poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Uczta w sadzie owoców zakazanych - "Głos serca" - Jodi Picoult

   Debiut. I to debiut podwójny - Jodi Picoult jako pisarki i mój jako jej czytelniczki. Jak mogłam do tej pory nie zapoznać się z jej twórczością? Nie wiem, może znaczący był fakt, że do rzeczy zachwalanych przez wszystkich podchodzę zawsze z dystansem. Tym razem ów dystans okazał się jednak całkowicie zbędny, bo w powieść Picoult, wydaną nota bene dobrych 20 lat temu, weszłam jak nóż w masło i było mi w niej bardzo dobrze czytelniczo. Przyznam jednak szczerze, że cały czas szukałam między zapisanymi stronami fenomenu tej pisarki, nie znalazłam jednak niczego szczególnego, co mogłoby powodować, że trafia ona w gusta tak szerokich rzeszy odbiorców. Stawiam więc na to, iż podbiła ona serca czytelników pewną typowością i swojskością, bo jakby nie patrzeć, każdy może odnaleźć w jej opowieściach kwestie, które nie są mu obce. Po drugie, Picoult najwyraźniej stawia na uniwersalizm, pisze o problemach, które mimo upływu lat się nie dezaktualizują. W jej powieściach pulsuje krew, w jej powieściach tętni życie.
   Sieć relacji bohaterów Picoult jest aż gęsta od wzajemnych zależności i animozji, co tylko ubarwia fabułę i przydaje jej mocy. Jest nieszczęśliwa żona i mąż, którego największą i jedyną pasją jest praca. Jest zaniedbana przez ojca córka, która akurat wchodzi w trudny wiek dojrzewania i pierwszych miłości. Jest brat kochający swą siostrę uczuciem bezgranicznym, ale jednocześnie dość osobliwym. No i są oddani przyjaciele, Sam i Hadley, żyjący w swej idyllicznej, pachnącej jabłkami i kwieciem spowitej samotni, których przyjaźń zostanie zagrożona przez ich namiętności. Tę misternie utkaną pajęczynę wzajemnych relacji bohaterów autorka wciąż naciąga, wrzucając tu i ówdzie ważkie i mające niebagatelny wpływ na teraźniejszość wydarzenia z przeszłości. Ponury cień rzuca więc, i mocno determinuje małżeństwo Jane jej pełne przemocy i upokorzenia dzieciństwo w patologicznej rodzinie, będące jednak zarazem nierozerwalnym spoiwem jej miłości do brata. Kolejną kością niezgody, ale też próbą, przez którą przebrnął zwycięsko związek Jane i Oliviera była katastrofa lotnicza, z której cudem ocalała ich córka. Również w grzebiąc w życiorysach dwóch dwudziestopięciolatków, Sama i Hadley'a, można by odnaleźć ziarna wszystkich ich ówczesnych zahamowań czy uprzedzeń. Wszystkie wybory bohaterów autorka znaczy tragizmem, w jego starożytnym rozumieniu - jej postaci mają dwa lub więcej wyjść, przy czym żadne nie może zostać uskutecznione bez opłakanych konsekwencji; nie ma dobrego rozwiązania, może być tylko mniejsze zło. Nic więc dziwnego, że napięta do granic lina wzajemnych uzależnień bezustannie się zacieśnia, tworząc swego rodzaju pętle na szyjach bohaterów. Komu uda się wyjść bez szwanku, a kto polegnie w tej próbie sił, będącej mieszaniną pogoni za marzeniami i walki z własnymi demonami? Wydaje mi się, że to nie kwestia poznania faktów, a w wielu przypadkach jedynie ich interpretacji.
  Konstrukcja książki Picoult pomyślana została tak, by symulować życie najbardziej autentycznie, jak tylko się dało. Co mam na myśli? Brak ciągu chronologicznego w prezentowaniu wydarzeń idealnie odzwierciedla typową dla ludzi niemożność oderwania się od przeszłości i zaprzestania życia tym, co minione. Przeszłość tworzy przyszłość, a często bywa dla niej również siłą destrukcyjną. Picoult to rozumie i daje  temu wyraz w swej powieści. Tu zaznaczyć muszę, że umieszczenie przełomowego, wydawać by się mogło, wydarzenia gdzieś w środku fabuły nie było najlepszym posunięciem konstrukcyjnym, choć może z drugiej strony, zamysłem autorki było przeniesienie akcentu, uwypuklenie innych wątków kosztem budowania napięcia... Drugim zabiegiem, podobno typowym dla Picoult (wiem tylko ze słyszenia, nic innego jej pióra jeszcze nie czytałam) jest ukazywanie tych samych wydarzeń z perspektywy poszczególnych bohaterów. To zadziwiające, ale zarazem jakże prawdziwe, jak bardzo fakty, poddane subiektywnej obróbce indywidualnego punktu widzenia ulegają odkształceniom i deformacjom, tworząc niejednokrotnie swoje przeciwieństwa czy zaprzeczenia w zależności od oczu, które na nie patrzą. Psychika ludzka jest niezgłębiona; nie ma również jednej prawdy absolutnej, bo rzeczywistość tworzą u Picoult, tak jak w życiu, zsumowane prawdy wszystkich bohaterów. Autorka dokłada wszelkich starań, by czytelnik mógł je ze sobą skonfrontować i sam ocenić.  
   Jeśli nawet powieści Picoult nie da się określić inaczej niż mianem czytadła, co zapewne dla wielu z nas konotuje pejoratywne znaczenie tego słowa, to zaraz trzeba dodać, iż jest to czytadło z aspiracjami. Autorka stawia sobie poprzeczkę dość wysoko, wyposażając powieść w bardzo ciekawą konstrukcję i tworząc jej niewybredne psychologiczne zaplecze. Bez tego wszystkiego banalna historia, jaką obrała sobie amerykanka na "kręgosłup" swojej opowieści mogłaby być na jednej półce z "harleqinami" kładziona. Usilnie ucieka Picoult od zbytniej melodramatyczności i romansowej konwencji, nie udaje jej się jednak do końca od niej odejść, zdarzają się niezbyt chyba przemyślane i nienajszczęśliwsze zwroty ku rozpowszechnionym w popkulturze wzorcom powieści obyczajowej pod znakiem spódnicy. Początkowa antypatia bohaterów, która przeradza się w pałające uczucie, to motyw tak wyświechtany, że aż żenujące było czytanie o nim. W ogóle miałam jakoś wrażenie, że sceny romantyczno-miłosne były dla autorki nie lada wyzwaniem i nie zawsze udawało jej się uciec banałowi. Niemniej powieść jak na debiut autorki młodej, bo 25letniej wówczas pozwala mi na udzielenie jej za te schematy rozgrzeszenia.    
   "Głos serca" to powieść drogi, zarówno tej, którą trzeba przebyć geograficznie, by odnaleźć własne szczęście, jak i tej odbywanej w głąb siebie, by zrozumieć, czym to szczęście właściwie jest, by móc je zdefiniować. Interesującym zabiegiem jest też element epistolarny obecny w powieści pod postacią listów wysyłanych do Jane przez jej brata Joley'a, mających instruować ją na dalszą podróż, ale również zawierających intymne, nieraz bolesne wspomnienia z ich dzieciństwa. Myślę, że powieść Picoult ma niejakie właściwości terapeutyczne, człowiek czytając o problemach innych ludzi doznaje swoistego uczucia katharsis; stwierdza, że może nie jest mu jednak w tym jego życiu aż tak źle. Dodatkowo mogę z radością stwierdzić, że autorka nie napisała nam tu bajki. Choć nie odrzuca całkowicie nadziei i nie odwraca się plecami do wiary w lepsze jutro, to jeśli miałabym określić w kilku słowach, o czym traktuje opowiedziana przez nią historia, powiedziałabym, że jest to dramat złamanych żyć. 
Tekst stanowi oficjalną recenzję napisaną dla serwisu LubimyCzytać.pl

Wydawnictwo, miejsce i data wydania: Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Wydanie: I.
Ilość stron: 557.
Przekład: Agnieszka Barbara Ciepłowska 
Tytuł orginału: Songs Of The Humpback Whale.
Język orginału: angielski. 
Data powstania:1992.
Moja ocena: 5/6.

8 komentarzy:

  1. Ja uwielbiam prozę Picoult i gorąco polecam ci jej powieść Tam gdzie ty - myślę, że może ci się spodobać :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twórczość Jodi Picoult i mam już za sobą sporo książek tej autorki. Na szczęście, jeszcze wiele z nich jest przede mną.. :) "Głos serca" wygrałam w konkursie na portalu Lubimy Czytać i na pewno niebawem sięgnę po nią. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna recenzja Jodi,którą dziś czytam.
    Znak, że trzeba przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jeszcze nigdy nie czytałam nic tej autorki, ale i tak najbardziej zachęca mnie chyba 'Bez mojej zgody'.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyle dobrego czytałam o tej pisarce, a jakoś nie mogę się przekonać :) może kiedyś się przełamię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. wiele już dobrego czytałam na temat książki, jednak jeszcze nie jestem na nią gotowa :) pozdrawiam i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze nic nie czytałam tej autorki, ale mam ją już od dłuższego czasu w planach:-)Myślę, że ta książka spodobałaby mi się.

    OdpowiedzUsuń
  8. mam jedną książkę tej autorki za sobą i na pewno zdecyduję się na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń