sobota, 30 kwietnia 2011

"Nie zrozumiesz tego. Nie jesteś Turkiem"* - "Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji" - Witold Szabłowski

   Ta książka uratowała mi życie. Dosłownie, bo gdybym jej nie miała, najpewniej umarła bym z nudów na 2,5 godzinnych wykładach z niezbyt mnie interesującego przedmiotu. A tak zleciało jak z bicza strzelił. Podczas gdy mój profesor objawiał nam kulturę regionu, ja również zgłębiałam kulturę, tyle, że Turcji. Kolejnym dowodem na to, jak wciągające są reportaże Szabłowskiego niech będzie fakt, że czytałam książkę w autobusie, czego z reguły nie robię. 
  Reportaże Szabłowskiego mają klimat polsko - tureckich pogawędek przy piwku, choć niejednokrotnie dotyczą one trudnych spraw i tematów ocierających się o tabu. Dawno nie czytałam rzeczy tak panoramicznej zarówno pod względem wachlarza poruszanych aspektów, jak i rozmaitych na ich temat poglądów. 
   Szabłowski to może nie tyle profesjonalny reporter, co wielki pasjonat kraju o którym pisze. I może dlatego tak dobrze się to czyta. Autor ma dystans do siebie oraz do swoich rozmówców, nie ocenia, nie szufladkuje, po prostu słucha i gawędzi. Styl Szabłowskiego jest dość specyficzny - ma się wrażenie, iż to ciebie właśnie praży tureckie słońce, że to ty właśnie patrzysz na opisywane budowle, że widzisz łzy ocalonych od honorowych zabójstw kobiet; nie wyczuwa się niemalże papieru i tuszu, tak żywa i spontaniczna jest narracja w "Zabójcy...".
   Odkrywanie Turcji zaczynamy od poznania sylwetki niejakiego Nazima Hikmeta, słynnego tureckiego poety ( "Dla tureckiej poezji Hikmet jest Rejem, Kochanowskim i Mickiewiczem" - s. 21.) oraz łamacza niewieścich serc. Autor nie omieszkał skrupulatnie prześledzić jego genealogii i znalazł, a jakże, polskie korzenie - otóż pradziad Nazima nazywał się Borzęcki... Bierzemy udział w wielowiekowej dyskusji będącej owocem tureckiego pragnienia podziwu ze strony innowierców, której obiektem stała się Hagia Sophia i kolejne próby coraz to nowych architektów ukierunkowane na przyćmienie jej wielkości - żadnemu jak dotąd się to nie udało. Szabłowski zagląda Turkom do ich małżeńskich alków. Małżeńskich, ale też i przedmałżeńskich. I pyta: Co z tym seksem? Sprowokowani wyłuszczają przed czytelnikiem swój kulturowy absurd w tej materii - młody Turek niczego nie pragnie bardziej niż zbliżeń, jednak żaden z obywateli tego kraju nie poślubi nie-dziewicy. Seks to w ogóle w Turcji temat tabu, ale jak zacząć jątrzyć to wychodzą na jaw problemy z impotencją spowodowane "syndromem obrzezańca" (kojarzeniem wszystkiego co wiąże się z tym męskim narządem z bólem będącym wspomnieniem tego tradycyjnego rytuału), ponadto edukacja seksualna jest w tym kraju tak niesamowicie kulejąca, iż promocji prezerwatyw oraz zasadności ich użycia dokonuje się takimi słowami:
   "<<To jest wasz petlican, bakłażan>>. Tak na wsiach mówi na męski narząd. <<To, co z niego wylatuje, to mali Kurdowie. Jeśli mały Kurd wejdzie do brzucha waszej żony, będziecie mieli dziecko>>. (...) Nakładam na banana prezerwatywę i mówię: tu możecie złapać małych Kurdów. I jeszcze ich podpuszczam: ale tylko prawdziwy mężczyzna potrafi łapać dobrze!"**
   Turcja to kraj absurdów - największym kompleksem tego kraju jest jej zagadkowe położenie, bo to taka ni to Europa, ni to Azja. Turcy by woleli, żeby była bardziej Europa i dlatego pieczołowicie pretendują do członkostwa w Unii. W imię tego  nawet doszło do sytuacji, gdy kojarzące się z konserwatywną Turcją chusty zakrywające wszystko prócz kobiecych oczu zostały zakazane i aby móc je nosić trzeba z Turcji wyjechać, podobnie rzecz ma się z tradycyjnym męskim ubiorem wypartym przez bardziej europejskie garnitury. Jednak to nie zewnętrzna warstwa kulturowych insygnii oddala Turcję od europejskiej utopii - czymś, co nie da się zdjąć równie łatwo jak przestarzały i prymitywny czador jest zakorzenione głęboko w tureckim umyśle przekonanie o konieczności dokonania zbrodni honorowej, jako zadośćuczynienia za splamienie honoru. Przy czym jako podstawę do zamordowania młodej dziewczyny niejednokrotnie wystarczy okrutna, kąśliwa plotka. Szabłowski pyta Turków po prostu : dlaczego? i oto czego się dowiaduje; na pytanie co zabójca powiedziałby teraz swojej ofierze (siostrze, żonie, córce) odpowiadają:
   "Powiedziałbym, że ją kocham. Ze zrobiłem to, co musiałem. I wiem, że mnie zrozumie"***
Zbrodnie honorowe są palącym problemem Turcji, który, jak dowodzi autor nie szybko zostanie wyeliminowany, ponieważ wszelkie organy, które potencjalnie w każdym innym państwie mogłyby udzielić pomocy skazanej kobiecie składają się z mężczyzn przesiąkniętych identycznym światopoglądem, co niedoszli zabójcy; posądzone dziewczyny nie mogą więc liczyć na pomoc znikąd. W ogóle, jak pisze Szabłowski, kobiety nie mają w Turcji wesoło - legalna prostytucja niszczy życie wielu młodym kobietom, które mężowe niczym rzeczy sprzedają do agencji, a policja zamiast je wspomóc udaremnia im ucieczkę odwożąc do pracodawcy, który dotkliwie perswaduje im kolejne próby. Wieczorem ci sami policjanci przychodzą aby z ich usług skorzystać, a szefowie dają im jeszcze zniżkę w nagrodę. Swoje historie opowiedziały panu Witoldowi Saliha Ermez i Aysa Turkukcu, czytając je włos się na głowie jeży, a usta otwierają ze zdziwienia, iż takie rzeczy dzieją się na świecie na mocy prawa. A gdy jeszcze się doczyta, iż kobiet tych wyparły się rodzone córki, łza kręci się w oku. I nie jest to jakiś melodramatyzm, a życie właśnie, suche słowa, same fakty. 
   Kolejnym kompleksem Tureckim są trupy wyrzucane na brzegi pięknych kurortów wypoczynkowych. Szabłowski wyjaśnia, skąd się tam wzięły - to zwłoki nielegalnych imigrantów z ogarniętego wojną Iraku, usiłujących przedostać się za wszelką cenę do oazy spokoju, jaką jawi im się Turcja Władze biorą sobie za punkt honoru udaremnienie im ucieczki posuwając się nawet do zatapiania łodzi czy strzelania do tych ludzi. Powstał nawet specjalny zawód "czyściciela", który wyrusza przed świtem, by oczyścić rajskie plaże z tego rażącego oczy wczasowiczów widoku.  
   Zapewne zastanawiacie się kim jest ów tytułowy zabójca... Kojarzycie zapewne zamach na Jana Pawła II? No więc właśnie o jego niedoszłym zabójcy tu mowa. O Adanie Agcy i jego czynie rozmawia Szabłowski z rodziną Turka -  wysłuchuje usprawiedliwień, jakimi sypią na jego obronę, dowiaduje się, iż według samego Adana, zastrzelenie papieża miało być misją do której powołały go niebiosa. A potem słucha historii człowieka urzeczonego dobroci papieża ("Wiem, że bardzo za nim tęskni" s.181 - kwituje jego adwokat). 
byebyebusha - czyli wydarzenia, jakim było rzucenie w prezydenta USA odwiedzającego Turcję butem. Anegdota, nie anegdota, ocena samego zdarzenia to jedno, ale biznes, jaki się rozkręcił w przemyśle obuwniczym to zgoła odmienna kwestia. Wiele fabryk rościło sobie prawa do owego modelu, jednak patent na niego miał nie kto inny jak Ramazan Baydan. Odtąd jego szajsowate obuwie sprzedawało się świetnie, cóż, lepszej reklamy mieć nie mogło.
    Reportaże Szabłowskiego niczym mozaika układają się w całość błyszczącą przeróżnymi odcieniami tureckiej kultury. To takie przesiane przez sito reporterskiej selekcji odłamki tureckiej duszy. Smaczku książce dodają fotografie z różnych miejsc tamtej egzotycznej ziemi, ma której stopa autora "postała".  

*s. 64
**s. 62
***s.102
Fotografie pochodzą z internetu (źródło).
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
Ilość stron: 206
Moja ocena: 4/6
Seria: Reportaż
Wyzwanie: Reporterskim okiem

niedziela, 17 kwietnia 2011

Wiosenno - stosikowy zawrót głowy :)

   Zaszalałam, trochę mnie poniosło. Ale winę zwalę na MATRASA, bo wodzi mnie na pokuszenie. Skutecznie :) Oto co popełniłam w ostatnich dniach - systematycznie i konsekwentnie wynosiłam i wynosiłam, aż tyle się tego nazbierało: 
 
1) Rodzina White'ów - Maggie Gee
2) Ból fantomowy - Arnon Grunberg
3) Opowieść o kobiecie spod znaku Ognistego Konia - Jeanne Wakatsuki Houston
4) Faktoria jedwabiu - Tash Aw
5) Guatanamo. Pięć lat z mojego życia - Murat Kurnaz
6) Aranżowane małżeństwa - Chitra Banerjee Divakaruni
7) Oczekiwanie - Ha Jin
8) Za głosem Sangomy - Agnieszka Podolecka
9) Płacząca Zuzanna - Alona Kimchi
10) Gazprom. Rosyjska broń - Walerij Paniuszkin i Michaił Zygar
11) Jeszcze żyjemy - Annick Kayitesi
12) Kredożercy - Oscar Aibar
13) Kobieta, która czekała - Andrei Makine
14) Miasto - morderca kobiet - Marc Fernandez i Jean-Christophe Rampal
15) Córka żołnierza nie płacze - Kaylie Jones

   Dodatkowo rozpieściły mnie też Wydawnictwo Literackie i Otwarte. Oto mini-stosik recenzyjny:
2) Czeczenia. Rok III - Jonathan Littell

   I ostatni stosik, biblioteczno-majówkowy:
1) Mała Ikar - Helen Oyeyemi - moja książka na majówkę :) (:
3) Obsoletki - Justyna Bargielska
4) Drogi Osamo - Chris Cleave - zainspirowana recenzją Bujaczka (pozdrawiam Kochana)

środa, 13 kwietnia 2011

I mogę już wyruszać z książką na majówkę! :)

   Zupełnie niespodziewanie dostałam dziś książkę na majówkę:) I wielki uśmiech w stronę karto_flanej, bo doskonale wiedziałaś Kochana, czym mi sprawisz przyjemność. O książce "Mała Ikar" wprost marzyłam!!!:) Gdyby nie stos książek recenzyjnych, rzuciłabym się na nią od razu. Dziękuję też za zakładeczki, są super!!! I te słodkości:) Mniam:) Pięknie dziękuję:)
 
    Do moich podziękowań przyłącza się też Natuś:) O nim też pamiętałaś, więc jak tylko słoneczko zaświeci wyruszamy razem na majówkę:) Obrazeczki są urocze:) Wielkie buziaki:)

wtorek, 12 kwietnia 2011

"(...) zapach rozgoryczonego człowieka o pękniętym sercu"* - "Kiedy ulegnę" - Chang-Rae Lee

   Czasami niemal 500 stron to za mało, ja przynajmniej czuję się niezaspokojona. Chciałabym dalej dać się unosić absorbującej narracji Lee, dalej  przyglądać się  stworzonemu przez niego światu, towarzyszyć jego bohaterom... Chciałabym móc dalej niepostrzeżenie przewracać kartki i podróżować po przenikających się płaszczyznach czasowych i przestrzennych. Niestety przeczytałam już ostatnią... Bardzo dobra powieść.
     Lee stworzył dzieło wielowątkowe, wykreował nietuzinkowe postaci, dopieścił każdy najmniejszy wątek poboczny, a to wszystko oparł na niebanalnym pomyśle. Jako odbiorca czułam się ze wszech miar dopieszczona. 
   Tłem powieści Lee jest wojna koreańska, która nie tylko rani ludzi fizycznie i odbiera im bliskich, ale również naznacza ocalałych cieniem spaczonej psychiki. Gorzknieją, tracą sens życia, wspomnienia dezorganizują ich egzystencję i mają destrukcyjny wpływ na przyszłe kontakty międzyludzkie. Szukając ukojenia wikłają się w coraz większe tragedie, szukając stabilizacji rujnują spokój innych, dążąc do zacieśnienia więzi niszczą innym związki. 
   Obrazy wojenne Lee konstruuje tak realistycznie, nie szczędząc drastycznych i naturalistycznych opisów, iż niejednokrotnie chciałoby się wprost krzyknąć "Przestań, oszczędź go/ją, nie każ umierać!", wojna jednak nie zna litości, odarta jest z patosu i jakichkolwiek ideologicznych podpórek. Bohaterowie Lee umierają, bo światem rządzi przemoc i okrucieństwo. Głód, bezlitosna walka o przetrwanie, brak skrupułów i sentymentów - oto owoce wojny, one ukształtowały głównych bohaterów - młodą Chinkę June Han, która straciła całą rodzinę, która musiała patrzeć na śmierć matki i starszej siostry w eksplozji, a potem uściskała straszliwie okaleczone ciałko młodszego brata w stanie agonii. Mając jedenaście lat poznała już reguły walki o przetrwanie, musząc wybierać między staraniem o własne przetrwanie, a towarzyszeniem mu w ostatnich chwilach jego życia. Ukształtowała Hectora, amerykańskiego żołnierza, któremu wrodzona wrażliwość nie pozwalała zabijać, wojnę spędził on więc na rejestrowaniu zabitych żołnierzy i wygrzebywaniu ich zwłok w rozmaitych stadiach rozkładu w celu pochówku. 
"(...) otacza go poświata niczym jakiegoś świętego z renesansowego malowidła, ale spod niej, jak spod starej zaprawy wyłaniał się ledwie uchwytny obraz człowieka upadłego, kładący się na nim mało wyraźnym, ale złowieszczym cieniem."**
Dzieckiem wojny jest też córka misjonarzy, Sylvie Tanner.  Widziała ona okrutną rzeź swych rodziców i przyjaciół, a doświadczenia te były tak silne, iż kazały jej omotać się płaszczem nałogu dającym złudne zapomnienie. Wszystkich ich wojna odmieniła, wyjałowiła ich radość życia, pozbawiła zdolności odczuwania uczuć wyższych, niż instynkt przetrwania i samozaspokojenia.
"(...) zamykali się we własnych światach, jak owady w kawałkach bursztynu".***
   Wszyscy oni spotykają się w koreańskim sierocińcu. June, Hector i Sylvie tworzą trójkąt wzajemnych oczekiwań, złudzeń i zawodów. Ranią się nawzajem, ale są jednocześnie w tajemniczy sposób od siebie uzależnieni swymi chorymi namiętnościami. O ile jako postaci indywidualne są już osobowościami dość tragicznymi o tyle ich fuzja nieuchronnie prowadzi do tragedii, nie tylko ich samych, ale również ludzi w jakikolwiek sposób z nimi powiązanych. Hector i Sylvie wplątują się w zakazany romans za oczami wielebnego Tannera, June roi nadzieję na adopcje jej przez parę amerykańskich misjonarzy, lecz jej uczucia do przyszłej matki w niczym nie przypominają rodzinnych, są skażone dziką żądzą June, co z kolei zdaje się wcale nie przeszkadzać Sylvie. Relacje tej trójki, pełne groźnych napięć i wcale nie oczyszczających wyładowań prowadzą w końcu do tragedii, gdzie śmierć w pożarze sierocińca ponosi jedno z nich.
   Mija trzydzieści lat i drogi June i Hectora schodzą się ponownie. A wszystko za sprawą poszukiwań ich wspólnego syna Nicholasa. June jest poważnie chora na raka, jej dni są policzone; Hector nieudolnie próbuje posklejać swoje dotychczasowe życie hulaki, podejmuje pierwsze kroki ku stabilizacji u boku kobiety... I znowu połączenie ich losów okazało się opłakane w skutkach. Muszę przyznać, iż wątek efektu ponownego spotkania tej dwójki bardzo mnie zaskoczył.
   "Zostali już tylko we dwoje, byli jak para zbłąkanych dusz zamkniętych w jednej beczce niesionej prądem ku ujściu rzeki, chwilowo jeszcze w spokojniejszym nurcie, ale już rwącym coraz szybciej, jako że zbliżali się do wodospadu."****
   Wymowna jest również ostatnia scena powieści. Hector wnosi na rękach do kościoła na Solferino umierającą June i, spodziewając się ujrzeć tam piękne i kojące widoki, widzi stosy ludzkich kości. Miejsce do którego zmierzali w swej pielgrzymce przez ocean i po Europie ma dla nich okrutną i poniżającą niespodziankę - wasze życie na zawsze pozostanie już robaczywe, nie dla was uroki życia, wieczne dzieci wojny, zdaje się mówić. Aż słychać złowieszczy chichot losu.
   "Kiedy ulegnę" to powieść pełna smutku, melancholii, marazmu. To opis życia w najgorszej jego odsłonie, życia w którym nadzieja okazuje się naprawdę matką głupich i naiwnych. Lee ukazuje skutki porażającego ludzkiego egoizmu, ulegania pokusom, własnym słabościom i innym ludziom. Jednak jest w tej książce coś nurtującego, jakiś magnes przyciągający wciąż myśli jeszcze długo po skończonej lekturze.
*s. 404
**s.333 
***s. 344
****s. 384
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Świat Książki, Warszawa 2011.
Przekład: Andrzej Leszczyński.
Ilość stron: 492.
Moja ocena: 5/6.
Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki