Spotkali się kiedyś, gdzieś mężczyzna z cudowną opowieścią w głowie i kobieta, która umie czarować, lecz nie różdżką, a kreską; umie ożywiać baśnie. Gdzie się spotkali? Nie wiem, ale podoba mi się wyobrażanie sobie, że może w uroczej kawiarence, a może na ławce nieopodal emanującego zwariowaną dziecięcą energią placu zabaw. Kiedy się spotkali? Może w mżysty poranek... Albo zaraz po burzy, gdy ziemie jeszcze pachniała deszczem. Spotkali się i postanowili stworzyć opowieść, która wywołuje uśmiech.
Literacki duet Wechterowicz i Dziubak zna chyba każdy rodzic i osoba, która ma w swoim otoczeniu dziecko. A jeśli ktoś taki ich nie zna, radzę szybko te braki nadrobić, bo zaręczam, że umykają Ci dwa ważne dla literatury dziecięcej nazwiska. Ja niestety nie miałam okazji poznać dwóch pozostałych książek autora i ilustratorki osobiście, ale kiedy oglądam na stronie wydawnictwa Ezop ich dwie pozostałe pozycje - "W pogoni za życiem" oraz "Proszę mnie przytulić" - przyznam szczerze, serce mi bije szybciej. Oczywiście mają oni na swoim koncie wiele indywidualnych prac, jednak razem stanowią naprawdę zgraną parę artystyczną i cudeńka tworzą.
"Uśmiech dla żabki" to historia pewnej smutnej, małej Żabki, której nie mógł rozśmieszyć Okoń, ani Paź Królowej; nie mogło jej rozśmieszyć Słońce. Co było przyczyną jej smutku? Otóż nie było przy niej mamy. Jednak mama, nawet gdy jest daleko, myśli o swoim dziecku; tak samo mama Żabki - intuicyjnie wyczuła, że jej córeczce dzieje się coś złego i postanowiła posłać jej uśmiech. Lecz, jak wszystkie mamy, które są w pracy, ona również nie mogła opuścić sklepu, poprosiła więc o pomoc swych klientów - leśne zwierzęta. Czy uśmiech dotarł do małej adresatki? Tego dowiecie się czytając tę uroczą książeczkę - jeśli dysponujecie dzieckiem w wieku lat trzech, tak jak ja - po raz pierwszy, siódmy czy dziesiąty.
"Uśmiech dla żabki" to historia pewnej smutnej, małej Żabki, której nie mógł rozśmieszyć Okoń, ani Paź Królowej; nie mogło jej rozśmieszyć Słońce. Co było przyczyną jej smutku? Otóż nie było przy niej mamy. Jednak mama, nawet gdy jest daleko, myśli o swoim dziecku; tak samo mama Żabki - intuicyjnie wyczuła, że jej córeczce dzieje się coś złego i postanowiła posłać jej uśmiech. Lecz, jak wszystkie mamy, które są w pracy, ona również nie mogła opuścić sklepu, poprosiła więc o pomoc swych klientów - leśne zwierzęta. Czy uśmiech dotarł do małej adresatki? Tego dowiecie się czytając tę uroczą książeczkę - jeśli dysponujecie dzieckiem w wieku lat trzech, tak jak ja - po raz pierwszy, siódmy czy dziesiąty.
Ta opowieść, mimo całej swej prostoty, a może właśnie dzięki niej, ma wielką terapeutyczną moc. Uśmierza tęsknotę i daje nadzieję, jak słońce, które w ponury dzień wyłania się zza chmur. Sprawia, że lżej nam na duszy. Nie lekko, ale lżej. Jest to historia tak subtelna, że kwintesencję jej przekazu zrozumie tylko dziecko, które nagle stanie przed koniecznością rozstania się na jakiś czas z rodzicami oraz rodzic właśnie, który będzie zmuszony pozostawić pod czyjąś opieką swój największy skarb. To dla nich zarezerwowane jest drugie dno tej błahej z pozoru bajeczki. To na dzieciaki i ich rodziców owa książeczka ma szanse podziałać jak kojący balsam. Poza tym książka ukazuje dzieciom jak ważne jest to, by móc na kogoś liczyć oraz, co za tym idzie, jak ważne jest to, by nie zawieść osób, które nas poprosiły o pomoc. Przypomina o tym, jak ważni są przyjaciele, bo za ich pomocą można dokonać wielkich rzeczy.
Ilustracje w "Uśmiechu" są oszałamiające. Zachwycają. Cały akapit recenzji, który planuję poświęcić opisaniu, jak bardzo mnie one urzekły, wystarczyłoby zamienić na dwa słowa: Emilia Dziubak, a każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia z twórczością tej pani, od razu zrozumiałby, o co mi chodzi. Widać, że lubi ona przyrodę, a przyroda kocha jej styl. Zwierzaczki i owady, które wychodzą spod jej ręki są pełne życia i przesympatyczne. Fantastycznie potrafi ona oddać ich emocje - moje dziecko, gdy tylko zobaczyło okładkę książki, kompletnie nie wiedząc o czym ona jest, zapytało: " Mamo, a cemu zabka się smuci?" No widać tę historię na obrazkach, a przy książkach dla maluchów to ważne - same sobie przecież nie przeczytają, a oglądać będą mnóstwo razy. Oglądać i rozumieć. Do tego piękne barwy - takie żywe, nasycone. I operowanie światłem, cieniami, które daje niesamowitą wielowymiarowość. I te liście, trawy, powoje układające się koncentrycznie wokół sceny - jak dla mnie cecha charakterystyczna twórczości Dziubak - one sprawiają, że mam wrażenie, iż bohaterowie opowieści wydają mi się być na wyciągnięcie ręki. Czytając mam wrażenie, jakbym ich podglądała zza drzewa. A stamtąd już tylko krok, by wkroczyć w opowieść...
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać. pl
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Ezop, Warszawa 2014.Ilustracje: Emilia Dziubak.
Wydanie: I.
Ilość stron: 36.
Moja ocena: 5/6
Oj jakie cudo! Ne znaliśmy z Tymkiem, ale to trzeba natychmiast zmienić:)
OdpowiedzUsuńJa nie mam w otoczeniu dziecka, a ten duet znam i uwielbiam. Również "Proszę mnie przytulić". Piękne książeczki.
OdpowiedzUsuńDla mojej jeszcze 3-latki jak znalazł :) Ilustracje są absolutnie urocze!
OdpowiedzUsuń@ Julia Orzech - Bardzo fajna jest ta książeczka, polecam.
OdpowiedzUsuń@ Luka Rhei - a więc to potwierdza uniwersalizm podejmowanych w nich treści;) Ja sama również przepadam w tych ilustracjach, niekoniecznie oglądając je razem z synem;)
@ Ola Santa - dokładnie, potwierdzam, jakem mama 3latka:) Ilustracje niesamowite, robią książce baaardzo dobrze:)
Uwielbiam to, jak piszesz o książeczkach dla najmłodszych ;) Ta pozycja ma genialne ilustracje - świetnie, że umożliwiłaś nam ich zobaczenie :D
OdpowiedzUsuń