czwartek, 17 października 2013

Stos nie ulega przedawnieniu + fanpejdż:)

   Odkurzam. Wyciągam, przeglądam, porządkuję i za głowę się łapie, ile tego jest. Czytelniczy, a raczej recenzencki impas trwał i trwał, i cieszę się, że wreszcie się skończył (mam nadzieję, ze na dobre). Bo brakowało mi pisania, tego miejsca, Was. Nawet jeśli coś w tym okresie przeczytałam (a czytałam i to sporo), to szara rzeczywistość nie pozwalała poskładać myśli w sensowny tekst. "Wena" do pisania omijała mnie szerokim łukiem. Stos jednakże nie ulega przedawnieniu, tym bardziej, że ten, którym chce się Wam dzisiaj pochwalić, jest cały, o zgrozo!, recenzencki. Dwie z poniższych książek przeczytałam w całości, od deski do deski, jak się to mówi, myślę jednak, że będę musiała przeczytać je raz jeszcze, bo było to tak dawno, że wiele istotnych szczegółów uleciało mi z pamięci, tak recenzować nie lubię. 
   Dobra, kończę już gadać:) Aha, jeszcze tylko pokażę Wam moje cacuszko, cudny lampion, który uwielbiam po prostu sobie zapalać kiedy czytam - do tego herbatka (nie kawka, bo czas na takie spokojne czytanie mam tylko wieczorem, kiedy Małe smacznie śpi) i nastrój jest niesamowity:) 

   Teraz trochę o ksiażkach i moich wobec nich oczekiwaniach czy nadziejach: 
1) A jeśli ciernie - Virginia C. Andrews - Świat Książki - trzecia już część cyklu o rodzinie Dollangangerów; czytałam dwie poprzednie i szczególnie pierwsza część ( której niestety nie zrecenzowałam) zapadła mi w pamięć. Nie można tu mówić o jakich wybitnych umiejętnościach literackich pani Andrews, natomiast jako autorka megawciągających czytadeł daje radę. I choć druga część (klik) wypadła nieco bladziej od "Kwiatów na poddaszu", to jestem bardzo ciekawa tej trzeciej (mimo, iż słyszałam od kogoś, że saga obiera tendencję spadkową w kolejnych częściach).
2) W cieniu drzewa banianu - Vaddley Ratner - Prószyński i S-ka - zaczęłam ja czytać, ale porzuciłam, z natłoku innych spraw raczej, niż z winy jej treści, bo jest to typ opowieści, który lubię najbardziej - odległe, najlepiej orientalne państwo; losy kobiety na tle ważkich wydarzeń historycznych. Tym razem Kambodża i rewolucja Czerwonych Khmerów przerywa sielskie dzieciństwo księżniczki Raami. Bardzo jestem ciekawa dalszego rozwoju wypadków. 
3) Wiatr z północy - Susan Abulhawa - Prószyński i S-ka - tę książkę przeczytałam już w całości i mogę Wam powiedzieć, że mocna to jest rzecz. Wstrząsająca, zapadająca w pamięć i wywołująca burzę emocji podczas czytania. Jest to książka o wojnie pomiędzy Palestyńczykami a Izraelczykami opowiedziana z punktu widzenia rodziny uchodźców. Czytając ją zmieniłam nieco punkt widzenia na pewne sprawy, a także nauczyłam się doceniać, ze żyjemy może nie w najszczęśliwszym państwie, ale w czasach pokoju. Zaczęłam już ja nawet recenzować, ale chyba będę musiała powrócić do jej treści i jeszcze raz przeczytać, bo w tym wypadku nie chcę pominąć jakiegokolwiek szczegółu. Smutna, ale piękna.
4) Siostra - Rosamund Lupton - Świat Książki - trochę się tej książki obawiam, bo czytałam już "Potem" Rosamund Lupton (niestety tej książki również nie opisałam na blogu :( - do nadrobienia!)), więc wiem, jak przejmująco potrafi ta pani pisać, a jeszcze taka tematyka - kobieta próbująca rozwikłać zagadkę śmierci swojej siostry... A ja mam bardzo dobre relacje ze swoją siostrą, więc sami rozumiecie... Mimo to mam ochotę wskoczyć w ten świat, ciesząc się, ze mam okazję go obserwować tylko z boku. Aha - przepiękna okładka.
5) Zniknięcie słonia - Haruki Murakami - Muza - również przeczytana, również niezrecenzowana i również będę ja najprawdopodobniej czytać ponownie, bo już Muza nowego Murakamiego wydaje. Lubię jego prozę, choć muszę sobie ją dawkować, wtedy smakuje lepiej. Miałam nadzieję, ze w tym roku Japończyk zdobędzie Nobla, jednak znowu się nie udało. Szkoda, bo jego proza jest taka inna, odmienna od reszty tego, co na rynku wydawniczym... W pamięci utkwiło mi szczególnie opowiadanie pod tytułem "Sen" :) 
6) Dziedzictwo - Katherine Webb - Insignis - to, ze ta książka się tu znajduje, to w dużej mierze zasługa wielu pozytywnych recenzji na Waszych blogach. Lubię takie klimaty - zagadka z przeszłości, powracanie do minionego, zgłębianie dziejów swojej rodziny, stara angielska rezydencja z jej tajemnicami, super. Myślę, że fajnie się sprawdzi na długie zimowe wieczory, że mnie też wciągnie bez reszty:)
7) Syn zarządcy sierocińca - Adam Johnson - Świat Książki - ostatnia już pozycja w tym stosiku, grube, ponad 500 stronicowe tomisko. Czym mnie przekonało? Po pierwsze rzecz dzieje się w Korei Północnej, a to już kraj z obszaru mojego literackiego zafascynowania. Po drugie jest to thriller z domieszką Kafkowego i Orwellowego natchnienia i interesuje mnie jak autorowi wyszedł ten zabieg. Ciekawa jestem też jak autor, z nazwiska wydaje się pochodzenia zachodniego skonstruuje specyficzną dalekowschodnią rzeczywistość. No, zobaczymy, co z tego wyjdzie. 

   Wszystkim, którzy wytrwali do tego momentu dziękuję. Jeśli czytaliście którąkolwiek z tych książek i chcecie się ze mną podzielić wrażeniami (tylko bez spoilerów, plissss), to ja z przyjemnością poczytam:) Jakieś uwagi, spostrzeżenia, zachęty - będzie mi bardzo miło. 
   Chciałam Was jeszcze zaprosić na fanpejdża mojej stronki na facebooku: 
Stronka może na razie nie powala z zachwytu, ale obiecuje, że będzie ewoluować. Ktoś powie: Czemu więc kobito wtyczki nie zrobisz jak Bóg przykazał w bocznej szpalcie? A bo kurczaczek nie umiem... Tak więc na razie musi mi taka prowizorka wystarczyć, dopóki nie zgłębię tajników techniki, he he. Jeśli chcecie mnie zaprosić na swoje fanpejdże to pod tym postem jest miejsce na tego typu "wynurzenia", tak, że śmiało, nikt się nie obrazi. Czekam:)
Buziaki Kochani. 
`