Tochman przywalił mnie tą książką jakby ważyła tonę, a ma zaledwie 150 stron... O ludobójstwie w Rwandzie trochę się już naczytałam, film obejrzałam, ale reportaż polskiego twórcy spowodował, iż jestem w wielkim szoku; mam w głowie nowe połączenia, ale nie są to synapsy neuronów, a jelita ofiar. Litery układające się w słowa niejednokrotnie raniły oczy niczym ostrze maczety, a emocje zawarte między nimi potrząsały mną z niewiarygodną siłą, namacalnie niemal łapiąc za ramiona.
Obawiałam się, że reportaż ten będzie czytaniem już czytanego, przybranego jedynie w nową oprawę. Ale nie, nic podobnego. Tochman naprawę po coś do tej Rwandy jeździł, stawiał odkrywcze pytania, naświetlał problem z niedotykanej dotąd strony. Drążył nie dając się zbyć. Starał się zachować reporterski obiektywizm, ale nie wahał się wyciągnąć palec i stwierdzić: "To ty jesteś winny". Zamiast silić się jedynie na odkrywanie warstw ziemi z ofiar 1994 roku w poszukiwaniu nie wiadomo właściwie komu do czego potrzebnej prawdy, Tochman zdziera maskę obłudy jaką obwarował się wobec nich świat.
"Dzisiaj narysujemy śmierć" to chyba jeden z najbardziej oskarżycielskich głosów w literaturze dotyczącej rwandyjskiego ludobójstwa, wymierzony w postawę Kościoła i jego sług. Nie wszystkich, rzecz jasna, każdego w różnym stopniu, ale jednak. Przywołuje Tochman ciekawą, ale jakże naciąganą moim zdaniem teorię jednego z księży, którzy czując się winnymi stosują śmieszna wręcz "spychologię", aby choć troch się oczyścić: ludobójstwo było według niego sposobem na ograniczenie rwandyjskiej populacji zastosowanym wobec oporu wiernych stosujących się do nauki kościoła, iż antykoncepcja jest złem. Tymczasem to księża właśnie, podczas rzezi w Gikondo zamiast ratować swych wiernych i błagać o ich życie zamknęli się na plebanii, wytargowawszy jedynie, by mordercy sprawili jatkę nie w świątyni, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament, ale tuż przed nią. Modlili się, głusi na krzyki bólu i nieludzkiego cierpienia mordowanych Tutsich... Innym absurdem jest również duża liczba rzekomych opętań, przeprowadzanych egzorcyzmów. Zdaniem Tochmana służy to jedynie urzeczywistnieniu i podkolorowaniu kolejnej wymówki katów - to nie myśmy ich zabili, to Szatan. I teraz tego szatana się wypędza...
Co mi się jeszcze w tej książce podobało? Zdecydowanie gra z czytelnikiem. Z czytelnikiem i sobą samym. Autor stawia pytanie: Po co ja o tym piszę? Dlaczego Ty, Czytelniku, chcesz o tym czytać? Dzieli się z czytelnikiem uczuciami towarzyszącymi mu w pracy nad książką, zmniejsza tym dystans z odbiorcą, pokazuje, że wobec takiej zbrodni wszyscy jesteśmy jedynie dziećmi we mgle, które nigdy nie pojmą jak i dlaczego.
"Dzisiaj narysujemy śmierć" to chyba jeden z najbardziej oskarżycielskich głosów w literaturze dotyczącej rwandyjskiego ludobójstwa, wymierzony w postawę Kościoła i jego sług. Nie wszystkich, rzecz jasna, każdego w różnym stopniu, ale jednak. Przywołuje Tochman ciekawą, ale jakże naciąganą moim zdaniem teorię jednego z księży, którzy czując się winnymi stosują śmieszna wręcz "spychologię", aby choć troch się oczyścić: ludobójstwo było według niego sposobem na ograniczenie rwandyjskiej populacji zastosowanym wobec oporu wiernych stosujących się do nauki kościoła, iż antykoncepcja jest złem. Tymczasem to księża właśnie, podczas rzezi w Gikondo zamiast ratować swych wiernych i błagać o ich życie zamknęli się na plebanii, wytargowawszy jedynie, by mordercy sprawili jatkę nie w świątyni, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament, ale tuż przed nią. Modlili się, głusi na krzyki bólu i nieludzkiego cierpienia mordowanych Tutsich... Innym absurdem jest również duża liczba rzekomych opętań, przeprowadzanych egzorcyzmów. Zdaniem Tochmana służy to jedynie urzeczywistnieniu i podkolorowaniu kolejnej wymówki katów - to nie myśmy ich zabili, to Szatan. I teraz tego szatana się wypędza...
Co mi się jeszcze w tej książce podobało? Zdecydowanie gra z czytelnikiem. Z czytelnikiem i sobą samym. Autor stawia pytanie: Po co ja o tym piszę? Dlaczego Ty, Czytelniku, chcesz o tym czytać? Dzieli się z czytelnikiem uczuciami towarzyszącymi mu w pracy nad książką, zmniejsza tym dystans z odbiorcą, pokazuje, że wobec takiej zbrodni wszyscy jesteśmy jedynie dziećmi we mgle, które nigdy nie pojmą jak i dlaczego.
"(...) moje notatki pełne są poobcinanych kończyn, pełne są krwi, zakażonej spermy, siostry na pewno gwałcili, od wielu miesięcy wszystko to skrzętnie zapisuję po nocach, wszystko już mam, zabitych rodziców na co drugiej stronie, i dzieci, niebieskim długopisem, czarnym, zielonym, żeby potem po zmianie koloru notatek sprawnie znajdować początek i koniec każdej relacji, zabity tak, zabity siak, moje notesy są spuchnięte jak trupy w wodzie, wszystkie te ciała są przy mnie, martwe, ale i żywe, ich zabici rodzice o nic specjalnego, nic szczególnego, rwandyjska normalka, moje notesy cuchną, wszystko co w nich mam podchodzi mi do gardła."**Obnaża autor schematy myślenie i postrzegania - ocaleni już zawsze będą naznaczeni piętnem zbrodni, której doświadczyli, w oczach świata będą najpierw ocalałymi właśnie a dopiero potem dobrymi ludźmi, czy fachowcami w danej dziedzinie. Cień maczety będzie unosić się nad nimi już do końca życia.
Miejsca w jakie prowadzi nas Tochman w swej książce sprawiają wrażenie jakby znajdowały się już u bram piekieł. Moje zdziwienie, gdy czytałam o muzeum rwandyjskich zwłok było porostu przeogromne. Okazuje się, iż szkołę w Kigali, która była miejscem jednego z największych masowych mordów przerobiono na... skład wyciągniętych z zbiorowych mogił zmumifikowanych zwłok ofiar. I leżą sobie tam, jedne na drugich, a ocalała z ludobójstwa kobieta opiekuje się nimi, ściera kurz, oprowadza chcących je obejrzeć... Prawdopodobnie znajduje się tam 840 mumii. Tylko nie potknij się o wystającą rękę...
Dużo miejsca poświęca też Tochman w swoim dziele losowi rwandyjskich kobiet.
"Twój wróg, to Tutsi, ale Twój największy wróg, to kobieta Tutsi"***
To właśnie kobiety Tutsi w ludobójstwie cierpiały najbardziej. To im nie pozwalano po prostu umrzeć, wymyślano dla nich najbardziej wyrafinowane męczarnie i katusze, zarówno fizyczne i psychiczne. Masowe gwałty, to jeszcze nic, niekiedy musiały zabijać własne dzieci, uprawiać seks na oczach katów z własnymi synami, których ścinano, gdy byli jeszcze w ich ciele, kazano im zjadać własne martwe dzieci... Śmierć była tu zaszczytem i luksusem...
Kolejny aspekt książki Tochmana to problem samobójstw ocalałych. Życie nie jest już dla nich możliwe, kobiety nie mogą sypiać z mężami, zbyt je to boli, zbyt przypomina przeżyte gwałty; mężczyźni nie mogą pogodzić się z odtrąceniem przez żony, zarzucają im, ze oddały siebie oprawcom. Matki nie potrafią kochać dzieci narodzonych z gwałtów. Nie zabiły ich, pozwoliły przeżyć, myślały że to mini, ale nie, w twarzy dziecka wciąż widzą twarz kata... Prowadzi to do alkoholizmu, obłędów; w końcu też do samobójstw i morderstw.
Sporo już przeczytałam o Rwandzie, ale ten reportaż był inny. Nad maskarą pochylił się humanista, nie opisywacz. Pochylił się człowiek świadomy swych słabości, a nie biały wśród czarnych, gorszych, który chce być mesjaszem odkrywającym przed światem nie wiadomo co. Epatowanie cierpieniem i szokowanie? Nie, tak po prostu tam było, po co ubierać zbrodnię w pawie piórka? Przeczytajcie i cieszcie się, ze nie musicie uczestniczyć. Bardzo, ale to bardzo wartościowa książka.
*s. 49.
**s. 81-82.
**s. 81-82.
***s. 48.
Obrazy pochodzą z Internetu.
Wydawnictwo, miejsce i rok wydania: Czarne, Wołowiec 2010.
Ilość stron: 147.
Moja ocena: 6/6.
Seria wydawnicza: seria Reportaż.
Wyzwanie: Reporterskim okiem.
Książka ta jest jedną z najbardziej poruszających, jakie miałam okazję czytać. Ale nie mogę się zgodzić, że jest tak bardzo nastawiona na oskarżanie Kościoła i księży. Owszem, jest to jeden filar całości, ale nie jedyny. Tak przynajmniej ja to widzę. Tochman zresztą rozkłada to ludobójstwo na czynniki pierwsze, bardzo dobry zabieg w przypadku reportażu i świetnie wykonany w tym przypadku.
OdpowiedzUsuńBardzo chcę tę książkę przeczytać. Znam już kilka tekstów Tochmana i wiem, że na jego warsztat można liczyć. Te fragmenty, które przytaczasz są przerażające - współczesny Holocaust. Koniecznie przeczytać, koniecznie poznać.
OdpowiedzUsuńSama recenzja mną potrząsnęła, więc na pewno przeczytam tę książkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń@ książkowo - owszem, Tochaman nie pragnie jedynie Kościoła oskarżać. Pokazuje zarówno księży bohaterów (ksiądz Hutu umierający z wiernymi), księży obojętnych (o nich napisałam w recenzji) oraz księży morderców (zamykających ludzi w kościele i wołających Hutu, by zburzyli go buldożerami z ludźmi w środku). Przyznaję Ci rację, że nie jest to jedynie oskarżenie, jest to tez konfrontacja świadków, jest przede wszystkim rozmowa... Tyle tylko, że ja w swej recenzji skupiłam się na opisywaniu różnic między rzeczami dotychczas przez siebie na ten temat czytanymi a tym, co mnie poruszyło u Tochmana. A z tak bezpośrednio postawionym problemem roli Kościoła w 1994 roku spotkałam się dopiero u niego (owszem, Reverien pisze o uciekających zakonnicach, Hatzfeld też wspomina o mordach w kościołach, ale nikt tego nie drąży, nie szuka świadków, nie próbuje nawiązać dialogu z samymi uczestnikami). Dlatego podkreśliłam to oskarżenie:)Ja również rozsmakowałam się w analizie Tochmana, jego bogata bibliografia ma realne zastosowanie dla wartości poznawczych. Głęboka książka.
OdpowiedzUsuń@the_book - ja tu spotkałam się z twórczością Tochmana pierwszy raz. Zdecydowanie za późno ale nadrobię to szybko. Przytoczone fragmenty są naprawdę dziecięcą opowiastką wobec tego, co zawiera książka. Nie chcę tu popełnić żadnych nietaktów, ani hierarchizacji, ale dla mnie Holocaust jest przy tym mniej dziki.
@ kasandra_85 - czekam na Twoje odczucia i wrażenia. Książka jest przerażająca, ale skoro ktoś to przeżył, my damy radę czytać o tym. Myślę, że trzeba o tym mówić, uświadamiać to światu i sobie, wyczulać się na zło. Tylko tyle można teraz.
Zgadzam się z kasandrą_85 - ja również nie mogę ochłonąć po przeczytaniu twojej recenzji, a moja chęć przeczytania książki jest niezmierna. Jednak wątpię, że będę mogła ją przeczytać w najbliższym czasie, bo jest to stosunkowo młoda publikacji, a ja odczuwam deficyt fundusz ;P
OdpowiedzUsuńPopieram dziewczyny. Recenzja wstrząsająca...
OdpowiedzUsuńAle muszę ją przeczytać. Znaczy książkę...
Po Twojej recenzji widzę, że naprawdę warto po nią sięgnąć. Przeczytam z pewnością. Tylko nie teraz. Czytałam jedną książkę o ludobójstwie w Rwandzie, oglądałam kilka filmów, ale mam wrażenie, że to spotkanie będze najbardziej przejmujące... Muszę dojrzeć do tego spotkania.
OdpowiedzUsuńJedna z książek, które koniecznie muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuń