wtorek, 20 listopada 2012

Wojenna przysięga - "Przysięga Gertrudy" - Ram Oren

   Jakkolwiek wiele książek traktujących o II wojnie światowej już powstało, jakkolwiek wiele bym ich przeczytała, wciąż trafiam na kolejne odkrywające nieznane mi dotąd oblicza czasu apokalipsy. Wyłaniają się one z wydawniczego niebytu niczym feniksy z popiołów wspomnień i niosą ze sobą takie obrazy tego konfliktu, jakimi widziały je oczy bohaterów. Dla nas, dzieci pokoju i szerzącego się kosmopolityzmu, to tylko kolejne świadectwa wzburzonej historii. Szokują, przerażają,  zadziwiają, może coś czasem komuś uświadomią, ale przeważnie dostarczają, tak, nie boję się tego napisać, po prostu rozrywki... Im to chyba jednak nie przeszkadza. Dla ocalałych, jak mniemam, najbardziej liczy się fakt, że one są, bo w ich prywatnym wymiarze, jest to swoisty manifest zwycięstwa; potwierdzenie ich triumfu nad zapędami agresora, stawienia czoła wszechobecnej niesprawiedliwości i wykrzyczenie światu prawdy.  
   Kim była owa Gertruda, że pisze się o niej w książkach? No więc, była nikim. A ściślej pisząc - nikim nadzwyczajnym. Była zwykłą, szarą kobietą. Nauczycielką, z którą los obchodził się po macoszemu i której życie nie szczędziło do czasu, aż została opiekunką do dziecka w domu Stołowickich, warszawskiego biznesmena żydowskiego pochodzenia i jego żony Lidii. Odrzuciwszy, nie bez trudu, wszelkie uprzedzenia wykwitłe z antysemickiej atmosfery panującej w Polsce w przededniu wojny, zaprzyjaźniła się ze swoimi chlebodawcami a ich syna, a swego podopiecznego, małego Michałka, pokochała prawdziwą, głęboką miłością, która wkrótce miała zostać poddana okrutnej próbie. 
   "Przysięga Gertrudy" to fabularyzowana biografia Gertrudy Babilińskiej, Polki, katoliczki, Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, wybawicielki Michała z szalejącej machiny zagłady, ale przede wszystkim jego kochającej i oddanej opiekunki; mamusi, jak ją nazywał. Do życia na kartach swej powieści wskrzesił  ze strzępów wspomnień pisarz Ram Oren, przyjaciel Michaela Stolowitzkiego, a uczynił to tak przekonująco i sprawnie, że czyta się "Przysięgę" jak   dobrą powieść, pełną niespodziewanych zwrotów akcji. Autor dołożył wszelkich starań, by z relacji nielicznych świadków i skąpej dokumentacji ocalałej z wojennej pożogi (bo przecież pięcioletni Miki niewiele mógł z tego pamiętać) odtworzyć obraz opływającego w luksusy  życia w przedwojennej rezydencji Stołowickich w Alejach Ujazdowskich czy oddać w tak dbających o detal relacjach specyfikę interesów biznesowych Jakuba, pracodawcy Gertrudy. Ucieczka Gertrudy wraz z Lidią i Michałem do Wilna, gdzie szukali azylu; znajomość Gertrudy z żydowskim lekarzem Bermanem; rozłąka Stołowickich spowodowana podróżą Jakuba w interesach niemająca się nigdy zakończyć z powodu wybuchu wojny czy choroba Lidii na uchodźstwie zakończona tragicznym finałem, którego owocem była złożona pracodawczyni tytułowa przysięga - wszystkie te wydarzenia prowadzone są przez Orena narracją pozbawioną niepotrzebnego patosu i sentymentalizmu; językiem prostym, który jako jedyny jest w stanie oddać to, jakim człowiekiem była, jak żyła i czego dokonała niania Gertruda. 
   Książka Orena wyróżnia się z dotychczas przeze mnie poznanych relacji ocalałych kilkoma nieznanymi mi dotąd aspektami dotyczącymi zarówno sytuacji Żydów w czasie Holocaustu, jak i okresu następującego po wyzwoleniu czy dużo późniejszych latach. Mam tu na myśli cały wileński epizod opowieści Orena, mam na myśli wątek "Przysięgi", w którym Gertruda za wszelką cenę usiłuje odbyć morderczą podróż pociągiem w celu przedostania się do Rosji i skutki tejże eskapady. Nie byłam świadoma również powojennych losów członków nacji semickiej - znakomicie przybliżyła mi to historia pobytu Gertrudy i Michała w obozie dla ocalałych czy karkołomny rejs "Eksodusu" do Palestyny, który musiał mierzyć się z angielskimi niszczycielami chcącymi plany powrotu Żydów do ojczyzny za wszelką cenę udaremnić. Nie uważam się bynajmniej za ignorantkę w temacie II wojny światowej, jednak novum wniesione w moją świadomość dzięki lekturze powieści Orena obrazuje znakomicie tezę postawioną przeze mnie na początku mojej opinii - nie było jednej wojny, każdy toczył własną. Zarówno ze światem, jak i samym sobą. Gertruda wygrała obie.
   Równolegle do historii Gertrudy autor snuje również opowieści o losach innych ludzi, sprawnie przeplatając je ze sobą, czym ożywia fabułę. Poznajemy również Karla Rinka, Niemca, jego żonę Mirę i córeczkę Helgę. Obserwujemy poprzez ich życie mechanizm zdobywania władzy przez partię narodowosocjalistyczną w Niemczech, śledzimy etapy zaciskania się pętli hitlerowskiej ideologii na szyjach nieświadomych rzeczywistych intencji swego przywódcy zwolennikach, jesteśmy świadkami destrukcji ich żyć, którą nieomalże sami sobie zgotowali. Tragizm Rinka polegał na jego rozdarciu pomiędzy partią a miłością do rodziny, którą tworzył z Żydówką. Nietrudno się domyślić, że taki konflikt interesów musiał mieć swoje katastrofalne zwieńczenie... Jakie? Tego nie wyjawię. Mogę tylko powiedzieć, że dzięki zapętleniu się życiorysów Gertrudy i esesmana Rinka powieść Orena zyskała głębię, wzbogaciła się o swoisty dwugłos, jaki tworzą relacje bohaterów którzy pozornie znajdują się po przeciwnych liniach metaforycznego frontu. 
   Znakomitym uzupełnieniem historii Gertrudy dopieszczonej piórem Orena są zamieszczone na końcu książki archiwalne fotografie, przedstawiające niemal wszystkich głównych bohaterów "Przysięgi". Na pierwszy rzut oka, przed rozpoczęciem lektury, zdjęcia te niczym nie różnią się od innych starych obrazów z zamierzchłych czasów. Jednak po zgłębieniu losów postaci, które z nich na nas spoglądają, zaczynają do nas przemawiać. Dla mnie przynajmniej było wyjątkowym doświadczeniem spojrzeć w oczy Karla Rinka, wiedząc, jak potoczyły się jego losy; zobaczyć jeszcze uśmiechniętą Mirę Rinka w czasach beztroski i wczesnego macierzyństwa czy patrzyć jak u boku Gertrudy dorasta Miki. Podpisy pod zdjęciami miały niestety ambiwalentne znaczenie dla lektury - z jednej strony, dokładnie opatrzone datami, czyniły lekturę jaśniejszą i znakomicie ją ilustrowały; z drugiej natomiast rozładowywały napięcie, uprzedzały fabułę i odpowiadały na pytania o dalsze losy bohaterów. 
   Opowieść o losach Michała i Gertrudy zapada w pamięć. Nie ma tam jakichś spektakularnych scen, nie ma epatowania okrucieństwem, brak chwytających za serce wzruszeń. Jest za to dużo prozy życia; jest prawdziwa miłość i niezrażona niezłomność głównej bohaterki. Gertruda przysięgła Lidii Stołowickiej na łożu śmierci ocalić jej synka przed zagładą i bezpiecznie zawieźć do Palestyny. I dotrzymała obietnicy. Zrobiła nawet więcej, bo przecież kochać go nie musiała...
Tekst stanowi oficjalną recenzją napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl
Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
Wydanie: I.
Ilość stron: 292 + 16 stronic wklejki z fotografiami
Przekład: Maciej Nawariak
Tytuł orginału: GERTRUDA'S OAK: A Child, a Promise and a Heroic Escape During World War II.
Język orginału: angielski.
Data powstania: 2007.
Moja ocena: 5/6

11 komentarzy:

  1. Uwielbiam książki traktujące o II wojnie światowej, więc na pewno, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja, sięgnę po "Przysięgę Gertrudy", ponieważ widnieje na mojej liście powieści, które muszę poznać. Widzę, że warto...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu wojna jest trochę inaczej ukazana, akcenty są przeniesione na Wilno, no i wątek exodusu ocalałych Żydów do Palestyny... Książka na pewno wniesie coś do wizji czasów wojennych zdobytej na lekturze dotychczasowych materiałów. No i ta historia. Piękna. Polecam

      Usuń
  2. Nie przepadam za książkami o czasach II wojny światowej, ale fabuła wydaje się interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tematyka Holokaustu jest mi bliska i kiedy tylko mam okazję, poznaję różne jej odcienie. Każda pozycja z tego zakresu jest dla mnie interesująca, a o tej napisałaś tak pięknie, że i tak nie mogłabym się powstrzymać przed lekturą.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się zarumieniłam:) Dziękuję za miłe słowa, to sugeruje, że ktoś czyta moją pisaninę;) Będę wypatrywać recenzji. Również pozdrawiam.

      Usuń
  4. Mnie książka także się podobała i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zirytowała mnie tylko postawa Jakuba Stołowickiego, który zamiast ratować rodzinę jedzie ratować fabryki. Zero instynktu samozachowawczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odczytałam to nieco inaczej, wydaje mi się, że on do samego końca nie wierzył, iż wybuchnie wojna, wydawało mu się to nieprawdopodobne, a pojechał ratować swoich żydowskich pracowników; ale jest coś negatywnego w tej postaci, to fakt. Sam jego francusko-włoski epizod chociażby nie stawia go w najpozytywniejszym świetle. W ogóle odczułam, że autor nieco grubszą linią kreśli żydowskie przywiązanie do dóbr materialnych, wyczuwałam w tym dobrze zawoalowaną krytykę stereotypowo przypisywanego Żydom "groszociułstwa", co zaskakuje biorąc pod uwagę fakt, że pisze o rodzinie przyjaciela... Nie wiem, jak to wyjaśnić. Może jednak źle to odczytałam.

      Usuń
    2. Ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały co się najprawdopodobniej stanie (ostrzegał Jakuba umierający ojciec, rabin w synagodze, słyszał od ludzi co sie w Polsce i Niemczech dzieje), a on jedzie fabryki i pracowników ratować. W takiej sytuacji, no sorry, ale każdy by był egoista i najpierw myślał o swojej rodzinie. powinien ich gdzieś wywieźć, zapewnić bezpieczeństwo, a potem niech jedzie do tego Berlina. Rozumiem, ze można nie wierzyć, że nam się coś stanie (to chyba normalna ludzka reakcja, bo złe przydarza się innym nie nam)no, ale na Boga ojca...

      Usuń
    3. Trudno się z Twoją argumentacją nie zgodzić... być może hierarchia wartości Stołowickiego była nieco wypaczona, bo zgodzisz się ze mną, że jakoś intensywnie nie starał się tej rodziny odnaleźć - poruszył wprawdzie znajomości, ale na tym w sumie poprzestał. Potem też - nie zrobił właściwie nic, by zapewnić finansowe zabezpieczenie synowi; po wojnie Michał szukał należnych mu pieniędzy niczym wiatru w polu. Jeśli już jesteśmy przy tym, co nas wkurza, u mnie na drugim miejscu plasuje się zacna małżonka Stołowicka. Ja rozumiem wszystko, ale na emigracji w Wilnie zamiast wziąć się w garść zatopiła się w swoich smutkach, nie myśląc zbytnio o dziecku. Dobrze, że Gertruda miała głowę na karku, inaczej z małym Mikim byłoby krucho...

      Usuń
    4. No ie starał się...usiadł, pogadał, zapytał kilku osób, podjechał do granicy...i wrócił, a kit z rodziną...kochający mężuś i tatuś.
      Ja myślałam, że junior Stołowicki więcej tych pieniędzy odzyska a tu kropelka z ojcowskiej fortuny, może człowieka trafić, jak sobie pomyśli ile w tym banku jeszcze zostało.
      A Stołowicki senior powinien jakieś inne konto wybrać nie aż tak tajne, nie przyszło mu do głowy, ze jemu, czy adwokatowi, generalnie ludziom znającym nr. konta może się coś stać. Facet bezmózgowy totalnie.
      Ale książka wspaniała. A Gertruda, no kobieta cudo, wzór do naśladowania, byłam pełna podziwu dla jej postawy i starań.

      Usuń
  5. Książka porusza szalenie trudny i delikatny temat, ale z całą pewnością warto ją przeczytać. Dopisuję do swojej listy tę pozycję.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń