poniedziałek, 3 stycznia 2011

"Jezus wybrał dwunastu apostołów - mówił. - My wybieramy trzydzieści dziewcząt"* - "Skradzione anioły. Porwane dziewczęta Ugandy" - Kathy Cook

   Ciężko mi się czytało tę książkę. Ciężko, bo mówi o przytłaczającej prawdzie, o bólu, zniewoleniu, odbieraniu człowieczeństwa i niezawinionych mękach. Oczywiście areną rozgrywających się w niej wydarzeń jest Afryka - marionetka Zachodu i Ameryki. Autorka zabiera nas do Ugandy targanej wojną domową. Tematem książki są porwania i przymusowe wcielanie dzieci do Armii Bożego Oporu, rebelianckiego zgrupowania dowodzonego przez Josepha Kony'ego.  Tytuł "Skradzione anioły" odnosi się do 139 dziewcząt ze szkoły w Aboke, których porwanie odbiło się największym echem i zwróciło (wprawdzie po wielu zabiegach) oczy świata na problemy Ugandy.




















   Kim był Joseph Kony, dowódca dziecięcej armii, i na czym polegał jego fenomen? Jest on postacią tajemniczą i kontrowersyjną. Przez swoich zwolenników uznawany za mesjasza, w rzeczywistości był mistrzem stwarzania iluzji. Podwładnym wmawiał, iż jest wieloma duchami, które przybrały ludzkie ciało, by wypełnić na ziemi swój cel: obalenie rządu i zlikwidowanie wszystkich złych mocy na ziemi.
   Wcielenie do armii Kony'ego wymagało wypełnienia rytuału podawania sobie jajka oraz namaszczenia i noszenia na ciele znaków przez trzy dni. Miało to, w myśl Najwyżeszgo Ołtarza (swoisty sztab dowódców - kapłanów) chronić rebeliantów przed atakami, chorobami oraz wiązać z Duchem Świętym. W 1996 roku jego armia liczyła 6 tysięcy żołnierzy.
   "Siostra Rachele zobaczyła wśród żołnierzy wielu młodych chłopców niespełna dziesięcio-, jedenasto- i dwunastoletnich, obwieszonych naszyjnikami z kul i niosących karabiny, maczety lub siekiery. <<Niewinne dzieci, uprowadzone prawdopodobnie kilka tygodni lub miesięcy wcześniej, a teraz wyglądające jak potwory>> - myślała. <<Ich człowieczeństwo zostało skradzione im, kiedy jeszcze byli dziećmi>>. Ponad 80 procent rebeliantów to dzieci poniżej osiemnastego roku życia. Wszystkie zostały porwane i siłą wcielone do armii."**
   W jaki sposób Kony panował nad tak liczną grupą dzieci wypatrujących desperacko możliwości ucieczki? Miał na to niezawodne sposoby, a jednym z nich była odpowiedzialność zbiorowa - za ucieczkę musiał ktoś odpowiedzieć jeśli nie sam winny, to jego najbliżsi znajomi. Mieli oni wybór: albo złapać zbiega, albo ponieść za niego karę, jaką była najczęściej śmierć. Mało tego; w ramach przestrogi dowódcy LRA zmusili grupkę dziewcząt z Aboke do zatłuczenia na śmierć jednej z nich, której ucieczkę udaremniono. Przerażające i mrożące krew w żyłach są opisy mąk jednej z dziewcząt z Aboke, Judith - chłosta łańcuchami, razy maczetą, pozostawienie w rowie by się wykrwawiła, gdy jednak  to nie nastąpiło - długie męki ukrzyżowanej w lesie.  
   Historia misji i krzewienia chrześcijaństwa w Afryce od czasów, gdy europejscy intelektualiści odmawiali jej mieszkańcom posiadania ludzkiej duszy a w krajach Trzeciego Świata panowali despotyczni władcy, wierzący w animizm i szamaństwo oraz składając bogom krwawe ofiary ze swoich poddanych. Autorka opisuje krwawe akty męczeństwa i palenia na stosie, jakie miały miejsce w 1886 roku ze strony pogańskiego władcy na 22 chłopcach, którzy prześladowani za wiarę chrześcijańską nie wyrzekli się jej nawet w obliczu śmierci.
   Dziewczęta z Aboke (popularnej szkoły prowadzonej przez zakonnice) przez długi czas były dla rebeliantów mocną kartą przetargową. W 1996 roku uprowadzono 139 dziewcząt, jednak prośby siostry Racheli i niewątpliwe poszanowanie ze strony rebeliantów dla jej białej skóry i habitu sprawiło, iż cudem odzyskała aż 109 z nich. Pozostałe 30 musiało pozostać w buszu, gdzie przydzielone zostały dla poszczególnych dowódców jako żony, miały spełniać ich rozkazy, służyć im, dzielić z nimi łoża i znosić upokorzenia i spartańskie wręcz warunki. W obozach panowała poligamia. Zakazano im utrzymywać kontaktu wzrokowego, zabroniono rozmawiać. 
  Rodzice porwanych dziewcząt byli bezsilni, pukali do wielu drzwi ( siostra Rachele podróżowała po świecie i szukała pomocy m.in, u Hillary Clinton, Nelsona Mandeli, papieża, Koffiego Annana), niewiele przed nimi uchylono. Aby wspierać się nawzajem utworzyli Stowarzyszenie Zatroskanych Rodziców. Cały czas żyli w strachu, ale nie stracili nadziei do samego końca.
   Autorka porusza też problem zacofania mieszkańców Ugandy, ich naiwności z niej wynikającego szamaństwa, poprzez które oszuści bogacą się, wmawiając ludziom, iż to rozgniewane duchy kradną im bydło czy sprowadzają cierpienia. Dochodziło nawet na tym tle do masowych samobójstw. Promykiem światła w ciemnocie zabobonu była radiostacja Radio Wa, zainicjowana przez misjonarza, ojca Johna. Odegrała ona wielki udział w werbowaniu rebeliantów pozostających w lesie w obawie przed aresztowaniem, przez tych, którzy już uciekli z obozu Kony'ego. 
   Oprócz borykania się z atakami i ludobójstwem, z rozprzestrzeniającym się nieubłaganie w obozach dla uchodźców AIDS, przyszło Ugandyjczykom zmierzyć się też z epidemią nieuleczalnego wirusa Eboli (rzekomo przepowiedział ją Kony w swych wizjach, określając mianem "nie dotykaj mnie", co dodatkowo podniosło jego rangę wizjonera).  
 Kathy Cook stworzyła przekrojowy, skrupulatny i panoramiczny reportaż;porozmawiała, z kim się dało, przeczytała co się dało, dotarła do akt i dokumentów, do których dotarcie równać się może z cudem, a wszystko po to, by naświetlić sprawę z wszystkich możliwych aspektów. Cook zarysowuje historyczno-polityczne zaplecze konfliktu, stara się być najobiektywniejsza, jak tylko się da; wszelkie własne interpretacje odnotowuje w przypisach. Tak podsumowuje przepychanki dwóch wrogich obozów, zarzewia cierpień ugandyjskich dzieci:
"(...) przemówił, porównując rebeliantów i rząd do dwóch walczących słoni, które zadeptują trawę pod swoimi stopami. Tą trawą jest lud Acholi."***
Podobnie trafna i pozbawiona zbędnych niedopowiedzeń; obnażająca całą nagą prawdę jest jej diagnoza przyczyn braku zainteresowania i interwencji konfliktem ze strony Europy:
   "Inne wojny przykuwały uwagę międzynarodowej opinii publicznej, choćby Bośnia czy Kosowo, chociaż z drugiej strony, te rozgrywały się w Europie. Niemniej nawet w Afryce świat pomagał przerywać wojny, tak było przecież w Sierra Leone, Angoli, Kongo czy Sudanie. Wszystkie te kraje otrzymały pomoc. Tyle tylko, że w Sierra Leone są diamenty, Sudan i Angola mają ropę, a Kongo złoto, diamenty i koltan. - W północnej Ugandzie są tylko dzieci."****
 *s. 29.
**s. 25.
***s. 219.
****s. 258.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Wydawnictwo Św. Stanisława BM, Kraków 2010.
Ilość stron: 326.
Przekład: Olga Pieńkowska-Kordeczka, Karol Sijka.
Moja ocena: 5/6.

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie książka dla mnie :) Już zapisuję na swoją tajemną listę ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szokujące i niestety prawdziwe.

    Z pewnością ją przeczytam ;) Obok tej książki nie można przejść obojętnie.

    OdpowiedzUsuń