedmałżeńskich. I pyta: Co z tym seksem? Sprowokowani wyłuszczają przed czytelnikiem swój kulturowy absurd w tej materii - młody Turek niczego nie pragnie bardziej niż zbliżeń, jednak żaden z obywateli tego kraju nie poślubi nie-dziewicy. Seks to w ogóle w Turcji temat tabu, ale jak zacząć jątrzyć to wychodzą na jaw problemy z impotencją spowodowane "syndromem obrzezańca" (kojarzeniem wszystkiego co wiąże się z tym męskim narządem z bólem będącym wspomnieniem tego tradycyjnego rytuału), ponadto edukacja seksualna jest w tym kraju tak niesamowicie kulejąca, iż promocji prezerwatyw oraz zasadności ich użycia dokonuje się takimi słowami:
"<<To jest wasz petlican, bakłażan>>. Tak na wsiach mówi na męski narząd. <<To, co z niego wylatuje, to mali Kurdowie. Jeśli mały Kurd wejdzie do brzucha waszej żony, będziecie mieli dziecko>>. (...) Nakładam na banana prezerwatywę i mówię: tu możecie złapać małych Kurdów. I jeszcze ich podpuszczam: ale tylko prawdziwy mężczyzna potrafi łapać dobrze!"**
Turcja to kraj absurdów - największym kompleksem tego kraju jest jej zagadkowe położenie, bo to taka ni to Europa, ni to Azja. Turcy by woleli, żeby była bardziej Europa i dlatego pieczołowicie pretendują do członkostwa w Unii. W imię tego nawet doszło do sytuacji, gdy kojarzące się z konserwatywną Turcją chusty zakrywające wszystko prócz kobiecych oczu zostały zakazane i aby móc je nosić trzeba z Turcji wyjechać, podobnie rzecz ma się z tradycyjnym męskim ubiorem wypartym przez bardziej europejskie garnitury. Jednak to nie zewnętrzna warstwa kulturowych insygnii oddala Turcję od europejskiej utopii - czymś, co nie da się zdjąć równie łatwo jak przestarzały i prymitywny czador jest zakorzenione głęboko w tureckim umyśle przekonanie o konieczności dokonania zbrodni honorowej, jako zadośćuczynienia za splamienie honoru. Przy czym jako podstawę do zamordowania młodej dziewczyny niejednokrotnie wystarczy okrutna, kąśliwa plotka. Szabłowski pyta Turków po prostu : dlaczego? i oto czego się dowiaduje; na pytanie co zabójca powiedziałby teraz swojej ofierze (siostrze, żonie, córce) odpowiadają:
Kolejnym kompleksem Tureckim są trupy wyrzucane na brzegi pięknych kurortów wypoczynkowych. Szabłowski wyjaśnia, skąd się tam wzięły - to zwłoki nielegalnych imigrantów z ogarniętego wojną Iraku, usiłujących przedostać się za wszelką cenę do oazy spokoju, jaką jawi im się Turcja Władze biorą sobie za punkt honoru udaremnienie im ucieczki posuwając się nawet do zatapiania łodzi czy strzelania do tych ludzi. Powstał nawet specjalny zawód "czyściciela", który wyrusza przed świtem, by oczyścić rajskie plaże z tego rażącego oczy wczasowiczów widoku.
Zapewne zastanawiacie się kim jest ów tytułowy zabójca... Kojarzycie zapewne zamach na Jana Pawła II? No więc właśnie o jego niedoszłym zabójcy tu mowa. O Adanie Agcy i jego czynie rozmawia Szabłowski z rodziną Turka - wysłuchuje usprawiedliwień, jakimi sypią na jego obronę, dowiaduje się, iż według samego Adana, zastrzelenie papieża miało być misją do której powołały go niebiosa. A potem słucha historii człowieka urzeczonego dobroci papieża ("Wiem, że bardzo za nim tęskni" s.181 - kwituje jego adwokat).
byebyebusha - czyli wydarzenia, jakim było rzucenie w prezydenta USA odwiedzającego Turcję butem. Anegdota, nie anegdota, ocena samego zdarzenia to jedno, ale biznes, jaki się rozkręcił w przemyśle obuwniczym to zgoła odmienna kwestia. Wiele fabryk rościło sobie prawa do owego modelu, jednak patent na niego miał nie kto inny jak Ramazan Baydan. Odtąd jego szajsowate obuwie sprzedawało się świetnie, cóż, lepszej reklamy mieć nie mogło.
Reportaże Szabłowskiego niczym mozaika układają się w całość błyszczącą przeróżnymi odcieniami tureckiej kultury. To takie przesiane przez sito reporterskiej selekcji odłamki tureckiej duszy. Smaczku książce dodają fotografie z różnych miejsc tamtej egzotycznej ziemi, ma której stopa autora "postała".
*s. 64
"Powiedziałbym, że ją kocham. Ze zrobiłem to, co musiałem. I wiem, że mnie zrozumie"***Zbrodnie honorowe są palącym problemem Turcji, który, jak dowodzi autor nie szybko zostanie wyeliminowany, ponieważ wszelkie organy, które potencjalnie w każdym innym państwie mogłyby udzielić pomocy skazanej kobiecie składają się z mężczyzn przesiąkniętych identycznym światopoglądem, co niedoszli zabójcy; posądzone dziewczyny nie mogą więc liczyć na pomoc znikąd. W ogóle, jak pisze Szabłowski, kobiety nie mają w Turcji wesoło - legalna prostytucja niszczy życie wielu młodym kobietom, które mężowe niczym rzeczy sprzedają do agencji, a policja zamiast je wspomóc udaremnia im ucieczkę odwożąc do pracodawcy, który dotkliwie perswaduje im kolejne próby. Wieczorem ci sami policjanci przychodzą aby z ich usług skorzystać, a szefowie dają im jeszcze zniżkę w nagrodę. Swoje historie opowiedziały panu Witoldowi Saliha Ermez i Aysa Turkukcu, czytając je włos się na głowie jeży, a usta otwierają ze zdziwienia, iż takie rzeczy dzieją się na świecie na mocy prawa. A gdy jeszcze się doczyta, iż kobiet tych wyparły się rodzone córki, łza kręci się w oku. I nie jest to jakiś melodramatyzm, a życie właśnie, suche słowa, same fakty.
Kolejnym kompleksem Tureckim są trupy wyrzucane na brzegi pięknych kurortów wypoczynkowych. Szabłowski wyjaśnia, skąd się tam wzięły - to zwłoki nielegalnych imigrantów z ogarniętego wojną Iraku, usiłujących przedostać się za wszelką cenę do oazy spokoju, jaką jawi im się Turcja Władze biorą sobie za punkt honoru udaremnienie im ucieczki posuwając się nawet do zatapiania łodzi czy strzelania do tych ludzi. Powstał nawet specjalny zawód "czyściciela", który wyrusza przed świtem, by oczyścić rajskie plaże z tego rażącego oczy wczasowiczów widoku.
Zapewne zastanawiacie się kim jest ów tytułowy zabójca... Kojarzycie zapewne zamach na Jana Pawła II? No więc właśnie o jego niedoszłym zabójcy tu mowa. O Adanie Agcy i jego czynie rozmawia Szabłowski z rodziną Turka - wysłuchuje usprawiedliwień, jakimi sypią na jego obronę, dowiaduje się, iż według samego Adana, zastrzelenie papieża miało być misją do której powołały go niebiosa. A potem słucha historii człowieka urzeczonego dobroci papieża ("Wiem, że bardzo za nim tęskni" s.181 - kwituje jego adwokat).
byebyebusha - czyli wydarzenia, jakim było rzucenie w prezydenta USA odwiedzającego Turcję butem. Anegdota, nie anegdota, ocena samego zdarzenia to jedno, ale biznes, jaki się rozkręcił w przemyśle obuwniczym to zgoła odmienna kwestia. Wiele fabryk rościło sobie prawa do owego modelu, jednak patent na niego miał nie kto inny jak Ramazan Baydan. Odtąd jego szajsowate obuwie sprzedawało się świetnie, cóż, lepszej reklamy mieć nie mogło.
Reportaże Szabłowskiego niczym mozaika układają się w całość błyszczącą przeróżnymi odcieniami tureckiej kultury. To takie przesiane przez sito reporterskiej selekcji odłamki tureckiej duszy. Smaczku książce dodają fotografie z różnych miejsc tamtej egzotycznej ziemi, ma której stopa autora "postała".
*s. 64
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
Ilość stron: 206
Moja ocena: 4/6
Seria: Reportaż
Wyzwanie: Reporterskim okiem
może kiedyś ...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tego typu książki, a tą akurat mam i czeka na lepsze czasy czytelniczeXD Podoba mi się Twoja dość długa i rozbudowana recenzja, na dodatek zachęciła mnie do jeszcze szybszego sięgnięcia po ten tytuł;]
OdpowiedzUsuńBrzmi interesująco, więc przeczytam, jak tylko książka wpadnie w moje łapki. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńInteresujące ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nią w kolejce bibliotecznej od stycznia! Boję się, że szybciej studia skończę niż ją dostanę... a ja muszę ją koniecznie przeczytać. Rozważałam zakup ale książka jest do przeczytania w jeden wieczór, trochę żal pieniędzy.
OdpowiedzUsuńTymi trupami to trochę mnie przeraziłaś i jednocześnie zaintrygowałaś.
Zazdroszczę tej lektury, oj zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńI znowu mi dałaś ciekawy kąsek. Tylkokiedy ja to przeczytam? :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i potwierdzam - dobra rzecz! A mnie ile razy książka uratowała przed zaśnięciem na wykładzie! Jednym słowem rewelacja, że są książki :)
OdpowiedzUsuń